Korwin-Mikke: (Nie)pełnosprawny sport

REKLAMA

Niech wygra ten, kto jest szybszy, wyżej skacze i jest silniejszy – głosi podstawowe hasło ruchu sportowego. W ogromnej większości dyscyplin powinien być jeszcze sprytniejszy, wytrzymalszy itd. – ale hasła muszą być krótkie. Tak czy owak: sport nie jest dla tych, co chcą, by nikt nie był lepszy od drugiego; w sporcie – czy to będą szachy, czy boks – chodzi właśnie o to, by okazać się lepszym. Sport jest głęboko i zasadniczo antysocjalistyczny.

Z tym, że – oczywiście – nikt nie ma obowiązku brać udziału w zawodach sportowych! Ponieważ jednak bardzo wiele istot ludzkich – skądinąd nie mających szans na zwycięstwo z powodów naturalnych, a chcących i lubiących rywalizować – wymyślono dla nich osobne konkurencje. Np. boks dla mężczyzn wagi piórkowej. Zawody szachowe dla kobiet. Podnoszenie ciężarów dla juniorów. Biegi dla beznogich. Rozgrywki brydżowe dla młodzików. Futbol dla ślepców (w piłce jest dzwoneczek!). Albo biegi na 60 metrów dla pięcioletnich dzieci. Każdy rozumie, że nie jest „prawdziwy” sport, lecz sport z przymrużeniem oka – bo zwycięzca nie będzie „najszybszy” czy „najlepszy” – jednak w ramach tych kategoryj trwa normalna, sportowa rywalizacja. I nikt normalny nie ma pretensyj o to, że dziecko, które przebiegło 60 m, zarabia mniej niż olimpijczyk, mistrzyni świata w szachach mniej niż p.Henio Kasparow, zaś p. Franek Toledo mniej niż p. Witali Kliczko, a nawet mniej niż p. Andrzej Gołota. Oni po prostu nie są najlepsi na świecie, a cios p. Toledo nie wywarłby na p. Gołocie żadnego wrażenia. Wszyscy ci „mistrzowie w swoich kategoriach” to po prostu osoby w sensie sportowym niepełnosprawne.

REKLAMA

Niektórych śmieszy bądź oburza takie użycie tego słowa (bo dziś sztampowo jest ono używane na określenie inwalidów lub kalek), jednak „niepełnosprawny” – to taki, który „nie jest pełnosprawny”. Trudno zaś pięcioletnie dziecko uznać za w pełni sprawne, skoro nie potrafi przeskoczyć nawet paręnastocentymetrowego płotka! Nie znaczy to, że kiedyś nie będzie pełnosprawne – ale myślę, że niedługo juz uczeni wymyślą sposób na odblokowanie mechanizmu regeneracji – i ludziom, jak żabom, będą mogły odrastać ucięte kończyny, więc oni też będą tylko czasowo niepełnosprawni (ciekawe, czy wtedy będzie się dla takich przejściowo niepełnosprawnych nadal organizować zawody – czy też postęp medycyny „zabije tę prosperującą gałąź sportu”?).

(Proszę tu zauważyć, że wykarmienie pięcioletniego dziecka, by stało się pełnosprawnym, 21-letnim mężczyzną kosztuje zapewne więcej niż będzie kosztować kuracja pozwalająca na odrośniecie nogi!! Skoro więc przerabianie dzieci na pełnosprawne istoty jest opłacane przez rodziny, to proszę nie domagać się, by przywracanie nogi odbywało się na koszt społeczeństwa!)

Również kobietę można by zapewne przerobić na pełnosprawnego np. maratończyka – wstrzykując jej odpowiednio duże porcje testosteronu i ew. innych hormonów – tyle, że wyrosłyby jej wąsy, być może jeszcze coś – i po prostu przestałaby być kobietą. Dlatego juniorom starannie sprawdza się datę urodzenia, a kobietom w szatni – czy są kobietami, a w laboratorium, czy nie biorą testosteronu. Jak ktoś korzysta ze szczególnych przywilejów – to musi udowodnić, że zalicza się do właściwej kategorii.

