Batalia z „populizmem” i ludzie z „zasadami”. Michał Boni po konfrontacji z JKM

fot. Вени Марковски, Wikipedia
REKLAMA

„Zasady wygrały” – powiedział pan Michał Boni po wyroku, jaki niezawisły sąd ogłosił w sprawie spoliczkowania go przez Janusza Korwin-Mikkego, który został za to skazany na 20 tys. złotych grzywny i dodatkowo 3,3 tys. złotych kosztów procesu. Najwyraźniej pan Michał Boni uważa się za człowieka z zasadami, więc warto przypomnieć, o co w tym całym procesie chodziło. Otóż kiedy w 1992 roku, w następstwie przyjęcia przez Sejm uchwały lustracyjnej, minister Antoni Macierewicz przekazał parlamentarzystom informację o konfidentach UB i SB pozostających podówczas w strukturach państwa, wśród konfidentów figurował również pan Michał Boni.

Jak pamiętamy, na tę uchwałę S(r)alon zareagował świętym oburzeniem, w którym przodowała zwłaszcza redagowana przez potomka Żydów-stalinowców, pana red. Adama Michnika, żydowska gazeta dla Polaków. Opublikowała ona na pierwszej stronie wierszyk pod tytułem „Nienawiść”, napisany przez poetessę Wisławę Szymborską, co to kiedyś pisała panegiryki na cześć Partii i Chorążego Pokoju – za co S(r)alon wysunął jej kandydaturę do literackiej Nagrody Nobla. W tym wierszyku poetessa zwróciła uwagę na „oczy snajpera”, co podchwycili funkcjonariusze drobniejszego płazu, uplasowani przez oficerów prowadzących w rozmaitych redakcjach niezależnych mediów głównego nurtu – i zaraz zaczęli nieubłaganym palcem dźgać znienawidzonego Antoniego Macierewicza w „chore z nienawiści” oczy.

REKLAMA

Oczywiście to tylko na marginesie, bo zagrożony w swojej legendzie Kukuniek przeprowadził nocną zmianę, w której obok słynącego z „postawy służebnej” Tadeusza Mazowieckiego, obok cieszącego się zaufaniem wszystkich i każdego z osobna Donalda Tuska, obok Leszka Moczulskiego, obok Waldemara Pawlaka wystąpił również Wielce Czcigodny poseł Stefan Niesiołowski – bodajże jedyny parlamentarzysta, który od niezawisłego sądu uzyskał certyfikat, że nie ma ubeckich protektorów. Rząd premiera Olszewskiego został obalony i chociaż zaniepokojony profesor Bronisław Geremek pragnął pogrążyć sprawców lustracji przy pomocy oskarżenia o zamach stanu, to stare kiejkuty musiały uznać, że bezpieczniej będzie zakończyć dintojrę, bo kto wie, jakie śmierdzące dmuchy mogłyby się przy tej okazji wydostać – i w rezultacie pan profesor Geremek swego oskarżenia nie śmiał już podtrzymywać.

Zatem tylko Waldemar Pawlak, który w następstwie nocnej zmiany został premierem, przepowiadał sobie na głos, jakie priorytety będzie realizował („czyszczę sobie MSW”), potem, bodajże przy wydatnej pomocy pana Aleksandra Łuczaka, obsprawił się w skarpetki, kalesony i inne elementy fond de toilette, jak przystało premierowi – i w ten sposób pięć minut strachu minęło. Konfidenci nabrali otuchy i pewności siebie i nie tylko zaczęli zaprzeczać wszystkim „insynuacjom”, ale nawet wytaczać procesy rządowi, który z góry przyznawał im rację i odszkodowania. Wśród zaprzeczających był również pan Michał Boni, który Janusza Korwin-Mikkego nazwał człowiekiem „niespełna rozumu”. Na takie dictum Korwin-Mikke obiecał, że jeśli spotka pana Boniego, to da mu po mordzie – i słowa dotrzymał w roku 2014. Pan Boni poskarżył się do niezależnej prokuratury i w rezultacie doszło do procesu, w którym zapadł wspomniany wyrok.

