Prof. Wolniewicz o Polsce w rękach PO

REKLAMA

Tomasz Sommer: Prezydent Bronisław Komorowski przyznaje się do wartości konserwatywnych, choć dość specyficznie je pojmuje? Może nie będzie z nim aż tak źle jak się wydaje?

Prof. Wolniewicz: O jakich „wartościach konserwatywnych” Pan mówi? Nie ma wartości, które byłyby jakoś specjalnie „konserwatywne”, więc nie wiem, do jakich miałby się tu Komorowski „przyznawać”. Kim zaś jest, to pokazał, podpisując 18 czerwca 2010 roku tę lewacką ustawę „przeciwko przemocy w rodzinie”. Rodzina stanowi fundament wszelkiego człowieczeństwa, a ta ustawa prosto w nią godzi. Tego podpisu nie zapomnimy Komorowskiemu do śmierci.

REKLAMA

Do naszego nowego prezydenta nie mam za grosz zaufania ani jako do funkcjonariusza państwowego, ani jako do człowieka. Nie będzie on realizował żadnej „swojej” polityki, tylko tę Tuska i S-ki. Ta zaś polega na całkowitej uległości wobec władz Unii Europejskiej i panującego tam libertyńskiego lewactwa. Polacy sami takie kierownictwo państwowe wybrali: jak sobie posłali, tak się wyśpią. Mój fryzjer mawia: „Chcą być w Europie za parobków i służące, to będą”. Na to się im zdadzą te ich „studia” i doktoraty wszelkich nauk.

Czy gdyby jednak te wybory wygrał Jarosław Kaczyński to różnica byłaby rzeczywiście taka duża?

Myślę, że różnica byłaby nie tylko duża, lecz i zasadnicza. Do Jarosława Kaczyńskiego nie mam żadnego nabożeństwa i nieraz to publicznie wyrażałem; co miano mi za złe. Trzeba jednak docenić jego zasługę dla kraju. W całym powojennym 65-leciu mieliśmy w Polsce tylko trzy rządy, które stały na własnych polskich nogach, nie były z obcego nadania: rząd Władysława Gomułki, rząd Jana Olszewskiego i rząd Jarosława Kaczyńskiego. Cokolwiek by o tym ostatnim powiedzieć krytycznie, podjął on trzy olbrzymie sprawy.

Wstrzymał tzw. „prywatyzację” przedsiębiorstw państwowych, czyli – w praktyce – chaotycznie rabunkową wyprzedaż majątku narodowego obcokrajowcom, przekształcającą Polskę w nowy rodzaj kolonii, a jej mieszkańców w białych Murzynów. Podjął też na serio walkę z korupcją, z tym rakiem, który toczy i rozkłada cały nasz aparat państwowy. Próbował wreszcie – pierwszy od czterdziestu lat! – przywrócić w szkole autorytet nauczyciela i dyscyplinę ucznia. Głównym zadaniem Tuska i S-ki było czym prędzej wszystko to rozwalić; co uczynili. Rząd Jarosława Kaczyńskiego był rządem polskim, rząd Donalda Tuska jest rządem unijnym, ekspozyturą Unii. Ta zasadnicza różnica dotyczy również stanowiska prezydenta: Kaczyński byłby polskim prezydentem, Komorowski będzie namiestnikiem Unii.

Wielu komentatorów wskazuje jednak także na pozytywy wynikłe z nowej sytuacji – premier Donald Tusk nie będzie miał teraz związanych rąk przez prezydenta i będzie mógł reformować kraj.

Gdzie Pan widzi w tej nowej sytuacji jakieś „pozytywy”? To, że prezydent niczego teraz premierowi nie zatrzyma – chyba że na pokaz, ku uciesze gawiedzi – to znaczy jedynie, że unijne machinacje Tuska i S-ki pójdą już na całego. Minister Grad nie będzie miał trudności z wyprzedaniem nas do reszty. (Słyszę, że sprzedał właśnie Chińczykom hutę Stalowa Wola.) Minister Katarzyna Hall – z lewacką dezorganizacją szkoły; minister Kudrycka – z demontażem uniwersyteckiej autonomii; a cały rząd – z przerabianiem nas na modłę hiszpańską, pod „europejski” gust.

