Kapitalizm to „burza twórczego niszczenia”

REKLAMA

O wolnym rynku w szutce, „państwowym kapitaliźmie”, artystach tradycjonalistach i „artystycznej lewicy” z Janem Michalskim – krytkiem sztuki – rozmawia Rafał Pazio.

[nice_info]Twierdzi Pan, że wolny rynek sprzyja sztuce. To jest dziś w świecie artystycznym zupełnie niepopularna opinia.[.nice_info]

REKLAMA

Ekonomista Joseph Schumpeter nazywał kapitalizm „burzą twórczego niszczenia”. Jeśli z tej perspektywy spojrzeć na wolny rynek, to on nie zapewnia niczego z góry. Jest na nim możliwość rozwinięcia własnych sił życiowych do maksimum, ale nie ma żadnych gwarancji bezpieczeństwa ani pewności utrzymania się na powierzchni.

[nice_info]Dlaczego sztuka traci w kontakcie z biurokracją?[/nice_info]

Z jednej strony traci, a z drugiej zyskuje. Zyskuje bezpieczeństwo, opiekę i stały dopływ pieniądza. W moich esejach, które nazywam „Rozrywkami”, ujmuję pewien moment historyczny, który miał miejsce w latach dwutysięcznych w Polsce. W minionej dekadzie doszło do dużego rozrostu instytucji kulturalnych. Proces instytucjonalizacji sztuki i reprodukcji klasy biurokratycznej cały czas postępuje. Obserwowałem zbyt bliskie związki między artystą a biurokratą. Kiedy urzędnik od kultury dostarczał artyście pieniędzy, a artysta robił to, czego oczekiwał urzędnik, pojawiała się tendencja do zamykania gęby krytyce w imię wspólnych, dobrze pojętych interesów. Nie tworzę ogólnej teorii ani krytyki biurokracji. Opisuję tylko pewien moment rozwoju biurokracji kulturalnej w Polsce.

[nice_info]Czy jest Pan przeciwnikiem finansowania sztuki z pieniędzy podatnika?[/nice_info]

Państwo, tak samo jak inne podmioty gospodarcze i jako wielka korporacja gospodarcza, może łożyć na sztukę współczesną ze swoich ogromnych dochodów – dlaczego nie? Państwo jednak nie tylko daje, ale i wymaga. Wymaga od artystów serwitutów propagandowych i „jedynie słusznych” poglądów. Zjawisko to opisywałem wielokrotnie bardzo krytycznie. Moim ideałem jest artysta niezależny, autonomiczny. A dający pieniądze wymaga. Z kolei ten, który pieniądze chce otrzymać, dostosowuje się do wymagań. Przykładów serwilizmu artystów i krytyków sztuki mieliśmy w minionych latach pod dostatkiem.

[nice_info]Czyli państwo wpływa na kształt sztuki?[/nice_info]

Finansowanie sztuki przez państwo w systemie demokratycznym ma swoje dobre strony. Na przykład pozwala wychwytywać talenty. Ale ma też swoje złe strony, czyli nadmierną biurokratyzację i ideologizację sfery kultury.

[nice_info]Ale mówił Pan, że nie chce jako podatnik płacić na eksperymentatorów. Gdzie jest granica finansowania przez państwo?[/nice_info]

Nie chcę sugerować państwowej megakorporacji, kogo powinna finansować, a kogo nie. Wyrażam jedynie swoje opinie o tym, co widzę – o końcowym produkcie. Nie wskazuję faworytów do finansowania. Jako właściciel prywatnej galerii sam finansuję artystów, których cenię, kupując ich prace. Natomiast bardzo krytycznie oceniam produkcję dzieł sztuki przez instytucje publiczne. Niestety, stało się to już w Europie powszechną praktyką. Państwo pojawia się na rynku dzieł sztuki jako producent i jako handlowiec. Uważam to za absolutnie niedopuszczalne. Powinny istnieć instytucje publiczne, które nie kierowałyby się wymaganiami doraźnej polityki kulturalnej państwa, tylko zajmowały opieką nad tym, co szczególnie wartościowe, niezależnie od poglądów penitentów.

