BRICS kontra Zachód

REKLAMA

Najlepszy nawet scenarzysta nie mógłby wyobrazić sobie takiego rozwoju wydarzeń. W dniu kiedy właśnie liderzy ugrupowania BRICS, zrzeszającego potęgi świata pozaatlantyckiego na czele z Chinami, przybyli na swój doroczny mityng do rosyjskiej miejscowości Ufa, załamała się giełda w Szanghaju.

BRICS to nieformalne, bardzo luźne ugrupowanie zrzeszające Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA, które w większości uważane są za nowe, wzrastające potęgi, mające w przyszłości mieć decydujący (Chiny, Indie) lub znaczny (Rosja, Brazylia) wpływ na losy świata. Celem tego ugrupowania jest przełamanie finansowej dominacji świata atlantyckiego, czyli tzw. Zachodu, a następnie jego dominacji politycznej na naszym globie. Najbardziej zainteresowane w osiągnięciu tych celów są niewątpliwie Chiny i Rosja. Dla Indii i Brazylii udział w tym towarzystwie ma cel bardziej partykularny – przez udział w tej nieformalnej koalicji chcą poprawić swoją pozycję w świecie i stać się krajami, o których względy będą zabiegali najważniejsi gracze na naszej planecie. Szczególnie dotyczy to Brazylii, która nie jest uwiązana geopolitycznie i może grać na wielu instrumentach.

REKLAMA

Obecnie szczyt BRICS staje się alternatywnym szczytem dla spotkań grupy G7, która po wyrzuceniu Rosji przekształciła się z dawnego G8 właśnie w G7. W ten sposób ukształtowały się dwa światy. Pierwszy to świat Zachodu ze swoim corocznym szczytem G7 (USA, Kanada, Wlk. Brytania, Francja, Włochy, Niemcy, Japonia), a drugi to BRICS, też ze swoim corocznym szczytem. W dużym uproszczeniu pierwszy można nazwać Ententą, a drugi Pięcioporozumieniem, przy czym należy wyraźnie zaznaczyć, że obecnie głównym polem nadciągającej bitwy nie są sprawy polityczne (one rozgrywają się na innej płaszczyźnie), lecz światowe finanse. Oba światy mają również bardziej sformalizowane instytucje. Z jednej strony są to Unia Europejska, NATO i tworzące się Transatlantyckie Porozumienie o Strefie Wolnego Handlu, a z drugiej SOW (Szanghajska Organizacja Współpracy) oraz EAUG (Euroazjatycka Unia Gospodarcza).

Wydaje się jednak, że o ile świat Zachodu jest w miarę zjednoczony zarówno w swoich celach politycznych, jak i monetarnych, kontrolując główne narzędzia finansowe globu w postaci Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego, Azjatyckiego Banku Rozwoju czy większości giełd, to w BRICS spoistość finansowa dominuje nad polityczną.

Co łączy, a co dzieli BRICS?

Łączy oczywiście chęć przeciwstawienia się dominacji Zachodu. Warto zaznaczyć, że większość członków BRICS to kraje, które w przeszłości przeszły przez piekło kolonializmu lub innej dominacji państw Zachodu, często mającej wyraźne zabarwienie rasistowskie. Dla nich też finansowe instytucje Zachodu, takie jak MFW i BŚ, kojarzą się nie tylko z pomocą finansową, ale mają odcień neokolonializmu w postaci narzucania biedniejszym krajom Trzeciego Świata takich warunków tejże pomocy, których kraje Zachodu nigdy nie zastosowałyby do siebie. Warto o tym pamiętać, ponieważ wiele analiz pomija tę tematykę, ograniczając się do przedstawienia działalności BRICS jako kolejnej konfrontacji polityczno-gospodarczej Wschodu z Zachodem.

Te państwa jednak o wiele więcej dzieli. Przede wszystkim pozostałych członków niepokoi szybki wzrost Chin, które już teraz zdecydowanie dominują gospodarczo nad resztą. PKB Chin jest prawie dwukrotnie większy niż PKB pozostałych uczestników razem wziętych. O ile dla Brazylii i RPA nie ma to większego znaczenia, to w Moskwie i w Delhi budzi to prawdziwy niepokój. Dlatego wiadomość o tąpnięciu na giełdzie w Szanghaju, które wydarzyło się dokładnie w dniu kiedy liderzy siadali do stołu, była zapewne całkiem krzepiąca dla premiera Indii Narendry Modiego i prezydenta Rosji Władimira Putina. Bardziej dla tego pierwszego, odczuwającego duży dyskomfort w stosunkach z Chinami, jako że Indie traktowane są przez Pekin jak młodszy kolega. Rosyjski prezydent też się pewnie cieszył, ale z drugiej strony ewentualne pogłębiające się finansowe trudności Chin mogą postawić pod znakiem zapytania finansowanie przez nie syberyjskich gazociągów, na czym Rosji bardzo zależy.