Wracając jeszcze do wyboru Komorowskiego: nie rozumiem, jak można było wybrać na prezydenta kogoś, kto poparł działania niszczące infrastrukturę moralną narodu. Pod pozorem „troski o dobro dziecka” nowa ustawa rodzinna w dobro to uderza, ograniczając władzę rodzicielską na rzecz urzędniczej. Aparat państwowy może bowiem zrobić coś dla dziecka tylko wraz z rodziną i poprzez nią; nigdy poza nią, ani tym bardziej przeciw niej. Komorowski tę złowrogą ustawę podpisał, zamiast ją zawetować. Czemu to zrobił? Albo sam jest lewak, na co wskazywałyby jego stare związki z Unią Wolności, albo chciał się jakimś lewakom przypodobać, krajowym lub zagranicznym. Jedno i drugie dyskwalifikowało go jako kandydata na prezydenta.

Szefowa sztabu Jarosława Kaczyńskiego, Joanna Kluzik-Rostkowska, głosowała za tą ustawą, więc postawy Kaczyńskiego wcale nie byłbym taki pewien.

Wiedziałem, że ta Kluzik-Rostkowska jest lewoskrętna. Nie wiedziałem natomiast – i nigdy bym nie przypuszczał – że jako posłanka PiS mogła głosować za ową antynarodową ustawą. Gdybym był wiedział, nie głosowałbym na Kaczyńskiego: wrzuciłbym do urny pustą kartkę.

Mniejsza zresztą o Kaczyńskiego i PiS: dziś są, jutro ich nie będzie, podobnie jak Tuska i S-ki. Bardziej niepokojący jest fakt, że wobec ustawy, która tak zasadniczo zmienia na gorsze sytuację prawną polskiej rodziny, nie zdobyli się na stanowczy sprzeciw biskupi. Czy Episkopat jako ciało zbiorowe sam jest już lewoskrętny, czy tylko przez rozpasane lewactwo tak onieśmielony? Skoro zaś w sprawie tak dla Kościoła i narodu doniosłej biskupi nic praktycznie nie zrobili, to może nie trzeba się dziwić, że nie zrobił tego za nich naród, od lat systematycznie tumaniony przez lewoskrętne media i ich usłużnych najmitów.

Czego zaś można się teraz spodziewać po rządzie Tuska, to już pokazał: na zewnątrz usilnego zabiegania o poparcie ze strony europejskiego lewactwa, a na wewnątrz osłaniania skorumpowanego aparatu państwowego. Niedawno za zgodą władz odbył się w Warszawie zlot zboczeńców i zboczenic z całej Europy zwany „europaradą”. Sam w sobie byłby tylko niesmacznym idiotyzmem, gdyby nie zła wola, która spoza niego wyzierała. Pokazywało ją prowokacyjne hasło, pod jakim tę „paradę” zwołano: „Nie lękajcie się!”. Sprofanowano w ten sposób słowa dla wielu z nas podwójnie czcigodne: w czasach komuny wypowiedział je Jan Paweł II do nas Polaków, powtarzając nimi to samo, co dwa tysiące lat wcześniej powiedział Jezus do swoich apostołów. Czemu się na tak grubą prowokację zgodzono?

A co do korupcji, to wszystko pokazało nam potraktowanie przez Tuska tzw. „afery hazardowej”, która obnażyła przerażającą korupcję w najwyższych kołach państwowych. Tusk podjął działania – ale nie przeciwko sprzedajnym dygnitarzom, tylko przeciwko temu, kto ich sprzedajność wykrył: Mariuszowi Kamińskiemu, szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego: najpierw zwalniając go ze stanowiska, a zaraz potem wytaczając przeciw niemu jakieś sfabrykowane ad hoc postępowanie karne. Nie, po rządach Tuska i S-ki nie spodziewam się dla Polski niczego dobrego.

Może jednak, jeśli chodzi o paradę homoseksualistów, to Donald Tusk znalazł się w takiej sytuacji, że wobec obowiązującego u nas unijnego prawa nie posiada władztwa by takiej parady zabronić. Jest prawo do zgromadzeń, wolność manifestowania i Tusk musi to zaakceptować czy chce czy nie.

A nieprawda. Gdyby chodziło o jakąś „paradę” prowokacyjnie antyislamską czy antyżydowską, to by jej zabroniono natychmiast, na żadne „prawo unijne” się nie oglądając. Tylko chrześcijaństwo jest w Unii wolną zwierzyną, na która poluje kto chce i jak chce. Biskupi zaś i tutaj milczą.

Zajmijmy się teraz przez chwilę tragedią smoleńską. Jak Pan sądzi, to był po prostu wypadek, czy jednak, jak sądzą niektórzy, mamy do czynienia z zamachem?

