Michalkiewicz: rząd „starych fachowców”

REKLAMA

Po objęciu władzy przez rząd pana premiera Donalda Tuska, Polska „normalizuje się” w iście stachanowskim tempie. Nowe wraca tak szybko, że ledwie można za nim nadążyć. Na przykład Władysław Bartoszewski, nasz niewypał „cudownej broni”, ujawnił niedawno, że do Ministerstwa Spraw Zagranicznych wracają „starzy fachowcy”. Ciekawe jak starzy – czy tak, że znali jeszcze samego Stalina, czy trochę młodsi – co dyplomatołkowskie szlify zdobywali za Leonida Breżniewa, czy nawet – Jurija Andropowa?

Skoro fala powrotu „starych fachowców” objęła Ministerstwo Spraw Zagranicznych, to coż dopiero mówić o Ministerstwie Spraw Wewnętrznych? Już tam „starzy fachowcy” wprost nie mogą doczekać się powrotu, a jak tylko powrócą, to jestem pewien, że wkrótce usłyszymy, ze komuś znowu przywiązali „kamulki do nóg” – jak ongiś księdzu Jerzemu Popiełuszce.

REKLAMA

Czy „Starzy fachowcy” powrócili już do Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego? To nie jest pewne, bo wprawdzie pani minister zapowiedziała przeprowadzenie kontroli w toruńskiej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej – czy aby nie zostało tam „złamane prawo” – ale jeszcze jej „nie zleciła”. Wskazywałoby to, że nadal czeka na „starych fachowców”, no a wtedy już pewnie „zleci”. Któż bowiem lepiej potrafi zbadać, czy gdzieś nie zostało „złamane prawo”? Jasne, że tylko „starzy fachowcy”. Tak było w stanie wojennym i tak będzie również po podpisaniu 13 grudnia ostatecznego Anschlussu przez premiera Tuska.

W oczekiwaniu tedy na nieuchronne powroty „starych fachowców” do ministerstw i służb, spróbujmy rozejrzeć się, co słychać poza tym. Akurat nastręcza się dobra sposobność, bo właśnie Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego wiek emerytalny kobiet. Chodzi o to, że w myśl dotychczasowych przepisów, kobiety przechodziły na emeryturę po ukończeniu 60 lat, podczas kiedy mężczyźni – dopiero po ukończeniu 65 lat.

Gołym okiem widać, jaka to straszliwa nierówność, jaka dyskryminacja. A przecież w Unii Europejskiej wszelka dyskryminacja jest surowo zabroniona! W takim razie trzeba położyć jej kres i u nas, bo inaczej – cóż powiedzą w Paryżu? „Drogi Bronisław” nie miałby gdzie podziać oczu! Dlatego też Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do Trybunału o przywrócenie równości wieku emerytalnego w taki sposób, żeby i kobiety mogły przechodzić na emeryturę dopiero po ukończeniu 65 lat życia. Trybunał Konstytucyjny z pewnością potraktuje ten wniosek z pełnym zrozumieniem, bo wiadomo, ze również Słowianie mieli zamiłowanie do równości. Dlatego właśnie małych naciągali, dużych obcinali, grubych uciskali, a chudych nadymali. Możemy zatem, jak się okazuje, sprostać sławnym „standardom europejskim”, nie tracąc nic z własnej tożsamości.

No dobrze, ale tak naprawdę, to dlaczego Rzecznik Praw Obywatelskich dostrzegł tę okropną nierówność i postanowił położyć jej kres właśnie teraz? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Zwrócił na to uwagę również Aleksy de Tocqueville twierdząc, że nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakiej by się nie dopuścił nawet łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.

A wygląda na to, że zbliża się godzina prawdy. Kilka miesięcy temu dr Robert Gwiazdowski, zanim jeszcze nie został wyrzucony ze stanowiska prezesa Rady Nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, ostrzegał, że system emerytalny w Polsce zmierza do bankructwa. Jednym z elementów tego systemu są otwarte fundusze emerytalne, stanowiące tak zwany „drugi filar”. Reforma systemu emerytalnego, która weszła w życie 1 stycznia 1999 roku, objęła osoby, które do tego dnia nie ukończyły 50 roku życia. Oznacza to, że gdyby dotychczasowe zasady zostały utrzymane, to od 1 stycznia 2009 roku i ZUS i otwarte fundusze emerytalne musiałyby zacząć wypłacać emerytury kobietom, które ukończyły lat 60.

Tego właśnie wszyscy się obawiają, bo aktywa otwartych funduszy emerytalnych co najmniej w 60 procentach, a prawdopodobnie w odsetku większym, składają się z obligacji skarbowych. A obligacjami emerytur wypłacać się nie da. Obligacje trzeba najpierw zamienić na gotówkę. Jest na to tylko jeden sposób: rząd musi te obligacje wykupić. A skąd weźmie na to pieniądze? Odpowiedź jest jedna – od podatników. Oznacza to, że ludzie, którzy już raz za swoje emerytury zapłacili tak zwane „składki”, jako „ubezpieczeni”, teraz będą musieli zapłacić za nie jeszcze raz – tym razem jako podatnicy – żeby w ogóle coś dostać.

Ale przecież premier Donald Tusk w swoim expose zapowiedział, że będą cuda niewidy, zwłaszcza w gospodarce. W tej sytuacji finansowej jedynym przepisem na cud jest odstąpienie od wypłacania emerytur, przynajmniej częściowo. Przyznać się do tego oczywiście nie można, ale to nic, bo identyczny rezultat można uzyskać dzięki nieustępliwej walce o równość między kobietami i mężczyznami. Jeśli kobietom wydłuży się wiek emerytalny o 5 lat, to znaczy, że przez 5 lat nie trzeba będzie wypłacać im emerytur. Tymczasem przez 5 lat może wydarzy się jakiś cud, a jeśli nawet nie – to będzie się o to martwił jakiś następny premier i jakiś następny rząd.

Dlatego właśnie polityczna poprawność z postulatem równego statusu kobiet i mężczyzn, nabiera takiej popularności również u „starych fachowców”, którzy tyle już razy okradali ludzi pod różnymi pretekstami, ze co im szkodzi okraść ich jeszcze raz pod pretekstem „równości”? Widać wyraźnie, że chociaż rząd jest nowy, to bez „starych fachowców” chyba nie da sobie rady.

(źródło)

REKLAMA