Problemem jest także agresja Rosji na Ukrainę. Żaden z członków BRICS nie poparł Rosji ani nie uznał zaboru Krymu. Więcej – choć nie zostało to jasno określone, w stolicach pozostałych państw uważa się, że polityka Putina zaszkodziła wizerunkowi BRICS, które podkreśla swoje przywiązanie do kwestii bezpieczeństwa i poszanowania integralności innych państw. Dlatego też mimo nacisków Putina, który w Ufie oskarżał władze Ukrainy o nazistowskie sympatie i nawet tam grał banderowską kartą, szczyt wyraził zaledwie zaniepokojenie tym, co się dzieje na Ukrainie, i zaapelował o przestrzeganie porozumienia o zawieszeniu broni.

Dzielą – i to jest chyba najważniejsze – sprzeczne strategiczne interesy trzech azjatyckich imperiów: Chiny i Indie zabiegają o dominację w akwenie Oceanu Indyjskiego, Chiny i Rosja o dominację w Azji Środkowej i w Azji Północno-Wschodniej. Ponadto po względem politycznym Indiom jest bliżej do USA i Japonii, a polityczna neutralność Brazylii ma o wiele bardziej odcień prozachodni niż prochiński. Tak głębokie różnice strategiczne między najważniejszymi członkami powodują, że BRICS nie jest tak spójnym obozem, przynajmniej na razie, jak jego „atlantyccy” rywale.

BRICS się rozwija

Doroczne mityngi liderów mają coraz większy zasięg. Już np. na poprzednim spotkaniu, w 2014 roku w Brazylii, do udziału w debatach zaproszono przywódców państw Ameryki Łacińskiej. Nie inaczej było w tym roku. Na szczyt BRICS z udziałem prezydentów: Putina (gospodarz), Xi Jinpinga, Dilmy Rousseff, Jacoba Zumy i premiera Modiego zaproszono przedstawicieli państw krajów SOW, którymi poza Rosją i Chinami są wszystkie państwa Azji Środkowej oprócz Turkmenistanu.

Zaproszenie otrzymały też państwa-obserwatorzy SOW: Mongolia, Pakistan, Afganistan i Iran. Formalne zaproszenie otrzymały Indie, które mają zostać przyjęte do SOW. Putin, korzystając z prawa gospodarza, zaprosił też kraje należące do stworzonej przez Rosję Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Do Ufy, stolicy Baszkirii, autonomicznej republiki w ramach Federacji Rosyjskiej, oficjalnie teraz nazywanej Baszkortostanem, zjechała masa polityków, doradców, ekspertów, analityków w liczbie ok. 10 tysięcy. Wybór tego miasta nie był przypadkowy. Jest ono położone daleko na wschód od Wołgi, daleko od zgiełku świata i możliwości jakichś protestów.

Obecność lub nieobecność przedstawicieli różnych państw daje pewne pojęcie o kierunku rozwoju tej organizacji i międzypaństwowych konfliktach. Na salonach była Armenia jako członek EAUG i sojusznik Rosji, ale nie było dwóch pozostałych krajów zakaukaskich – Gruzji i Azerbejdżanu – których mimo nacisków Kremla nie udało się zwerbować do tej organizacji. Nie było też Turkmenistanu – czwartego pod względem wielkości zasobów gazu ziemnego państwa świata, jedynego z tego regionu, które skutecznie opiera się naciskom Rosji i Chin i nie wstąpiło ani do SOW, ani tym bardziej do EAUG. Na spotkaniu nie było także przedstawicieli Turcji, mającej w SOW status partnera w dialogu.

