Sommer: Granty. Symbol polskiego uczestnictwa w UE

REKLAMA

Czy pamiętacie Państwo, jak na jesieni przez media przewinęła się informacja o pewnej polskiej uczonej, która jako jedyna z naszego kraju dostała duży grant (1,2 miliona euro na badania jakiegoś starożytnego języka w Ameryce Łacińskiej) na prowadzenie badań od European Research Council – najważniejszej unijnej agencji rozdzielającej środki, na które składają się wszystkie unijne kraje proporcjonalnie do swojej wielkości? Wtedy był powód do lamentu, bo Polka była jedną z… 536 nagrodzonych, podczas gdy Polska zapłaciła, proporcjonalnie do swojej liczby ludności, za co najmniej 42 granty.

Ale teraz jest jeszcze gorzej. 22 stycznia ERC przyznała najważniejsze granty na zaawansowane projekty naukowe warte 680 milionów euro dla 302 „przodujących” naukowców. Jak łatwo obliczyć, średnio każdy z nich dostał ponad 2 miliony euro, czyli ok. 10 mln złotych. Ilu Polaków się załapało? Żaden… A Polska w tej puli sfinansowała aż 24 granty. Co ciekawe, spośród unijnych krajów, oprócz Polski, na granty nie załapały się tylko: Słowacja, Litwa, Estonia, Rumunia i Bułgaria – czyli tzw. Europa Wschodnia B. Załapał się natomiast – i to aż na 16 grantów – Izrael, choć nie udało nam się ustalić, czy wpłacił na fundusz choćby złamanego szekla.

REKLAMA

Powstaje też pytanie: czy wielomilionowe polskie wpłaty na ERC wlicza się we wzrost finansowania polskiej nauki?

Ciekawe, że żadne polskie media nie informowały o powyższym zdarzeniu. Tymczasem być może jest to najlepszy symbol polskiego uczestnictwa w UE. Otóż stwarza się nam wrażenie, że możemy z czegoś skorzystać. Z tego powodu płacimy unijną składkę i wpłacamy na to coś pieniądze, ale w ostatecznym rozrachunku (1) okazuje się, że niestety były uchybienia, więc unijnej części finansowania nie będzie; (2) zabrakło współfinansowania, więc z zasady się ono nie należy; (3) a w ogóle to przegraliśmy w „transparentnym” konkursie.

A skąd ja sam dowiedziałem się o tym najnowszym sukcesie polskiej nauki? Otóż wraz z grupą innych naukowców staram się o grant z ERC na kompleksowe opracowanie historii „operacji polskiej”, czyli pierwszego ludobójstwa motywowanego narodowościowo, związanego z II wojną światową. Temat, jak Państwo wiedzą, w toku wyjaśniania, stanowiący jedną z ostatnich białych plam w historii Polski i Europy. I sprawdzając, czy nie zostaliśmy odrzuceni z przyczyn formalnych, wpadłem na powyższą informację. Szczęśliwie z przyczyn formalnych nas nie odwalili. Przed nami trzy kolejne etapy kwalifikacji. O tym, jak unijna komisja naukowa merytorycznie zareaguje na taki temat, przekonamy się za kilka miesięcy.

PS. Do Redakcji trafił już nakład wydanej przez nas książki Marka Skalskiego „Płonące granice” (tutaj w wersji papierowej oraz tutaj jako e-wydanie). W przyszłym tygodniu z kolei powinniśmy dostać egzemplarze drugiej wydanej przez nas książki Wojciecha Grzelaka, zatytułowanej „Gra z Rosją – do jednej bramki”, opowiadającej m.in. o stosunkach polsko-rosyjskich w ostatnich latach. Serdecznie zapraszam do lektury. Przypominam też o możliwości przeznaczenia 1 proc. podatków (tutaj) na Fundację Najwyższy Czas – w podzięce za co oferujemy dwa e-booki z naszych zasobów.

REKLAMA