G. Johnson. Libertariańska alternatywa dla Obamy i Romneya

REKLAMA

Różnica między prezydentem Barackiem Obamą a Willardem „Mittem” Romneyem jest tak niewielka jak między PiS a PO. Alternatywą jest Gary Johnson, kandydat Partii Libertariańskiej na prezydenta USA, którego poglądy i propozycje są całkowicie odmienne od poglądów i propozycji obu głównych kandydatów.

Według wyliczeń ekspertów, tylko w ciągu pierwszego roku rządów zarówno Obamy, jak i Romneya dług federalny zwiększy się o 1,2 biliona dolarów, podczas gdy Johnson jako prezydent chce obciąć wydatki o 43 procent, aby zbilansować budżet. Zarówno Obama, jak i Romney wspierali pakiety stymulacyjne i dotacyjne dla banków, korporacji, zagranicznych państw czy rządów stanowych, podczas gdy Johnson zawetowałby wszystkie tego typu wydatki. Odnośnie służby zdrowia Demokrata utrzymywałby system Obamacare i go rozwijał, Republikanin zmieniłby Obamacare na Romneycare, a Libertarianin całkowicie zlikwidowałby Obamacare, aby powrócić do systemu, w którym rodziny same mogą sobie wybierać lekarzy.

REKLAMA

Zarówno Obama, jak i Romney nadal będą utrzymywać 550 tysięcy amerykańskich żołnierzy w bazach znajdujących się w różnych krajach na całym świecie i będą kontynuować wojnę w Afganistanie, podczas gdy Johnson wycofałby amerykańskie wojsko z innych państw i natychmiast sprowadził do USA żołnierzy z Afganistanu.

Obama i Romney proponują zwiększenie wydatków na wojsko, podczas gdy Johnson chce ich redukcji o 43 procent już w roku 2013. Ponadto Demokrata i Republikanin będą kontynuować prohibicję marihuany, która dawno poniosła klęskę, a Johnson zalegalizowałby marihuanę, by pomóc wielu ludziom cierpiącym na takie choroby jak nowotwory, AIDS, jaskra, migreny i inne poważne dolegliwości.

To, czy wygra Obama, czy Romney, niczego nie zmieni. Wygra ten sam establishment, a zmiany mogą być wyłącznie kosmetyczne. Jedyną autentyczną alternatywą dla tej dwójki jest Gary Johnson.

Rządowi mówimy „nie”

– Gary Johnson, kandydat amerykańskiej Partii Libertariańskiej na prezydenta, porusza problemy, o których zapominają zarówno prezydent Obama, jak i Willard „Mitt” Romney, co jest dla niego szansą w walce o Biały Dom – uważa Douglas E. Schoen z Fox News.

W rzeczy samej jego program może wydawać się rewolucyjny w porównaniu z kandydatami obu największych partii. Przede wszystkim Johnson proponuje głębokie zmiany w finansach publicznych. Chce znacznie zmniejszyć wydatki federalne poprzez:

1) rewizję warunków przyznawania wypłat z programów zdrowotnych i socjalnych; 2) wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu i Iraku oraz ograniczenie wydatków obronnych do takich, które bezpośrednio chronią USA; 3) zaprzestanie wszelkich stymulacji i dotacji do transportu, energetyki, budownictwa mieszkaniowego i innych.

Wolnościowiec proponuje niemal rewolucję w amerykańskich finansach publicznych. Chce zbalansować budżet już w roku 2013, a nie – jak proponuje Obama i Romney – za pięć czy dziesięć lat. Johnson, podobnie jak Ron Paul, domaga się audytu Rezerwy Federalnej oraz wprowadzenia transparentności jej działań i zakazu kreowania przez nią pieniądza. Kandydat Partii Libertariańskiej proponuje gruntownie zreformować cały system podatkowy poprzez likwidację IRS, czyli federalnego Urzędu Podatkowego, a przede wszystkim poprzez kasację podatków dochodowych i podatków od biznesu (bo to przedsiębiorcy jako jedyni tworzą miejsca pracy), przy jednoczesnym położeniu nacisku na opodatkowanie wydatków (chce wprowadzenia 23-procentowego podatku od sprzedaży). Gary Johnson opowiada się za radykalnym zmniejszeniem wtrącania się państwa do gospodarki – chce likwidacji regulacji, które są korzystne dla różnych grup interesu, a obciążają całe społeczeństwo.