Ten krajobraz geopolityczny pokazuje cel rozwoju BRICS, którym jest przyciąganie średnich i małych w skali świata w celu stworzenia kręgu sojuszy i powiązań. Warto zauważyć, że Chiny, które są spiritus movens tej formacji, stosują bardzo interesująca politykę przyciągania kręgów cywilizacyjnych. Na partnerów Chiny wybrały liderów danej cywilizacji: Brazylię (latynoska), Rosja (prawosławna), Indie (hinduistyczna), RPA (lider afrykański), licząc, że jako liderzy przyciągną kraje ze swojego kręgu cywilizacyjnego. W ten sposób Chiny, jako najważniejszy członek BRICS, za pomocą efektu śnieżnej kuli mogłyby powiększyć swoje i tak niemałe wpływy w świecie. W tej układance brak jednak jednego kręgu – muzułmańskiego. Stąd też umizgi pod adresem Turcji, a ostatnio Iranu.

Iran szóstym członkiem BRICS?

To kluczowy kraj nie tylko w układance BRICS. To przede wszystkim liczący się dostawca surowców energetycznych dla Kraju Smoka, ale także kraj mający znakomite położenie geopolityczne – mogący blokować całą Zatokę Perską. Iran jest również ważnym punktem tranzytowym na jednej z tras projektowanego Nowego Jedwabnego Szlaku. Teraz, kiedy trwa procedura znoszenia sankcji ONZ wobec tego kraju w konsekwencji podpisania przez Iran porozumienia w sprawie programu atomowego, nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby Iran został członkiem SOW, na czym Chinom bardzo zależy. A niewykluczone, że także samego BRICS, jako że Teheran kiedyś wyrażał gotowość w tym względzie. Jednakże Chiny nie będą jedynym państwem starającym się o względy Teheranu. Na drodze stoi Moskwa, od jakiegoś czasu bliski przyjaciel Iranu, długo broniący jego interesów podczas wspomnianych negocjacji „atomowych”. Z tego powodu jednym z pierwszych rozmówców Putina w Ufie był irański prezydent Hasan Rowhani. O wpływy w Iranie oba państwa zapewne stoczą niedługo walkę z USA, które dla tego celu zaryzykowały nawet pogorszenie relacji ze swoim długoletnim sojusznikiem – Izraelem.

Ciężki poród banku

Tegoroczny mityng odbywał się w nienajlepszej sytuacji dla głównych uczestników. Rosja cierpi podwójnie – z powodu sankcji oraz z powodu spadku cen ropy i gazu. W Brazylii nastąpiło wyhamowanie wzrostu rozwoju gospodarczego. Najgorsze jednak – jak już wspominaliśmy – przyszło w pierwszym dniu szczytu.

Po niemal całym miesiącu spadków załamała się giełda w Szanghaju, tracąc w tym dniu 6% wartości akcji przedsiębiorstw na niej notowanych. Ta czarna środa to bez wątpienia najgorszy dzień w historii chińskiej gospodarki XXI wieku, a chyba i też w całym okresie transformacji, trwającym od grudnia 1978 roku. Nie pomoże to Chinom w dalszych negocjacjach związanych z uruchomieniem Nowego Banku Rozwoju – centralnej instytucji BRICS, mającej rywalizować z Bankiem Światowym. Ale być może szczęśliwie dla Chin to tąpnięcie nastąpiło w środę, 8 lipca, a nie dzień lub dwa dni wcześniej.

We wtorek, 7 lipca w Moskwie ministrowie finansów i szefowie banków centralnych krajów BRICS, po kilku latach negocjacji, podpisali porozumienie co do szczegółów funkcjonowania Nowego Banku Rozwoju, najważniejszego dziecka BRICS. Porozumienie (weszło w życie 30 lipca) ostatecznie reguluje wielkość udziałów kapitału założycielskiego. Początkowo miał on wynosić 50 mld dolarów, z wkładem po 10 mld przez każde państwo, a potem miał zostać podniesiony do wartości 100 miliardów. Okazało się, że jest to ponad siły RPA – kraju, który ma PKB niższe niż Polska i którego uczestnictwo w tym projekcie to ukłon w kierunku poprawności politycznej i chęć zjednania sobie państw Afryki, kontynentu, który wykazuje ostatnio dynamikę nie tylko demograficzną, ale również ekonomiczną. Ostatecznie uzgodniono, że Chiny wpłacą 41 mld dolarów, Rosja, Brazylia i Indie po 18 mld, a RPA tylko 5 miliardów. Uzgodniono także, żeby ulżyć tym, którzy mają już kłopoty finansowe, możliwość wpłacania swojego wkładu w walucie swojego kraju.

AUTORZY: Wojciech Tomaszewski, Radosław Pyffel

REKLAMA