Czekając na wyrok. Politycy PO pogodzili się z przegraną

REKLAMA

Politycy Platformy Obywatelskiej robią wrażenie oczekujących w spokoju na przejęcie władzy przez PiS na jesieni. Podróżująca po Polsce premier Ewa Kopacz nie jest w stanie przełamać niekorzystnego trendu w sondażach. W jednym z sondaży (przygotowanym przez GFK Polonia) różnica między PO a PiS wynosi już 19 punktów procentowych (30 do 49 procent).

Oznacza to, że PO walczy już obecnie o to, aby PiS nie miało większości pozwalającej zmienić konstytucję. Decyzja o niekandydowaniu, którą ogłosił Radosław Sikorski, pokazuje, że czołowi politycy tej partii nie wierzą, iż utrzyma ona władzę. Wydaje się, że – wbrew deklaracjom – nie wierzy w to także Ewa Kopacz, która chce tylko wziąć tyle, ile można, i obronić pozycję w partii po przegranych wyborach.

REKLAMA

Dlaczego PO przegra wybory

Wybory w 2007 roku i w 2011 roku zostały przez PO wygrane głównie dzięki taktyce straszenia wygraną PiS. Strategia ta zdawała egzamin, dopóki twarzami partii byli Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Mariusz Kamiński (były szef CBA). Mimo niewątpliwie ogromnego talentu politycznego Kaczyński nie ma umiejętności komunikowania się z opinią publiczną. Jest znakomity na partyjne wiece, ale nie wypada dobrze, gdy próbuje pozyskać głosy nieprzekonanych. Polacy są zmęczeni rządami PO, która tak naprawdę administrowała krajem, nie rozwiązując żadnego z narastających problemów. Podwyższyła natomiast znacznie podatki VAT (z 3 do 5 proc., z 7 do 8 proc. i z 22 do 23 proc.), składkę rentową (o 2 punkty procentowe) i akcyzy (na paliwo, wódkę i papierosy). Zamrożono też progi dla podatników (czyli co roku płacimy podatek wyższy o wskaźnik inflacji) oraz kwotę wolną od podatku, która w jest dziś w Polsce na żałośnie niskim poziomie.

Na dodatek przez osiem lat rządów koalicji PO-PSL zadłużono Polskę na blisko 500 mld zł. Wychodzi ponad 13 tys. zł na obywatela, a przecież 2-3 miliony Polaków jest już za granicą i nie zamierza wracać do „zielonej wyspy” wzrostu gospodarczego. Właśnie ów pełzający wzrost gospodarczy, którym chwali się PO, pokazuje miałkość naszej klasy politycznej. Zrujnowana wojną (i dwiema bombami atomowymi) Japonia przez ćwierć wieku stała się globalnym mocarstwem gospodarczym, rozwijając się po 9-10 proc. rocznie. Nasi politycy karzą się po rękach całować za 3 procent. I to jeszcze na kredyt.

W tej sytuacji narracja w kampanii, którą serwuje Kopacz (przyjdzie PiS i was zje) nie zostanie kupiona po raz kolejny. – Moi koledzy, politycy, mają wrażenie, że jedynie oni mają prawo do tego, żeby urządzać ludziom życie. Ja jestem taką retoryką przerażona. Gdyby w październiku postawiono na tych ludzi, nasze życie nie będzie wyglądało jak dotychczas. Będzie się toczyło pod dyktando tych, którzy wiedzą wszystko najlepiej. Nie chcę, żeby w moim wolnym kraju, który traktuję jak coś wyjątkowego i kocham, ktokolwiek przychodził i urządzał moje życie. Mówił mi, na jakie filmy chodzić, jakie książki czytać, w co się ubierać, co myśleć na dany temat – mówiła Kopacz w TOK FM. Najlepszym komentarzem były memy internautów na których zadowolony z siebie Jarosław Kaczyński cytował słynną opinię Donalda Tuska: „nie ma nawet z kim przegrać”.