– Jako prezydent USA będę promował politykę, która ma na celu ograniczenie udziału państwa w życiu Amerykanów – powiedział Johnson. – Jako gubernator Nowego Meksyku zawetowałem więcej uchwał niż 49 gubernatorów wszystkich pozostałych stanów razem wziętych – przypomniał wolnościowy polityk. – Moje doświadczenie w pracy gubernatorskiej jest takie, że trzeba mówić „nie” rządowi. „Nie” dla wydatków rządowych, „nie” dla regulacji, które zabierają czas i pieniądze Amerykanom – dodał.

Po pierwsze wolność

W edukacji Gary Johnson opowiada się za przesunięciem odpowiedzialności za szkoły z poziomu federalnego na poziom stanowy, z jednoczesnym położeniem nacisku na szkoły statutowe (są to szkoły mające sporą niezależność, także programową, a prowadzone przez organizacje społeczne czy organizacje non-profit) bądź wprowadzenie bonów edukacyjnych. Ponadto chce rodzicom dać możliwość wyboru szkoły dla ich dzieci i zlikwidować Departament Edukacji.

W przeciwieństwie do Obamy i Romneya, którzy popierają ustawy antyterrorystyczne, Johnson proponuje ich zniesienie, ponieważ ograniczają wolności obywatelskie. Zdaniem wolnościowca, internet nie powinien być ograniczany, cenzurowany, regulowany czy opodatkowywany, a internetowy hazard powinien być całkowicie dozwolony dla osób dorosłych. Johnson chce także likwidacji barier w handlu międzynarodowym oraz ułatwień dla legalnych imigrantów w ubieganiu się o wizę pozwalającą na pracę w USA, gdyż uważa, że imigranci wzmacniają amerykańską gospodarkę.

Z bardziej kontrowersyjnych postulatów – w przeciwieństwie do Demokraty i Republikanina, którzy opowiadają się za całkowitą prohibicją odnośnie marihuany – kandydat Libertarian chciałby legalizacji i opodatkowania marihuany, zamiast tracić pieniądze na nieprzynoszącą efektów prohibicję, co ma też zmniejszyć przestępczość narkotykową. Ponadto, jego zdaniem, o życiu dziecka poczętego do momentu, kiedy będzie ono miało zdolność do samodzielnego życia, powinna decydować wyłącznie matka. Opowiada się także za legalizacją „małżeństw” homoseksualnych i ochroną organizacji religijnych, by mogły one kultywować swoje przekonania. Według Johnsona, nie powinno być także żadnych restrykcji w dostępie do broni, gdyż wszelkie ograniczenia są na rękę przede wszystkim przestępcom, a wolny do niej dostęp zmniejszy przestępczość z użyciem broni.

– Masakra podczas premiery „Batmana” w kinie w Aurorze mogłaby zostać powstrzymana, gdyby poza napastnikiem jakiś widz również był uzbrojony – mówił Gary Johnson.

Gubernator „weto”

Gary Johnson to przedsiębiorca, a w latach 1995-2003 gubernator stanu Nowy Meksyk z Partii Republikańskiej, z którą pożegnał się w grudniu 2011 roku, aby w szeregach Partii Libertariańskiej walczyć o nominację prezydencką. Podczas swojego urzędowania został nazwany „Gubernatorem Weto”, gdyż ponad 750 razy zawetował projekty, które prowadziły do rozrostu rządu i marnotrawstwa pieniędzy publicznych. 14 razy obniżał podatki stanowe i pozostawił Nowy Meksyk ze zbalansowanym budżetem (jako jeden z zaledwie czterech stanów w USA). Na koniec jego urzędowania w 2003 roku budżet stanu Nowy Meksyk miał nadwyżkę w wysokości 1 mld dolarów.

