GREXIT? A może FREXIT?

REKLAMA

W chwili gdy to piszę, nie wiadomo, co się będzie działo w Grecji i z Grecją. Wygląda na to, że zasada Ibsena: „Silny jest najsilniejszy, gdy stoi sam” – sprawdza się. P. Aleksy Tsipras jest sam – a naprzeciwko siebie ma sforę polityków i bankierów. I oni nie wiedzą, kiedy on blefuje, a kiedy grozi poważnie – a on wie to zawsze, bo oni muszą się między sobą porozumiewać…

Już widać, że wygrał – bo EBC utrzymał finansowanie greckich banków. I natychmiast zapowiedział…. kontrolowanie przepływu kapitału i zamknięcie tych banków!
Może to oznaczać wstęp do wprowadzenia drachmy. W tej chwili rząd grecki nie bardzo może obrabować swoich obywateli – bo Grecja jest w strefie euro. Ci, którym udało się podjąć swoje pieniądze, będą mogli wydawać je w całej Europie. Wprowadzenie własnego pieniądza by to zmieniło. Skąd wniosek, że gdy ma się bardzo lewicowy rząd – to lepiej jednak należeć do eurozony… Bo Unia Europejska jest jednak tylko centrolewicowa. Gdyby Polska znalazła się w łapkach koalicji p.Piotra Ikonowicza z p.Kornelem Morawieckim – to zacząłbym uważać Unię Europejską za całkiem mniejsze zło. Choć jest niby taka duża.

REKLAMA

W rozgrywce p.Tsiprasowi przeszkadza jego własny minister finansów, który najwyraźniej panicznie się boi GREXIT-u, więc „zasugerował, że Ateny mogą zmienić swój negatywny stosunek do propozycji wierzycieli”. Właśnie takie odzywki bardzo szkodzą twardo blefującemu premierowi.

Jak wiadomo, grecki parlament zgodził się na rządowy pomysł zrobienia za tydzień referendum na temat tego, czy Grecja ma ustępować zagranicznym wierzycielom. Pan premier oświadczył, że dobry grecki patriota powinien zagłosować „NIE”. Jednak p. Jan Warufakis, onże minister, powiedział, że „Grecja jest otwarta na nową ofertę wierzycieli, która mogłaby być przedmiotem zapowiedzianego na przyszłą niedzielę referendum. Warufakis zasugerował, że jego rząd mógłby w takim przypadku wycofać swój dotychczasowy sprzeciw wobec postulatów wierzycieli. – Możemy nasze zalecenia w każdej chwili zmienić i zaproponować wyborcom, by głosowali na TAK”.

Pytaniem jest oczywiście, czy Grecy zastosują się do zaleceń „swojego” rządu. Przy okazji warto zauważyć, ze greccy „bałaganiarze” potrafią w ciągu sześciu dni przeprowadzić referendum – i przypuszczalnie w ciągu jednego dnia policzyć jego wyniki…

Federaści z Brukseli są przerażeni – z Berlina (tu akurat z Frankfurtu…) płyną jednak słowa nie kojarzące się z paniką: „Jeżeli Grecy zagłosują przeciwko temu, co premier nazywa »szantażem« ze strony wierzycieli, to ten wynik uruchomi proces wyjścia Grecji nie tylko ze strefy euro, lecz także prawdopodobnie z Unii Europejskiej. Jeżeli jednak poprą ofertę zagranicznych wierzycieli, Cipras będzie musiał zgodzić się na zmianę polityki, z którą chciał zerwać”.

„Klakierzy Ciprasa” pomijają fakt, że nie tylko „zły rząd niemiecki” i MFW odrzucają politykę rządu greckiego – podkreśla Martens. Rząd w Atenach doprowadził o tego, że cała strefa euro występuje przeciwko niemu.

„Teraz, gdy ateński bal dyletantów dobiega końca, [rząd] zamówił jeszcze pożegnalnego walca” – pisze „FAS”. Jak dodaje, Cipras miał „randkę w ciemno z rzeczywistością”, jednak – jak się okazało – „nie będzie z nich pary”.

Problem bowiem polega na tym, że traktat lizboński przewiduje teoretyczną możliwość wyjścia z Unii Europejskiej – to ani słowem nie wspomina o możliwości wyjścia z eurolandu! Większość unijnych prawników uważa, że oznacza to, iż Grecjan by wyjść z eurozony, będzie musiała opuścić Unię Europejską. Obawiam się, że taka wizja przestraszy Greków – i zapewne w tym celu jest propagowana. Dla Greków perspektywa, że turyści będą woleli pojechać do Włoch czy Hiszpanii, by nie musieć wymieniać euro na drachmy i z powrotem, może być odstraszająca.

Jednak to nie jest prawdą. Co nie jest zakazane – jest dozwolone. I oczywiście jeśli wszystkie 28 krajów uzna, że lepiej, by Grecja, wychodząc z eurolandii, pozostała w Unii – to po prostu dopisze się odpowiedni kawałek traktatu i przyjmie…

Z trzeciej jednak strony – Czarnogóra, nie pytając nikogo o zgodę, wprowadziła u siebie euro – i formalnie w eurolandii w ogóle nie jest (ani w Unii zresztą!!). Jeśli więc Grecja wprowadzi jednostronnie drachmę, używając w tym celu zablokowanych właśnie w bankach środków – to co jej Bruksela może zrobić? Zakazać używania euro? Wyrzucić z Unii Europejskiej?

Nie – na to to już w ogóle nie ma procedur.

A Grecy, przypominam, mają forsę odłożoną w złocie, zarabiają dwa razy więcej niż Polacy – a wcale nie pracują więcej ani lepiej. Żyją po części na kredyt – i chcą, by tak było dalej. Najwyżej ogłoszą (już po raz trzeci w historii!!!) bankructwo – i niech się martwią wierzyciele!

Po Sieci biegało rok temu takie ogłoszenie: „Obecnie jest możliwość adoptowania Greka; za jedyne 500 euro miesięcznie!! Twój Grek będzie robić za Ciebie wszystko to, na co nie masz czasu. Spać za Ciebie do jedenastej. Chodzić za Ciebie na kawę. Odbywać poobiednią sjestę. Wieczorem siedzieć za Ciebie w knajpce.
Ja już adoptowałem – i mam luz: mogę pracować od rana do wieczora!”.

GREXIT spowodować może spore zamieszanie w strefie euro – ale Polska nic na tym nie powinna stracić. Złotówka nieco pójdzie w górę w stosunku do euro – i tyle. Pewien jednak jestem, że Europejski Bank Centralny „poprosi” nas – w imię solidarności – byśmy też wzięli na siebie część ciężaru. I obawiam się, że „nasi” politycy i bankierzy zgodzą się na to. Groźba, że nie będą mogli korzystać z unijnej osłony i zostaną rzuceni na żer polskiej gawiedzi – musi ich naprawdę przerażać. Ale ja będę zadowolony dopiero wtedy, gdy z Unii wyjdzie co najmniej Francja…

REKLAMA