Ze strony środowisk lewicowych od lat 30. XX wieku kierowane są wobec państwa postulaty etatyzacji. Środowiska te chcą, żeby państwo płaciło artystom pensje w zamian za nowatorstwo. Wobec takich roszczeń socjalnych stawiam zdecydowane weto. Jeśli państwo chciałoby finansować wszystkich eksperymentatorów, to każdy chciałby być eksperymentatorem.

[nice_info]Więc jak zorganizować finansowanie?[/nice_info]

Na sposób kapitalistyczny. Jeśli państwo miałoby kilka instytucji, które konkurowałyby ze sobą, to efekty byłyby lepsze niż obecnie. Jeśli konkurencji brak, występuje kumoterstwo artystów i biurokratów. Osobiście, jako prywatny przedsiębiorca, gdy mam dla państwa ofertę, którą uważam za obustronnie korzystną, to zwracam się ze swoją propozycją tak jak do innych korporacji. Przez „korzystne dla państwa” rozumiem jednak wspólne działanie dla wyższego dobra.

[nice_info]Stwierdził Pan, że środowisko lewicowe wśród artystów jest mniejsze, ale silniejsze od konserwatystów i tradycjonalistów.[/nice_info]

Nie chcę, żeby zabrzmiało, że środowisko tradycjonalistyczne jest jakąś ofiarą. Środowiska lewicowe zawsze przejawiają tendencje roszczeniowe względem państwa. Przez to są bardziej widoczne na arenie publicznej. To się wiąże z wieloma rzeczami. Jedną z cech sztuki lewicowej jest duża innowacyjność, krytyczność i tworzenie coraz to nowych modeli funkcjonowania świata i społeczeństwa. Zupełnie inne działanie niż w przypadku tradycjonalistów.

W związku z tym jeśli państwo preferuje politykę gwałtownej modernizacji i kieruje się nią w swojej polityce kulturalnej, to siłą rzeczy wiąże się ze środowiskiem lewicowym. Chęć stworzenia naszego wizerunku w Europie jako kraju demokratycznego i postępowego, a nie tradycjonalistycznego i konserwatywnego, wiązała więc naszych polityków od kultury z modernistami, a nie z konserwatystami.

Ubolewam nad tym, ponieważ wielu ciekawych artystów na tym traciło, a wiele miernot zyskiwało. A biurokracja kulturalna, która administruje sferą publiczną, spychała konserwatystów i tradycjonalistów ze sceny.

[nice_info]Jest to efekt jakiejś tendencji w polityce?[/nice_info]

Ta tendencja polityki kulturalnej była kontynuowana przez wszystkie rządy – czy to lewicowe, czy prawicowe. Polska wchodziła przecież do Europy, więc postępowy wizerunek był najlepszą wizytówką, a sztuka służyła jego kreowaniu.

[nice_info]Jak Pan to ocenia?[/nice_info]

Z mojego punktu widzenia, liberalnego konserwatysty, brakuje mi mądrego głosu tradycji w całym dyskursie o sztuce nowoczesnej. Ale tak już jest.

[nice_info]Istnieje jakiś spór między tradycjonalistami a lewicą?[/nice_info]

Niektórzy lewicowi artyści mówią wręcz o wojnie kulturowej, czego tak wyraźnie nie artykułują tradycjonaliści. Dzisiejsi tradycjonaliści są bardzo grzeczni i nie mają ochoty na krucjaty. Natomiast lewica dąży wytrwale do majoryzacji centralnych instytucji artystycznych.

