Pan Ząbek i PiS, czyli gwóźdź i „500 plus”

REKLAMA

Wolnościowcy muszą mieć swoją konstytucję. Jednym z istotnych punktów konstytucji wolności powinien być zakaz iluzjonizmu podatkowego, którego klasycznym przypadkiem jest program „500 plus”. Gdyby przyjrzeć się dokładniej, jak on działa, to oczywiście okazałoby się, że nie tylko w żaden sposób nie zwiększa dochodów netto tych osób, które z niego korzystają, ale ponieważ z założenia ten program ma być neutralny dla budżetu i musi doprowadzić do takiej podwyżki podatków, które go w całości sfinansują – to jeszcze jego uczestnicy zapłacą za jego koszty. Zresztą to jest oczywista oczywistość, bo jako program powszechny dotyczy tak wielu osób, że nie może tu być nawet mowy o redystrybucji pomyślanej jako przepływ pieniędzy od jednej grupy społecznej do drugiej (choć oczywiście w jakimś marginalnym stopniu taka redystrybucja i tu zachodzi). Innymi słowy: większość osób w ramach „500 plus” dostaje te same pieniądze, które im wcześniej zabrano poprzez wprowadzenie nowych obciążeń. W istocie więc „500 plus” jest ulgą podatkową od… podatków wprowadzonych tylko po to, by ta ulga mogła zaistnieć.

Logicznie byłoby więc po prostu ludziom tych pieniędzy nie dawać, a jednocześnie nie wprowadzać nowych podatków. Bo – powtórzmy – przecież ten proces zabierania ludziom podatków tylko po to, by im je zaraz oddać, też kosztuje. I rzekomi beneficjanci dostają z definicji nieco mniej, niż im wcześniej zabrano.

REKLAMA

Ale to bezsensowne w sensie ekonomicznym działanie nie jest pozbawione sensu politycznego. Problem polega bowiem na tym, że wprowadzenia nowych podatków większość osób nie zauważa. Bo ma ono charakter jednorazowy (na przykład podwyżka VAT na żywność o 5 proc.). I jest tak nawet jeśli wprowadzamy tych podatków całkiem sporo – jak to się dzieje obecnie. Tymczasem proces rejestracji do „500 plus” skupiony jest właśnie na aspekcie informacyjnym – każdy jego uczestnik ma dowiedzieć się i zauważyć, że coś dostał. Następnie co miesiąc przypomina mu o tym przelew na koncie. A w ślad za tym aktem comiesięcznej percepcji „darowizny” ma dokonać właściwego aktu wyborczego – czyli zagłosować na PiS.

W końcu – jak mawiał klasyk – „być to postrzegać”. A pierwsza zasada polityki demokratycznej brzmi: to istnieje, co jest widoczne. To rzeczywiście perpetuum mobile! Zabrać komuś, po czym mu oddać nieco mniej, by był wdzięczny i właściwie zagłosował.

Powtórzmy po raz trzeci: tylko taki sens ma program „500 plus”! To klasyczny iluzjonizm podatkowy, czyli takie działanie fiskalne, którego cel ekonomiczny jest żaden, a cel polityczny jest ukryty. To oczywiście powinno być zakazane i traktowane jako zwykłe oszustwo! Swoją drogą ciekawe, czy pomysł na „500 plus” jest wykalkulowanym na zimno i cynicznie podatkowym i wyborczym trikiem, czy jednak jego kształt jest przypadkowy i wynikł z autentycznej „troski o dzieci”.

Ja wiem oczywiście, że PiS jest partią diaboliczną, a prezes Kaczyński ma zwyczaj rozprawiania o „innych szatanach”, ale mimo wszystko stawiam na to drugie. I tylko o jedno się martwię. Bo PiS jest takim samym magikiem jak słynny ostatnio Pan Ząbek, który nadział rękę prezenterki telewizji śniadaniowej na wielki gwóźdź, zapewniając ją wcześniej, że żadnego gwoździa nie będzie. Więc prędzej czy później dla kogoś te czary-mary skończą się boleśnie…

REKLAMA