Michalkiewicz: Smoleńsk i Siły Wyższe

REKLAMA

Antoni Słonimski wspomina, jak to podczas wizyty znakomitego angielskiego pisarza Gilberta Chestertona w Warszawie skrzyknął paru gazeciarzy i dał im po dwa złote, żeby w momencie, gdy Chesterton wyjdzie z restauracji „Oaza”, krzyczeli: „Niech żyje pan Chesterton!”. Podobno Chestertonowi ta demonstracja tak się podobała, że nawet nie zauważył, iż entuzjazm dla jego twórczości wyrażają 10-letni oberwańcy, wcale nie wyglądający na subtelnych intelektualistów. Ciekawe, że przedstawiciele ruchu obrońców godności Wawelu, demonstrujący przeciwko pochówkowi prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki w podziemiach wawelskiej katedry, też na subtelnych intelektualistów nie wyglądali, chociaż byli nieco starsi – ale bo też prawo zabrania zatrudniania dzieci poniżej lat 13, nawet przez razwiedkę. Nie można zatem wykluczyć, że i oni dostali pod dwa złote, a może nawet więcej, bo krzyczeli dłużej.

Inicjatywa wypuszczenia wawelskiego smoka wprawdzie wyszła od cadyków z „Gazety Wyborczej”, poruszonych wzburzeniem państwa Krystyny i Andrzeja Wajdów, ale nie wiadomo, kto właściwie wynajął demonstrantów, bo pani hrabina Róża Thun (née Woźniakowska) stanowczo zaprzecza. Podobnie nie wiadomo, kto właściwie wystąpił z inicjatywą pochowania prezydenckiej pary na Wawelu. W tej sytuacji musimy przyjąć, że inicjatywa ta wyszła od Sił Wyższych, podobnie jak ogłoszone w 1988 roku moratorium na wykonywanie w Polsce kary śmierci. Zapytany o źródło tej decyzji minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia w 1995 roku wyjaśnił nam, że „nie można ustalić autora tej decyzji”. No proszę! „Nie można ustalić” autora decyzji, której posłusznie podporządkowały się wszystkie organy demokratycznego państwa prawnego. Nic – tylko Siły Wyższe!

REKLAMA

Podobnie Siłom Wyższym należy przypisać wybuch wulkanu na Islandii, który zasypał Europę popiołem, paraliżując komunikację lotniczą. W rezultacie nawet prezydent Stanów Zjednoczonych Benedykt Obama, uważany przez wielu za Siłę Najwyższą, skwapliwie skorzystał z okazji, by ustąpić przed Siłami Jeszcze Wyższymi, podobnie jak i Nasza Złota Pani Aniela. Dymiącego (a wiadomo, że nie ma dymu bez ognia – kto wie, czy nie piekielnego?) przejawu obecności Sił Wyższych wystraszył się również Jego Eminencja Anioł kardynał Sodano, który nie odważył się wsiąść nie tylko do samolotu, ale nawet do pociągu. Tymczasem pierwszy minister JE Króla Maroka jak gdyby nigdy nic wsiadł do samolotu Cesna i do Krakowa przyleciał. Widocznie, mając do wyboru dwie Siły Wyższe, bardziej zaufał Allahowi niż przestrogom Meteorologów. Kto wie, czy to nie jest właśnie przyczyna, dla której islam robi w Europie taką konkietę.

REKLAMA