Rząd przejadł kasę na nasze emerytury

REKLAMA

Jeden z ogólnopolskich dzienników podał informację, że rząd przejadł pieniądze zarezerwowane na zabezpieczenie wypłat emerytur dla obywateli, którzy po 2020 roku wejdą w wiek poprodukcyjny. Tak istotna wiadomość oczywiście nie rozpoczęła ogólnopolskiej debaty na temat sytuacji, w jakiej rządzący stawiają całe pokolenie emerytów. Informacja „Gazety Wyborczej” zaowocowała jedynie pojedynczymi newsami. Do Polaków wysłano sygnał, że nic się nie stało…

A miało być tak pięknie

REKLAMA

W 1998 roku, twórcy ustawy emerytalnej patrząc na piramidę wieku w Polsce doszli do wniosku, że zastępowalność pokoleń nie umożliwi pokrycia wszystkich zobowiązań emerytalnych na dotychczasowym poziomie. Rządowi eksperci zaproponowali więc utworzenie Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD), który powstał cztery lata później. Na koncie Funduszu miały być gromadzone pieniądze ze składek ubezpieczeniowych (obecnie 0,35 proc. podstawy składki emerytalnej). W ciągu kilku lat, wskaźnik ten miał rosnąć, by docelowo osiągnąć poziom 1 proc. Drugim źródłem finansowania funduszu miała być prywatyzacja. Na FRD miało iść 40 proc. pieniędzy z prywatyzowanych spółek.

Jak zauważa jednak dr Marian Szołucha z Akademii Finansów i Biznesu Vistula, „FRD nigdy nie miał być systemową rewolucją, a jedynie chwilowym amortyzatorem wpływu nadchodzącej katastrofy demograficznej na finanse państwa”.

Zgromadzone na Funduszu środki w wysokości 200 mld złotych miały być ostatecznie wypłacane po 2020 roku, by służyć uzupełnieniu luki pomiędzy wpływami ze składek osób pracujących, a należnościami wobec emerytów. Na stronach sejmowych nawet dziś możemy przeczytać, że „w założeniach FRD miał być wykorzystany dopiero wtedy, gdy mniej osób będzie pracowało i płaciło składki, a więcej będzie pobierało świadczenia.” Fundusz miał być niczym innym, jak skarbonką.

Inaczej problem widzi Izabela Leszczyna, wiceminister finansów, a dawniej nauczycielka języka polskiego w jednej z częstochowskich szkół podstawowych. Komentując nieliczne doniesienia prasowe na temat drenażu Funduszu, powiedziała, że narosło wokół niego dużo mitów. Jej zdaniem, sam FDR „nigdy nie miał być zabezpieczeniem wypłat emerytur, ale od początku zakładano, że będzie buforem uzupełniającym niedobór funduszu emerytalnego”. Takiej formie usprawiedliwienia de facto niegospodarności rządu PO nie dziwią się wolnorynkowi ekonomiści. Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha powiedział „NCz!”, że „system emerytalny pozostawiony w rękach polityków jest systemem, który zawsze będzie służył celom doraźnej polityki”. Nic więc dziwnego, że rząd realizuje doraźne cele polityczne, korzystając z pieniędzy zgromadzonych na koncie Funduszu.

Politycy mają ku temu możliwości, gdyż twórcy ustawy zostawili rządzącym możliwość sięgania do Funduszu po „nieoprocentowaną zwrotną pożyczkę uzupełniającą środki funduszu emerytalnego na bieżącą wypłatę świadczeń, zapewniającą płynność finansową Funduszu Ubezpieczeń Społecznych”. Czyli ustawa zostawiła tylną furtkę umożliwiającą przelewanie pieniędzy na bieżące wypłaty emerytur bez czekania do roku 2020.