Katastrofą pod Smoleńskiem nie ma się co zajmować, bo to efekt polskiego bałaganu plus próby zwalania winy na innych, w tym wypadku na Rosjan lub pilota.

Czyli tu się Pan wyjątkowo zgadza z Włodzimierzem Bukowskim, który także wątpi w zamach. Twierdzi, że ten wypadek do efekt bałaganu, tyle, że rosyjskiego?

Bukowski to dla mnie niejasna figura. Na czyją korzyść pracuje, tego nie wiem, ale na pewno na korzyść kogoś, komu zależy, by stosunki między Polską a Rosją się nie poprawiły. Stale próbuje nas przeciwko Rosjanom podszczuwać, mnie na to nie nabierze. Przyczyną katastrofy była moim zdaniem jakaś presja na pilota, by mimo mgły jednak lądować.

Jednak z zapisów czarnych skrzynek nic takiego nie wynika.

A czy te czarne skrzynki dają pełny obraz sytuacji? Lotnisko informuje pilota, że widoczność jest zła, i predłagajet lądować w Mińsku lub Witebsku, ewentualnie w Moskwie. (Czasownik predłagajet znaczy tutaj „zaleca”, a nie jak błędnie u nas tłumaczono „proponuje”.) Czemu więc pilot nie stosuje się do tego rozsądnego zalecenia? Bo w jego kabinie siedzi mu na karku dowódca lotnictwa, który nie wiadomo czego tam w tym momencie szuka. Sama jego obecność, choćby nawet bezsłowna, jest już potężną presją na pilota – i go rozprasza w chwili, która wymaga od niego maksimum koncentracji. Błędem pilota było jedynie, że nie zdobył się na to, by temu dowódcy i wszystkim, co za nim stali, powiedzieć w tym momencie: „Odwalcie się; póki jesteśmy w powietrzu, tylko ja tutaj dowodzę!”. Przypłacił to życiem, ale to nie powód, by cudze winy zwalać teraz na niego.

A co Pan sądzi o tej teorii, że przyczyną katastrofy było przepadnięcie samolotu wynikłe z nieprawidłowej komendy systemu TAWS?

W żadne techniczne szczegóły katastrofy wchodzić nie będę, bo ani się na nich nie znam, ani nie mają tu wiele do rzeczy. Służą jedynie mąceniu w głowach, i to od miesięcy. Przyczyna katastrofy była nie techniczna, lecz moralna: była nią decyzja, by wbrew zaleceniu z lotniska w Smoleńsku podjąć ryzykowną próbę lądowania przy niedostatecznej widoczności. Jestem absolutnie przekonany, że pilot nie podejmował tej decyzji na własną rękę. Reszta niech będzie milczeniem.

Podsumowując: wszelkie formy wyjaśnień „spiskowych” odrzuca Pan zdecydowanie.

Gadaninę o „zamachu” i „poległych” odrzucam jako niedorzeczną, nie mówiąc o świętokradczym „Katyniu 2010”. Sprawę od początku sztucznie mącono i rozdmuchiwano, nie jest mi tylko jasne po co.

Wokół prezydenta Komorowskiego pojawiło się połączenie byłej Unii Wolności i Lecha Wałęsy. Na wieczorze wyborczym Tadeusz Mazowiecki pokazał palcami znak „V”. Czy nie sądzi Pan, że to jest symboliczny sojusz najgorszych sił II RP?

Ten znak „V” pokazywany przy byle okazji to też profanacja i przejaw ogólnej deprecjacji wszelkich symboli – wbrew Drugiemu Przykazaniu. Pierwszy raz pokazał ten znak Churchill w 1940 roku po upadku Francji, gdy Wielka Brytania stanęła samotnie do walki z potęgą III Rzeszy. Wtedy była w nim wielkość Anglii i niezłomna odwaga. Pokazywanie go dziś jest już tylko komedianctwem. A co sądzę o Tusku jako premierze i Komorowskim jako prezydencie, już powiedziałem.

Jak Pan sądzi Bronisław Komorowski będzie prezydentem przez 5 czy przez 10 lat?

Rozróżniam dwie kategorie polityków: mężów stanu i politycznych kombinatorów. Nad przyszłością pierwszych warto się zastanawiać, nad drugich moim zdaniem nie. Spłyną jak pomyje.

/Powyższy tekst jest fragmentem wywiadu-rzeki, jaki przeprowadził z prof. Bogusławem Wolniewiczem Tomasz Sommer, zatytułowanego „Wolniewicz – zdanie własne”. Książkę można zakupić tutaj. Stron 240. Cena 29 zł./

REKLAMA