Jesienny „deszcz” kwitów

To, że PO nie ma się czym specjalnie chwalić po ośmiu latach spędzonych przy władzy, to tylko połowa problemów Ewy Kopacz. Druga połowa to kompletna niewiadoma, jeżeli chodzi o to, co pojawi się na jesieni w mediach. Cała „warszawka” (bo, jak wiadomo, Warszawa to mała wieś, gdzie wszyscy się znają i wymieniają plotkami) żyje dziś taśmami, które dopiero jesienią mają ujrzeć światło dzienne. Nawiasem mówiąc, właśnie obawa przed kolejnym wysypem taśm miała być – według jednej z wersji – przyczyną rezygnacji Radosława Sikorskiego z kandydowania. Z kolei według jednego z ważnych polityków PO, sprawa jest bardziej prozaiczna: cztery lata siedzenia w opozycji, na pensji poselskiej to ciężka harówka, bez ministerialnego prestiżu. Atmosferę w rządzącej partii dobrze oddaje dowcip, że za rządów PiS politycy PO, owszem, posiedzą, ale niekoniecznie w ławach sejmowych. – Rozważam założenie warsztatu stolarskiego z posłem Żelichowskim – odpowiadał w Sejmie Radosław Sikorski. A poseł PSL rozwinął tę myśl: – Wyczuliśmy dziurę na rynku. Jak PiS zdobędzie władzę, będzie o szóstej rano wywalał futryny łącznie z drzwiami. A my w warsztacie stolarskim będziemy te drzwi nastawiali – żartował Żelichowski.

Zresztą afera taśmowa niedługo może okazać się znacznie większym wydarzeniem, niż sądzono. Bowiem trzej zatrzymani kelnerzy nie byli jedynymi trudniącymi się nagrywaniem w Warszawie. Mówi się o kolejnych około 20 kelnerach-nagrywaczach z najlepszych i najbardziej popularnych restauracji w stolicy. Z tą różnicą, że ci kelnerzy nie urwali się oficerom prowadzącym ze smyczy i grzecznie oddali taśmy.

Jesień ma właśnie upłynąć pod znakiem odpalania kolejnych podsłuchanych rozmów. Nieoficjalnie mówi się, że podczas kampanii rolę chłopca do bicia dla polityków PiS ma pełnić najbogatszy Polak – Jan Kulczyk. Specjaliści od mediów ochraniający Kulczyka czekają na koniec wakacji równie niecierpliwie co marszałek Edward Rydz-Śmigły na kampanię wrześniową w 1939 roku. W 2007 roku PiS na ataku na Ryszarda Krauzego zbudowało całą kampanię i niewiele brakło, by wygrało wybory. Mało osób pamięta, że PiS, przegrywając wybory, zebrało ponad 32 proc. głosów (o 5 punktów procentowych więcej niż w 2005 r.). Przegrana z PO była skutkiem dwóch błędów. Pierwszym była zgoda Jarosława Kaczyńskiego na debatę z Donaldem Tuskiem w sytuacji, w której PiS prowadziło w sondażach. A gdy zmieniła ona trend w sondażach, to odpalono nagranie przyjmującej łapówkę od agentów CBA posłanki PO Beaty Sawickiej. Ta z kolei odegrała genialne przedstawienie i zemdlała, a sprawa, zamiast poprawić notowania PiS, je pogrzebała. Po prostu pod naszą szerokością geograficzną publiczne „kamienowanie” kobiet, nawet winnych, nie przysparza popularności.

Klątwa Lisa

Już rok temu redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis przepowiadał, że odejście Donalda Tuska może dla PO się skończyć bolesną porażką w wyborach. A Lisowi, niezależnie od oceny jego działań jako dziennikarza, nie można odmówić wiedzy na temat polityki i mediów. Polityka jest teatrem. W sytuacji kryzysowej ważne jest, co mówi lider, ale jeszcze ważniejsze, jak mówi i wygląda. – Gdy Tusk pojawiał się w sytuacji kryzysowej, widzieliśmy kogoś, kto panuje nad sytuacją – wspominał w TOK FM Tomasz Lis. Jego zdaniem, Ewa Kopacz na tle Tuska wypada źle.

Dziś tak naprawdę widać, że sposób zarządzania PO został skrojony pod Tuska. Z zachowaniem proporcji można porównać jej obecną kondycję do sytuacji w II RP po śmierci Józefa Piłsudskiego, gdy okazało się, że nie ma w obozie władzy polityka, który pasuje do systemu władzy stworzonego specjalnie dla Marszałka. Tusk „wyrżnął” wszystkich, którzy mogli mu zagrozić. Gdyby nominacja do Brukseli przyszła trochę później, to dokończyłby również anihilację Grzegorza Schetyny. Dziś ten polityk jest wymieniany jako przyszły szef PO po przegranych wyborach.

Zdaje się, że podobnie myśli odchodzący prezydent Bronisław Komorowski. Oficjalnie ogłosił, że nie będzie kandydował w wyborach parlamentarnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby po wyborczej porażce PO zacząć ją odbudować w opozycji.

Last but not least: najwięksi optymiści w PO uważają, że sukcesem będzie taka sytuacja, w której PiS nie będzie w stanie zmienić konstytucji samo lub z koalicjantem.

REKLAMA