Co ciekawe, Gary Johnson odbiera poparcie nie Willardowi „Mittowi” Romneyowi – jakby mogło się wydawać – lecz prezydentowi Barackowi Obamie. Obecność Johnsona na karcie wyborczej w stanie Newada może sprawić kłopoty właśnie demokratycznemu prezydentowi Obamie, dlatego że kandydat Partii Libertariańskiej niweluje przewagę prezydenta nad Republikaninem z 51:47 proc. do zaledwie 48:47 proc. poparcia. Co więcej, podobne rezultaty odnotowywane są w sondażach w innych stanach, gdzie wolnościowiec – głoszący kilka lewicowych postulatów obyczajowych, jak między innymi legalizacja marihuany czy zatwierdzenie tzw. małżeństw homoseksualnych – również odbiera wyborców postępowemu prezydentowi.

Tak jak w USA nie będzie miało większego znaczenia, czy wybory prezydenckie wygra Demokrata czy Republikanin, tak podobnie w Polsce nie ma znaczenia, czy u władzy jest Platforma Obywatelska czy Prawo i Sprawiedliwość, bo i tak niewiele się zmieni. Obie partie są partiami systemu. Nie daje większej różnicy podniesienie czy obniżenie jakiegoś podatku o jeden czy dwa punkty procentowe. Nie ma znaczenia w skali całego kraju fakt, że jedna lub dwie firmy więcej lub mniej zostaną sprywatyzowane lub pozostaną państwowe. Nie ma znaczenia, czy urzędników będzie o 100 więcej, czy o 150 mniej. Po prostu potrzeba reformy gruntownej i radykalnej – typu likwidacja ZUS i obniżenie opodatkowania pracy, prywatyzacja służby zdrowia, zniesienie PIT i wydatków socjalnych, a przede wszystkim pozostawienie znacząco większej ilości pieniędzy w kieszeniach Polaków. Ciągle nienasycone państwo zabiera nam ponad połowę tego, co zarabiamy. Jesteśmy znacznie bardziej obciążeni fiskalnie niż chłop pańszczyźniany, nie mówiąc o średniowiecznej kościelnej dziesięcinie, czyli podatku w wysokości zaledwie 10 proc., który był uznawany za wyjątkowo dolegliwy. Właściwie cały system jeszcze jakoś funkcjonuje tylko dlatego, że praca współczesnego pracownika jest znacznie bardziej wydajna dzięki nowoczesnym technologiom, specjalizacji czy metodom zarządzania.

Problem ten doskonale zdiagnozowała Lady Margaret Thatcher podczas konwencji Partii Konserwatywnej w Blackpool w 1983 roku: „Jedna z największych debat naszych czasów polega na tym, ile twoich pieniędzy powinno zostać wydanych przez państwo, a ile ty powinieneś posiadać, aby wydać na twoją rodzinę. Nigdy nie zapomnijmy tej podstawowej prawdy, że państwo nie ma innego źródła pozyskiwania pieniędzy niż poprzez zabieranie pieniędzy ludziom, którzy je zarobili. Jeśli państwo chce wydać więcej, może to uczynić jedynie poprzez pożyczanie waszych oszczędności albo większe opodatkowanie was. I nie ma co oczekiwać, że ktoś inny zapłaci. Bo tym »kimś innym« będziesz ty! Nie ma czegoś takiego jak pieniądze publiczne – istnieją jedynie pieniądze podatników. Uzdrowienie gospodarki nie nadejdzie poprzez realizowanie coraz to większej ilości rozrzutnych, rozrastających się państwowych programów. (…) Żaden naród nigdy nie stał się bardziej zamożny poprzez opodatkowanie swoich obywateli ponad ich zdolności do płacenia”.

Dlatego należy głośno mówić o konieczności głębokiego obniżenia i podatków, i wydatków państwa, co w Polsce robi tylko Kongres Nowej Prawicy. W Stanach Zjednoczonych szansę na realizację takiego programu daje tylko Gary Johnson.

REKLAMA