[nice_info]Niedawno odbył się Kongres Kultury Polskiej, na którym ostrzegano przed zgubnym wpływem kapitalizmu. Jak Pan ocenia takie spotkania?[/nice_info]

Tego typu zgromadzenia jak wrześniowy Kongres Kultury to po prostu zabiegi różnych środowiskowych „lobbies” o dostęp do państwowych subsydiów. Wszelkie cele wyższe to tylko przykrywka. A do propagandy antykapitalistycznej i nacisku na władze najlepiej nadają się lewicowi retorzy.

[nice_info]Nie uważa Pan, że należy zaprezentować jasne stanowisko: albo finansujemy artystów z pieniędzy publicznych, albo nie? Wtedy nikt nie musiałby się zastanawiać, w jakim zakresie to robić.[/nice_info]

W systemie „kapitalizmu państwowego” i państwa socjalnego, jaki mamy obecnie, taki pogląd mieści się w sferze marzeń. Trzeba raczej zastanowić się nad sensownym finansowaniem artystów. Oferta artystów lewicowych jest po prostu atrakcyjna dla polityki państwa. Niech artyści o innych poglądach wysuną podobnie atrakcyjną ofertę, niech utworzą lobby. Instytucje państwowe zostały przecież powołane przez obywateli dla obywateli i powinny się charakteryzować służebnością i jawnością.

Powinny opierać swoje działanie na prawdzie i reprezentatywności, przez co będą budzić zaufanie. W minionych latach zbyt często się zdarzało, że administratorzy sfery publicznej wykluczali konserwatystów i tradycjonalistów na rzecz lewicy. Świeżym przykładem jest odrzucenie sensownej kandydatury Wojciecha Włodarczyka na stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie przez ministra Zdrojewskiego – wyłącznie z powodów politycznych, a nie kompetencyjnych.

[nice_info]Czy znajdzie się miejsce dla tradycjonalistów?[/nice_info]

Tu jestem raczej pesymistą. Biurokracja będzie się dalej rozrastała, a sfera publiczna będzie dalej zarządzana rygorystycznie przez państwo i media. Mam więc postulat rozwoju sfery prywatnej. Prywatnych opinii i poglądów.

[nice_info]Czy ten postulat powinien łączyć się z marzeniem o dotarciu do masowego odbiorcy?[/nice_info]

Masowe media są częścią systemu zarządzania w demokracji masowej, więc powinno się organizować raczej ruch oddolny, organiczny. Organizujmy prywatną opinię, niezależną od sfery publicznej – administrowanej. Dajmy odczuć urzędnikom, że mamy swoją opinię. Nie ma obawy – oni odczują jej ciężar.

[nice_info]W jakich formach można eksponować prywatną opinię?[/nice_info]

Jednym z przykładów jest „Najwyższy CZAS!”. W dzisiejszej Polsce poza sferą administrowaną toczy się bardzo bogate życie intelektualne. Niech to będzie ruch opiniotwórczy wolnych obywateli. Tu pewne nadzieje wiążę z klasą średnią, która w Polsce okrzepła. Ci ludzie będą chcieli artykułować swoje opinie na scenie publicznej.

[nice_info]Więc podsumujmy: jak wolny rynek sprzyja rozwojowi kultury?[/nice_info]

To widać dobrze w sztukach wizualnych. 20 lat temu w całej Polsce było zaledwie kilka galerii prywatnych. Obecnie mamy ogromny ruch prywatnych galerii, fundacji, stowarzyszeń, które wspaniale pracują, obracają coraz większym kapitałem, wydają publikacje, organizują wystawy w Polsce i za granicą. Na tym małym wycinku życia gospodarczego – rynku sztuki współczesnej – widać jak na dłoni, jak olbrzymia nastąpiła zmiana.

Trzeba tylko pozwolić ludzkiej inicjatywie wyzwolić się i nie nakładać jej biurokratycznych ograniczeń.

[nice_info]Czyli ma Pan jednak postulat polityczny. Żeby zdjąć ograniczenia, trzeba podjąć decyzję polityczną.[/nice_info]

Tu trzeba uzbroić się w cierpliwość.

REKLAMA