Gwiazdowski: Wszystko wskazuje na to, że Polska „musi” przystąpić do strefy euro

REKLAMA

Dopiero co Biuro Prasowe Ministerstwa Finansów wydało komunikat, że „zachodzące w Unii Europejskiej zmiany w zakresie ładu instytucjonalnego i zasad zarządzania gospodarczego, dotyczące w szczególności strefy euro, nie pozostały bez wpływu na zawarte w Narodowym Planie Wprowadzenie Euro rozstrzygnięcia, w szczególności w zakresie dostosowań prawnych. W związku z powyższym pełnomocnik rządu zdecydował o wstrzymaniu dalszych prac nad dokumentem, do momentu, gdy możliwe będzie jego uzupełnienie o implikacje tych zmian dla procesu dostosowań do wprowadzenia euro w Polsce” i zrobiło się zamieszanie.

Ja oczywiście się ucieszyłem, bo przecież wyszło na moje. Ale Pan Profesor Zbigniew Czachór (tutaj) a chwilę po nim Pani Prezydent Henryka Bochniarz (tutaj) oświadczyli, że Polska musi szybko wejść do strefy euro.

REKLAMA

Ja nie wiem co Polska „musi” – nie znam się na polityce. Ale wiem, czego robić nie powinna. Otóż nie powinna spieszyć się do strefy euro – o czym piszę tu konsekwentnie od początku, czyli od czasu gdy strefa euro wydawała się być bardzo atrakcyjna i wejście do niej miało nam przysporzyć wiele korzyści. Przekonywał o tym pierwszy Raport NBP z 2004 roku. Na licznych konferencjach w których uczestniczyłem w charakterze „koncesjonowanego oszołoma” (na konferencji dobrze jest jak ktoś ma inne zdanie od całej reszty) ciągle podawano przykład…. Pewnie Państwo już zgadliście. TAK! Podawano przykład Grecji!

Co ciekawe, Pani Prezydent Bochniarz w jednym zdaniu przyznaje, że „wciąż brakuje pełnej analizy korzyści i strat wiążących się z akcesją do strefy euro”, a w drugim zaklina, że „Polska nie może pozostać poza tym obszarem pogłębionej współpracy i musi być włączona w projektowanie nowych instytucji europejskich”. Więc tak: „musimy” skakać na główkę, choć nie wiemy ile jest wody i co jest na dnie.

Jako że „złe informacje napływające z Europy do Polski zmniejszyły poparcie Polaków dla przyjęcia wspólnej waluty” i „niezbędna będzie szeroka debata z obywatelami…” postanowiłem w tej debacie wziąć udział, aczkolwiek bynajmniej nie w celu „przekonania nas wszystkich, że jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych” – a wręcz przeciwnie.

Sytuacja instytucji finansowych strefy euro jest fatalna. Jak bardzo fatalna – nie wiemy. Nie wiemy więc „co jest na dnie”! Wszystkie zastrzeżenia i niepewności jakie przedstawialiśmy w latach 2004-2008 w dyskusji o strefie euro okazały się trafne! Dziś jak już nie musimy się zastanawiać co się może stać, bo wiemy co się stało, histeryczne rajfurzenie nam euro jest zdumiewające.

Zwłaszcza w obliczu sytuacji, że, jak pisze Pani Prezydent, „Polska nie spełnia wszystkich kryteriów z Maastricht niezbędnych do udziału w tej strefie”. Ale dodaje, że „w tej chwili większość krajów korzystających ze wspólnej waluty ich nie spełnia, więc może to być okazja, by je renegocjować i zmienić.” To może przypomnijmy dlaczego mieliśmy przystąpić do strefy euro kiedyś? No bo właśnie musielibyśmy spełnić „kryteria z Maastricht” – co zwolennicy euro uznawali za ważne. Ja też tak uważałem, ale przecież mogliśmy je próbować spełnić mając nadal złotego. Nie chodziło więc o to „by złapać króliczka, ale by gonić go”. A dziś się okazuje, że euro ma jakiś inny walor niż „spełnianie kryteriów z Maastricht”. Nie wiadomo tylko jaki bo przecież… „wciąż brakuje pełnej analizy…”

Zdaniem Pana Profesora Czachóra możliwe jest, że „dojdzie do separacji strefy euro od reszty UE w związku z planem tworzenia faktycznej, to znaczy jedynej i prawdziwej unii gospodarczej i walutowej”. No proszę! A czym była Europejska Wspólnota Gospodarcza? To, że nie była „unią walutową” – wiemy. Ale czy nie była aby unią gospodarczą?

Pan Profesor konstatuje, że kryzysowe perturbacje mają w Unii charakter pełzający. „Jeden nierozwiązany problem nakłada się na drugi. W ten sposób kryzys nabiera permanentnego charakteru.” No właśnie!!! Jacek Fedorowicz naśmiewając się w stanie wojennym z „przejściowego kryzysu” mówił, że jest „przejściowy” bo przechodzi z ojca na syna.

Unia wpadła w gospodarczy poślizg na skutek przyjęcia błędnego paradygmatu ekonomicznego opartego na przekonaniu że najważniejsze są „rynki finansowe”. I teraz dodaje „gazu”. Ale jedzie jeszcze starym mercedesem z napędem na tył. To były bardzo solidne samochody, dużo bardziej wytrzymałe od dzisiejszych – do wolniejszej jazdy po suchej drodze.

Zdaje się jednak, że Pan Premier Donald Tusk podziela pogląd Pana Profesora i Pani Prezydent, że Polska „musi” przystąpić do strefy euro. Oczywiście Pan Premier ma rację, że nie jest konieczne referendum w tej sprawie. Ale… nie jest też zabronione. Pan Premier chce już rozpocząć konsultacje z prawnikami, czy potrzebna będzie zmiana Konstytucji. Znam paru prawników, którzy chętnie napiszą Panu Premierowi, co on tam będzie chciał. Więc może pogadajmy o konsekwencjach. Okazało się, że tezy iż euro powoduje szybki i trwały wzrost gospodarczy okazały się bałamutne. W systemie pieniądza fiducjarnego, w którym tak wielką rolę odgrywa pieniądz „kredytowy” generowany przez banki komercyjne i polityka stóp procentowych, takie same stopy dla krajów o różnym poziomie rozwoju gospodarczego i różnym przebiegu cykli koniunkturalnych, są zabójcze. Co ciekawe, moją ostrożność co do euro, po latach zaczęli podzielać jego wcześniejsi zwolennicy. (więcej tutaj)

Unia bankowa i fiskalna to kolejna ucieczka europejskich polityków przed prawdziwymi problemami. Jak w 1938 roku w Monachium! Wówczas wrogiem był narodowy socjalizm a dziś jest nim międzynarodowy socjalizm. Zamiast się z nim zmierzyć staramy się go „ugłaskać”. Skutek może być podobny. Jak Unia tak bardzo chce mieć wspólną i stabilną walutę to proszę bardzo… złoto.

(źródło za zgodą Autora: blog.gwiazdowski.pl)

REKLAMA