Bulwersująca kampania Donalda Trumpa. Czy pogrzebie szanse Republikanów?

REKLAMA

Polityczny wyścig do Białego Domu zaczyna nabierać tempa. Od kilku dni na czoło peletonu wysuwa się 69-letni miliarder Donald Trump, który wkrótce może przejąć pałeczkę lidera od Jeba Busha.

Nie pierwszy raz Donald Trump zabiega o poparcie Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. Jednak nigdy wcześniej nie stosował tak agresywnych metod jak obecnie. Niektóre jego wypowiedzi są tak ostre, że wywołują rosnący z dnia na dzień niepokój kierownictwa Partii Republikańskiej. Na początku lipca tego roku, podczas konwencji wyborczej w Las Vegas, Donald Trump nazwał społeczność meksykańską żyjącą w Stanach Zjednoczonych ,,bandą gwałcicieli i przestępców, którzy sprowadzają narkotyki”. Opinia ta nie spodobała się większości przedstawicieli GOP na Kapitolu, którzy starają się przed każdymi wyborami pozyskać poparcie wśród mniejszości zamieszkujących ich regiony wyborcze. Wypowiedź ta spotkała się także z krytyką ze strony jego partnerów biznesowych, w tym m.in. telewizji NBC, Univision, Macy’s, NASCAR, PGA i wielu innych, którzy albo już zerwali z nim współpracę, albo zamierzają to dopiero zrobić. 69-letni miliarder wydaje się jednak tym w ogóle nie przejmować. Podczas niedawnego mityngu wyborczego w Phoenix dał wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza poddać się naciskom i nie złagodzi swojej krytycznej opinii o amerykańskim systemie imigracyjnym.

REKLAMA

– Meksykanie wlewają się do USA jak woda i zabijają nas na granicy. Meksyk wypycha ludzi przez amerykańską granicę – grzmiał Trump do oklaskującego go tłumu. – Rząd meksykański powinien płacić Ameryce 100 tysięcy dolarów za każdego swojego obywatela, który przedostanie się nielegalnie do USA. Jak można iść naprzód – pytał – skoro tak naprawdę nie mamy granicy?

Podobnie jak w przypadku swego wystąpienia w Las Vegas, tak i w Arizonie Trump zaprosił na scenę Jamiela Shawa – czarnoskórego Amerykanina, który stał się uosobieniem walki obywateli amerykańskich z nielegalną meksykańską imigracją. 2 marca 2008 roku jego 17-letni syn został zamordowany przez nielegalnego przybysza z Meksyku. Na scenie Phoenix Convention Center wystąpił także Joe Arpio – szeryf powiatu Maricopa, który w 2013 roku został oskarżony o celowanie pistoletem do Latynosów podczas akcji wyłapywania przestępców, głównie handlarzy narkotyków, w ich domach i na ulicach.

Donald Trump podkreśla, że jest zwolennikiem imigracji, ale legalnej, w ściśle wyznaczonych ramach prawnych. – Może powinniśmy ułatwić i przyspieszyć legalną imigrację – podkreślił – ale na pewno nie nagradzając obywatelstwem ludzi, którzy świadomie złamali prawo, przekraczając granicę państwa bez odpowiednich dokumentów.

Zapytany, dlaczego skupił się tak bardzo na problemie imigracji, odpowiedział: – Myślałem, że będę kandydatem, który skupi swą kampanię na miejscach pracy, ale muszę się zająć bardziej palącym problemem, jakim jest imigracja.

Miliarder nie zostawił też suchej nitki na Baracku Obamie, którego uważa za jednego z najgorszych prezydentów w historii USA. Trump podkreślił, że w porównaniu z Obamą byłby znacznie bardziej stanowczym negocjatorem w sprawach międzynarodowych umów handlowych. Dotyczy to w szczególności oszustw ze strony innych partnerów, w tym głównie rządu chińskiego.

Celny cios w Jeba Busha

Niepoprawne politycznie poglądy na temat imigrantów z krajów Trzeciego Świata wcale nie szkodzą notowaniom Donalda Trumpa. Wbrew przeciwnie – od czasu kiedy zapowiedział, że będzie się ubiegać o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich, jego popularność wśród wyborców rośnie z dnia na dzień. W sondażach opinii publicznej Trump dogonił już Jeba Busha i prawie wysunął się na prowadzenie. Jego zdecydowana krytyka polityki imigracyjnej obecnej administracji oraz skupienie całej złości na meksykańskich imigrantach przyczyniło się do stworzenia jednego frontu białych i czarnych Amerykanów.

Trumpowi udało się zjednoczyć te dwie grupy etniczne w obliczu jednego wspólnego wroga – i to w czasie kiedy Ameryka przechodzi największy kryzys rasowy od wielu lat.

