Powiedzmy prawdę o Ukraińcach w II RP

Wbrew sowieckiej kalce, żadnej dyskryminacji wobec Ukraińców – nie mówiąc już o takich kosmicznych absurdach jak tezy o ludobójstwie – po prostu nigdy nie było.

„Najwyższy CZAS!” jest jednym z nielicznych miejsc w pejzażu polskiej prasy, w którym o historii pisze się tylko prawdę i niemal nałogowo przełamuje istniejące tabu i zmowy milczenia. To my zajmowaliśmy się Żołnierzami Wyklętymi i ich oprawcami, gdy jeszcze nie było to modne. To my jako pierwsi opublikowaliśmy „listę Macierewicza” i opowiedzieliśmy historię „Bolka”, poinformowaliśmy o do dziś nie ujawnionym raporcie prof. Koli z przerwanej ekshumacji w Jedwabnem. Na naszych łamach ujrzała światło dzienne sprawa operacji antypolskiej NKWD czy agenturalnej przeszłości marszałka Józefa Piłsudskiego. To także „Najwyższy CZAS!” włożył nieproporcjonalnie wielki wkład w prawdziwe opisanie historii polskich Żydów i ich działań w naszym kraju.

Mimo tych wszystkich publikacji, zafałszowań historycznych w naszej historiografii ciągle jest bez liku. Jednym z nich jest tzw. stosunek do mniejszości w okresie II RP, opisywany przez sowiecką propagandę jako „wyzysk pracujących Białorusinów i Ukraińców przez krwiopijczą klasę panów”. Sprawa ta stała się szczególnie aktualna w związku z tym, że wyżej opisana sowiecka kalka nie tylko ciągle jest powielana przez bardzo wielu polskich historyków, ale ostatnio została wykorzystana przez jednego z ukraińskich deputowanych do zaproponowania uchwały „o zbrodni ludobójstwa popełnionej przez Polaków na Ukraińcach” w latach trzydziestych XX wieku.

REKLAMA

Tymczasem, wbrew sowieckiej kalce, żadnej dyskryminacji wobec Ukraińców – nie mówiąc już o takich kosmicznych absurdach jak tezy o ludobójstwie – po prostu nigdy nie było. Owszem, zdarzały się rozmaite akcje represyjne wobec poszczególnych organizacji mających ukraiński charakter czy wobec poszczególnych Ukraińców popełniających przestępstwa, ale ich siła nie odbiegała od tego, co praktykowano wobec tych polskich organizacji, które ówczesna władza uznawała za podejrzane. Innymi słowy: w okresie II RP zdecydowanie bardziej cierpieli endecy, zwolennicy PSL oraz PPS czy nawet komuniści (którym zresztą, jako zwykłym zdrajcom, to się słusznie należało) niż Ukraińcy. Można nawet postawić tezę, że sanacyjne władze do nawet silnie zradykalizowanych Ukraińców podchodziły z zadziwiającym pobłażaniem, a wiadomo też, że w takich sprawach jak nadział ziemi na Kresach Ukraińcy byli… preferowani.

Zachowanie polskich władz wobec ukraińskiego terroryzmu przypomina nieco zachowanie obecnych władz na Zachodzie wobec terroryzmu islamskiego – chowanie głowy w piasek i mówienie „nic się nie stało”. Nic dziwnego, że ukraińscy radykałowie tak się rozzuchwalili, że zamordowali szefa polskiego MSW Bronisława Pierackiego za… próby porozumienia z bardziej umiarkowanymi działaczami ukraińskimi. A jak zareagowała II RP na mord na swoim szefie MSW i byłym wicepremierze? Tak, że spośród złapanych organizatorów zabójstwa nikt nie dostał kary śmierci, więc posiedzieli tylko parę lat do przyjścia Niemców.

W 1937 roku przez Polskę przeszła fala „strajków chłopskich” zorganizowana przez PSL w celu wymuszenia na władzy uczciwszych wyborów. Sanacja odpowiedziała stanowczo – w Małopolsce od kul policji zginęło kilkadziesiąt osób. Relacjonowała to szczegółowo sowiecka „Prawda”, pisząc – skąd my to znamy? – o ludobójstwie dokonywanym przez „polskich faszystów”. Nawet „Prawda” nie poważyła się jednak na szczególne podkreślenie trudnej doli Ukraińców podczas tych zamieszek. Nic dziwnego. Polska policja nie strzelała do Ukraińców. Wobec Polaków żadnych ograniczeń nie było. Teza o ciężkim losie Ukraińców w II RP to zwykła bajka i sowiecka propaganda. Było wręcz przeciwnie – w pewnym sensie była to w II RP grupa uprzywilejowana. Co jednak rodziło wcale nie mniejszą frustrację i niechęć wobec Polski.

REKLAMA