Gdyby pan Michał Boni był człowiekiem z zasadami, to – po pierwsze – nie podpisywałby zobowiązania do współpracy z SB, po drugie – jeśli już podpisał, to by publicznie temu nie zaprzeczał, po trzecie – gdyby nawet zaprzeczał, to nie oskarżałby tych, którzy twierdzą odwrotnie, że są „niespełna rozumu”, a po czwarte – jako opozycjonista, który podpisał cyrograf dla SB, bez wahania by się powiesił albo zastrzelił. „Ale gdzież tam marzyć o tem!” – jak zwykł mawiać Ignacy Rzecki z „Lalki” Bolesława Prusa. Teraz w S(r)alonie są takie zasady, żeby iść w zaparte, a jeśli już się nie da, to jednym susem schronić się za murami praworządności – i pewnie dlatego wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się nawzajem w tłumie po specyficznym zapachu, pod batutą starych kiejkutów nawet w obronie praworządności kicają. Takie zasady mogą wynikać z bezpieczniackiej instrukcji na wypadek dekonspiracji.

O postępowanie zgodne z taką instrukcją podejrzewam Kukuńka, któremu „koncepcje” w sprawie „Bolka” lęgną się w głowie jedna za drugą, niczym króliki. Jeśli te podejrzenia okazałyby się trafne, to by znaczyło, że Kukuniek, który z ewidencji SB mógł zostać jeszcze w drugiej połowie lat siedemdziesiątych przejęty przez wywiad wojskowy, nadal pozostaje w ewidencji, a jeśli wykonuje jedną instrukcję, to skąd pewność, że nie wykonuje innych? Z panem Bonim sprawa może być podobna, bo czy można być w Polsce skutecznym politykiem, nie będąc niczyim agentem? Pan Boni był i nadal jest politykiem na swój sposób skutecznym, co wzbudza rozmaite podejrzenia, podobnie jak w przypadku zwycięzcy niedzielnych wyborów prezydenckich we Francji, pana Emmanuela Macrona.

On też jest politykiem tak skutecznym, że może trochę aż za bardzo, niczym w naszym nieszczęśliwym kraju sprytny pan Rysio z Nowoczesnej, co to nie tylko z niczego z dnia na dzień stworzył partię, ale zanim zdążył otworzyć usta, już wdzięczny naród obdarzył go 11 procentami zaufania. Pan Macron też stworzył z niczego partię „Naprzód!”, zaś zaufało mu aż 66 procent obywateli – ale co francuska razwiedka, to nie nasze stare kiejkuty. Inna sprawa, że i francuska razwiedka musiała się nieźle nauwijać – na co wskazuje aż ponad 9 procent głosów nieważnych. Ktoś musiał przecież te kartki do urn wyborczych podosypywać – ale ponieważ stawką była przyszłość „Europy”, to można było do takich czynności zaangażować również człowieków z zasadami. Jestem pewien, że gdyby i u nas taka konieczność się pojawiła, to na pana Michała Boniego zdrowe siły mogłyby też liczyć. Kto raz był królem – powiadają bowiem wymowni Francuzi – ten zawsze zachowa majestat.

Warto o tym pamiętać w momencie, kiedy również na francuskim odcinku frontu batalia z „populizmem” zakończyła się zwycięstwem. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Nasza Złota Pani przystąpi do robienia porządku również w naszym nieszczęśliwym kraju, a wtedy każda para rąk – zwłaszcza tak czystych, jakimi może poszczycić się pan Michał Boni, który może tam i palił, ale przecież się nie zaciągał – nie tylko się przyda, ale zostanie odpowiednio zagospodarowana. Toteż nic dziwnego, że w przeczuciu nadchodzącego etapu z jego mądrościami również niezawisły sąd powinność swej służby zrozumiał i policzek pana Michała Boniego wycenił na wagę złota. Widać wyraźnie, że mimo rozmaitych przeciwności i sypania piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, iustitia w naszym nieszczęśliwym kraju jest w niezłej kondycji i kiedy tylko zabrzmi sygnał znajomej trąbki, to „posypią się piękne wyroki”. Takie to ci, panie dzieju, są zasady.

REKLAMA