W opinii komentatorów politycznych główny przeciwnik Trumpa w partyjnych prawyborach, były gubernator Florydy Jeb Bush, wpadł we własne sidła, eksponując swoje małżeństwo z meksykańską imigrantką Columbą Bush. Potencjalna pierwsza dama przyszła na świat w miejscowości León w meksykańskim stanie Guanajuato jako córka lokalnego kelnera José Maríi Garnica Rodrigueza oraz Josefiny Gallo Esquivel. Prawdopodobnie ojciec pani Bush dostał się do Stanów Zjednoczonych nielegalnie, przekradając się przez granicę. 10-letnia Columba została z matką w León. Tam też ukończyła katolicką szkołę, a sześć lat później została nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej we wsi Ibarrilla. W 1970 roku poznała starszego o rok, płynnie mówiącego po hiszpańsku Amerykanina Jeba Busha, który namiętnie interesował się kulturą Ameryki Łacińskiej. Po czterech latach znajomości, 23 lutego 1974 roku, para wzięła ślub w teksańskim mieście Austin. Młoda pani Bush otrzymała kartę stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych i postanowiła sprowadzić do Ameryki swoją matkę.

Uderzając w liberalną politykę imigracyjną demokratycznej administracji Obamy, Donald Trump celnie wymierzył cios w byłego gubernatora Florydy. Jeb Bush nie ma w zasadzie dużego pola manewru w tej kwestii i jest z góry skazany na wspieranie społeczności latynoskiej. Z jednej strony zapewnia mu to wsparcie największej mniejszości etnicznej Ameryki, z drugiej zaś powoduje wzrost niechęci ze strony jednoczącej się pod hasłami antyimigracyjnymi większości białych i czarnych Amerykanów.

Trump doskonale wyczuł tę zależność. – Jak Jeb Bush zostanie prezydentem to oj, oj, oj – drwił sobie podczas konwencji w Iowa. – On jest beznadziejny. Bardzo słaby w sprawach imigracyjnych.

Nowojorski miliarder wypomniał byłemu gubernatorowi Florydy, że ten ostatni sam określił swoje stanowisko, oświadczając, że ,,imigranci, którzy nielegalnie przyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych, nie są przestępcami, bo podejmując decyzję o przekroczeniu granicy, kierują się miłością do własnej rodziny”.
Faktycznie, te niefortunne słowa padły z ust Jeba Busha podczas wywiadu z Shannon Bream z Fox News i od razu spowodowały znaczne zamieszanie w GOP. Większość Republikanów określiła je jako stanowisko niezgodne z ich poglądami. Znaleźli się też tacy, którzy uznali Jeba Busha za większe zagrożenie od Hillary Clinton czy wiceprezydenta Joe Bidena.

– Ktoś, kto z narażeniem życia przekracza naszą granicę, robi to w poszukiwaniu pracy na utrzymanie rodziny, ponieważ we własnym kraju nie może znaleźć zatrudnienia. Przedziera się przez granicę nielegalnie, bo nie ma szans na legalny przyjazd. Owszem, naruszył prawo, lecz nie popełnił zbrodni, popełnił czyn świadczący o miłości do rodziny, co nie powinno nikogo drażnić − tłumaczył swoje stanowisko Jeb Bush. Donald Trump natychmiast zarzucił Bushowi niezdecydowanie i lawiranctwo polityczne, ponieważ to właśnie blisko związani z rodziną Bushów Republikanie zablokowali w 2013 roku propozycję uchwalenia amnestii imigracyjnej.

Atak na McCaina

Czy zatem wspierając nielegalnych imigrantów, Jeb Bush popełnił polityczne samobójstwo? Analiza wyników wyborów prezydenckich z 2012 roku wskazuje, że strategia obrana przez byłego gubernatora Florydy może mieć swoje uzasadnienie nie tylko w jego sytuacji rodzinnej. Bush pamięta, że prezydent Barack Obama wygrał ostatnie wybory prezydenckie głównie dzięki głosom 71 proc. wyborców latynoskich, podczas gdy jego republikański rywal Mitt Romney zapewnił sobie poparcie jedynie 27 procent przedstawicieli tej grupy etnicznej.

O porażce Mitta Romneya doskonale pamięta także Donald Trump. Zdając sobie sprawę, że nie ma szansy na poparcie ze strony meksykańskich środowisk imigranckich, obrał je za główny cel swojego ataku. Czy była to słuszna koncepcja? Dotychczas okazała się ona strzałem w dziesiątkę. Świadczy o tym chociażby wspomniane spotkanie wyborcze zorganizowane przez oddział Partii Republikańskiej w hrabstwie Maricopa. Cieszyło się ono tak dużą popularnością, że organizatorzy musieli przenieść je z hotelu do olbrzymiego centrum konferencyjnego Phoenix Convention Center, gdzie wśród owacji tysięcy zwolenników nowojorski miliarder ponownie zaprezentował swoje radykalne poglądy na temat imigrantów. Na widowni pojawiły się transparenty z napisami „Truth Trumps All” („Prawda przebije wszystko”) i „Make America Great Again” („Uczyń Amerykę ponownie wielką”).