Osobnym problemem jest doping – w zasadzie jednak, poza właśnie testosteronem dla kobiet – jest to problem wewnątrz kategorii. Piszę to wszystko, bo przez świat (w chwili pisania artykułu – dop. red.) przetoczyła się awantura o p. Oskara Pistoriusa. Człowiek ten stracił był w dzieciństwie obydwie nogi – ma jednak znakomite sprężynujące protezy, w wyniku czego bierze udział w zawodach sportowych dla pełnosprawnych. Jeśli dostanie lepsze protezy, to nawet zdobędzie złoto olimpijskie, a jak jeszcze lepsze – to odsadzi resztę zawodników o pół długości. I oto „wrodzy niepełnosprawnym” faszyści z różnych związków sportowych nie chcą faceta dopuszczać do zawodów. A jemu na razie brakuje tylko 0,04 sekundy, by wypełnić minimum olimpijskie!

P. Pistorius OCZYWIŚCIE nie ma racji. Jeśli p. Pistorius chce startować w zawodach normalnych, to musi stosować się do reguł w tych zawodach obowiązujących. Czy dopuszczamy do zawodów biegacza ze sprężynowymi podkładkami w butach (albo wręcz używającego skyjumpera?). Nie. No to nie można dopuścić i p. Pistoriusa. Koniec dyskusji. Przy okazji p. Pistorius mocno podbudował moje stanowisko w sprawie sportu dla inwalidów. Mnie się to nie podoba z wielu powodów. Przede wszystkim, jak prawie każdy człowiek, mam w stosunku do osób kalekich uczucia opiekuńcze – i myśl, że może on przewrócić się i zrobić sobie krzywdę, powoduje u mnie dyskomfort; gdy natomiast wywraca się i połamie sobie nogi, a nawet skręci kark pełnosprawny facet – to wzruszam ramionami: jego decyzja, jego ryzyko. OK – jest to jednak prymitywny odruch i potrafię zrozumieć, że część inwalidów nie chce być traktowana jak kaleki; odrzucają to i chcą ryzykować jak każdy człowiek (a propos: czy są biegi dla beznogich kobiet?). Oczywiście mogą to robić, mogą pokazywać to w telewizji internetowej – a jeśli będzie dość chętnych, by opłacić oglądanie tego w telewizji „normalnej”, to i w normalnej (zresztą: co to dziś za różnica?) – a ja mogę tego nie oglądać. Nie ma sprawy. Problem jednak – o czym już pisałem – jest inny. Czym innym jest start w zawodach pływackich faceta z uciętym kawałkiem stopy – całą stopą – 1/4 łydki – 3/5 łydki – całą łydką – połową uda – i tak dalej. Należałoby więc utworzyć osobne kategorie – co przy niewielkiej liczbie inwalidów w ogóle, a chcących brać udział w zawodach sportowych w szczególe – powodowałoby, że każdy miałby dla siebie własną „kategorię”. To tak, jakbyśmy zrobili w boksie kategorię „od 73,250 kg – do 73,255 kg”… Dla juniorów w wieku 17 lat, 11 i pół miesiąca i dla autentycznych blondynek o poziomie estradiolu 90,1÷110 – pg/ml. Przestańmy więc traktować to jako normalny sport. Jeśli beznogi czy bezręki chce startować w zawodach, to dlaczego nie w szachowych lub brydżowych? Jest rzeczą zdumiewającą, że tak okaleczone osoby jakoś nie sięgają po tytuły mistrzowskie w tych właśnie dziedzinach – być może ludzie mądrzy rzadko dopuszczają do tak poważnych wypadków? Warto by ten fenomen naukowo wyjaśnić – bo gdybym ja nie miał nóg, to poświęciłbym się np. brydżowi i na pewno miałbym bardzo dobre wyniki, bo w młodości „traciłem” masę czasu na koszykówkę, biegi, pływanie, futbol, siatkówkę – gdybym poświęcił go na treningi brydżowe, to ho,ho! Arcymistrzem byłbym na pewno.

Dziwne też, że imbecyle, debile, kretyni i idioci nie osiągają również sukcesów w biegach czy pływaniu. Być może rację mieli Rzymianie, powiadając: Mens sanus in corpore sano? (w zdrowym ciele zdrowy duch – dop. red.) I odwrotnie: z chorym umysłem nie można mieć sprawnego ciała…

(źródło: NCZ! 2007; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują “ostre”, często kontrowersyjne poglądy naszych Autorów; tekst wstawiamy w kontekście Igrzysk Olimpijskich 2012 w Londynie)

REKLAMA