Co z tego, że głównym – choć jak widać, czysto teoretycznym – celem rezerwy było zabezpieczenie emerytur dzisiejszych 40-50 latków! Tylko w ciągu ostatnich lat rządów PO pobrał z FRD: 4 mld zł w 2011, 2,887 mld zł w 2012 oraz 2,5 mld zł w roku 2013 oraz kolejne miliardy w 2014 roku. Co więcej, wysokość odpisu na FDR nie uległa wcześniej zakładanemu zwiększaniu do 1 proc., a śladowa prywatyzacja nie wzbogaciła go zgodnie ze wcześniejszymi założeniami. Efekt? Na dzień 20 lutego 2015 roku na koncie Funduszu znajduje się zaledwie 17,9 mld zł. Twórcy ustawy szacowali, że uzbiera się ok… 200 mld zł!

To nie koniec złych wiadomości. Ponad 80% tych skromnych środków z kont Funduszu jest lokowana w… obligacje i bony wartościowe Skarbu Państwa. Innymi słowy pieniądze te zostały i tak upłynnione przez rząd na bieżące wydatki. Pomijając już ten fakt, wirtualne 17,9 mld zł wystarczy na wypłatę emerytur przez… niecałe dwa miesiące.

Polskiemu systemowi emerytalnemu z uwagą przyjrzał się Bank Światowy. Eksperci tej instytucji głośno powiedzieli to, co ekonomiści oraz politycy ze środowiska konserwatywno-liberalnego mówią od dawna. ZUS istnieje już tylko teoretycznie. To znaczy jego cele istnieją teoretycznie, gdyż zusowska struktura i biurokratyczna machina imponuje swą potęgą. Twórcy raportu wykazali, że stosunek pomiędzy wysokością ostatniej pensji a emeryturą wyniesie dla dzisiejszych 30- i 40-latków zaledwie 25-35%. Oznacza to, że jeśli ktoś w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego będzie zarabiał 3 tys. zł, to może liczyć na świadczenie w wysokości nie większej niż 750-1000 zł. Jak podsumował dr Marek Benio z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie: „jak pewnego dnia przyjdzie przekaz z emeryturą, to będziemy mieli tylko dodatkową kwotę na karmę dla psa”.

Eksperci twierdzą, że przyszli emeryci, by zapewnić sobie stopę zastąpienia na obecnym poziomie, muszą już dziś oszczędzać 10 proc. swoich zarobków i to dodatkowo, czyli nie licząc kwoty utopionej w obowiązkowym funduszu państwowym. Innym rozwiązaniem może być inwestycja w nieruchomości, w akcje domów opieki społecznej, w swoje potomstwo lub… liczenie na cud, czyli na gruntowną, wolnościową reformę systemu emerytalnego.

Emerytura obywatelska

Pewnym kompromisowym rozwiązaniem, które nie zakłada całkowitej likwidacji powszechnego systemu emerytalnego – postulowanej przez polskie środowisko konserwatywno-liberalne – może być model propagowany m.in. przez ekspertów z Centrum im. Adama Smitha. Rozwiązaniem tym jest emerytura obywatelska. Jak wyjaśnia Andrzej Sadowski „model ten zakłada, że rząd każdemu obywatelowi po przekroczeniu pewnego wieku daje jednakowe świadczenie emerytalne. Jest to świadczenie, które nie jest finansowane z przymusowych składek, lecz z budżetu centralnego”. Każdy obywatel na emeryturze nie pracuje, zatem za równy brak pracy obywatele są równo wynagradzani. Natomiast ci, którzy pracowali w okresie produkcyjnym więcej, wydajniej, dłużej, za większą stawkę bądź byli przezorni, mieli szansę odłożyć na swoją emeryturę samodzielnie. Jak widać to rozwiązanie w dalszym ciągu zakłada redystrybucyjną rolę państwa. Warto pamiętać o kolejach losu FRD, gdy rząd, opodatkowując umowy-zlecenia, twierdzi, że robi to dla dobra obywateli, w trosce o ich przyszłość i odległą o wiele lat emeryturę…

REKLAMA