Wypowiedzi Donalda Trumpa wywołały furię wśród amerykańskich Latynosów. Pochodzący z rodziny meksykańskiej zastępca burmistrza miasta Phoenix zaapelował do swojego szefa o zakazanie Trumpowi występowania w lokalnym centrum konferencyjnym. Na spotkaniu zabrakło senatorów z Arizony: Johna McCaina i Jeffa Flake’a oraz republikańskiego gubernatora tego stanu Douga Duceya. Senator Flake wystosował oświadczenie, w którym nazwał poglądy Trumpa „nietolerancyjnymi”, „nieadekwatnymi” oraz szkodliwymi dla partii republikańskiej. Trump nie czekał długo z odpowiedzią. Podczas kolejnego spotkania wyborczego w Iowa zadrwił sobie z senatora Johna McCaina. – On nie jest żadnym bohaterem wojennym. Ja lubię ludzi, którzy nie dali się pojmać – powiedział, nawiązując do pobytu senatora w wietnamskiej niewoli. Wypowiedź ta wywołała burzę w środowisku kierownictwa Partii Republikańskiej. Swojego oburzenia nie krył senator Marc Rubio z Florydy, który określił słowa Trumpa na temat historii wojennej senatora McCaina jako obelgę dla wszystkich kombatantów. – On mówi, że jeżeli zostajesz pojmany na polu walki, to jesteś mniej godny honorów niż ten żołnierz, który nie został pojmany. To nie tylko absurd. To jest obelga. To go dyskwalifikuje jako kandydata na dowódcę sił zbrojnych – podsumował senator Rubio. Podobnego zdania są też przywódcy Tea Party, którzy podkreślają, że John McCain był przez sześć lat więźniem wojennym w Wietnamie Północnym.

Były gubernator Teksasu Rick Perry stwierdził bez ogródek, że po swoim wystąpieniu w Iowa Donald Trump powinien się wycofać z kampanii. Podobną opinię wyrazili także Jeb Bush, Scott Walker oraz inni kandydaci, w tym Hillary Clinton.

Zmasowana krytyka ze strony kierownictwa obu partii w niczym nie zraziła Trumpa. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że dodała mu skrzydeł. Miliarder zapowiedział, że nie tylko nie przeprosi Johna McCaina, ale wypomni mu wszystkie błędy. – Jestem nim rozczarowany, bo weterani są bardzo źle traktowani w tym kraju – podkreślił Trump wywiadzie dla ABC. W jego opinii to głównie tacy politycy jak John McCain są winni temu, iż polityka imigracyjna Ameryki jest katastrofą. W tym samym wywiadzie Trump oświadczył, że nie ma najmniejszego zamiaru wycofać się z kampanii prezydenckiej. – McCain nazwał tysiące moich zwolenników ludźmi szalonymi tylko dlatego, że są oni przerażeni tym, co się dzieje z nielegalną imigracją w tym kraju – stwierdził wyraźne podirytowany Trump. – To on powinien przeprosić. Wszyscy czuli się obrażeni. Kraj bez granic to nie państwo, ale John McCain tego nie widzi.

Nie jest prawdą, że Donald Trump jest cynicznym bogaczem traktującym koniunkturalnie los tysięcy ludzi poszukujących lepszego życia w USA. Podczas spotkania wyborczego w Las Vegas przypomniał o konieczności ratowania prześladowanych na Bliskim Wschodzie chrześcijan. – Jeśli jesteś muzułmaninem, bardzo łatwo możesz przyjechać do USA – podkreślił kandydat. W jego opinii o wiele gorzej mają chrześcijanie, ponieważ nikt na Zachodzie nie chce wierzyć, że są oni najbardziej prześladowaną grupą wyznaniową na naszej planecie.

Amerykańscy komentatorzy polityczni podkreślają, że strategia, jaką przyjął w tej kampanii wyborczej Donald Trump, jest zarówno bardzo ryzykowna, jak i bardzo skuteczna.

Tłumy na spotkaniach w Newadzie, Arizonie i Teksasie wskazują, że kwestie imigracyjne są najbardziej istotne dla większości Amerykanów. Skuteczność tej strategii potwierdza także najnowszy sondaż Reutera i Ipsos, w którym Donald Trump uzyskał 15,8 procent poparcia elektoratu republikańskiego i znalazł się tuż za byłym gubernatorem Florydy, cieszącym się poparciem 16,1 procent wyborców. Daleko za nimi są: gubernator New Jersey Chris Christie (9,5 proc.), sen. Rand Paul (8,1 proc.), czarnoskóry neurochirurg i dziennikarz Ben Carson oraz gubernator stanu Wisconsin Scott Walker.

REKLAMA