Trudnowski: Dotacje ministerstwa kultury tylko dla lewicowych pism?

REKLAMA

Państwowe dotacje, zwłaszcza te na cele kulturalne, zawsze były kamuflażem dla korumpowania określonych środowisk. Najwięcej państwowych pieniędzy zgarniały lewackie organizacje uprawiające pod parawanem promowania kultury ordynarną propagandę polityczną i światopoglądową. Teoretycznie wszyscy jednak mieli równe szanse. Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski skończył z pozorami. Ogłoszony przez ministerstwo regulamin przyznawania dotacji wykluczył z ubiegania się o nie pisma społeczno-polityczne.

Regulamin „promocji literatury i czytelnictwa – priorytet 3 – Czasopisma” stanowi, iż „celem priorytetu nie jest wspieranie czasopism o profilu społeczno-politycznym, religijnym, narodowościowym, naukowym czy historycznym. Z tego względu wysoko oceniane będą jedynie te spośród nich, dla których tematyka kulturalna i artystyczna stanowi wiodącą oś problemową”. Pod tą bełkotliwie brzmiącą nowo mową ukrywa się wstrzymanie państwach dotacji dla tytułów krytykujących rządy Donalda Tuska i rzeczywistość III RP.

REKLAMA

Względny pluralizm

Dotychczas wspieranych w ramach priorytetu było wiele tytułów z każdej z tych kategorii. Półkę „społeczno-politycznych” otwierała od lat lewacka „Krytyka Polityczna” i współzakładany przez Donalda Tuska „Przegląd Polityczny”, a wśród pism „narodowościowych” brylował „Midrasz” i interpretujący kulturę żydowską „Cwiszn”. Dotowana była też zacna historyczna „Karta”, której sprytny dyrektor przeprowadził rajd po mediach, opowiadając o nieuchronnym bankructwie zasłużonego ośrodka wydającego pismo. Tym samym postawił Bogdana Zdrojewskiego pod ścianą i ten wobec ataku ze wszech stron przyznał „Karcie” – poza obowiązującym systemem programów Ministra – dodatkową dotację w wysokości 500 tys. złotych. Pluralizm można było obserwować przez lata wśród czasopism o tematyce religijnej. Wspierane były zarówno postępowe i bliskie Platformie Obywatelskiej „Znak” i „Więź”, krytyczna wobec III RP „Fronda”, jak i elitarne, tradycjonalistyczne „Christianitas”. Właściwie gdy przejrzeć dotychczasową listę dotowanych tytułów, mniej więcej połowę z nich można uznać za klasyfikującą się – w myśl nowego regulaminu – do utraty państwowego wsparcia.

Koniec z dotowaniem zaścianka

Informację o zaprzestaniu dotowania z podatków obywateli szemranej pisaniny nieprzystosowanych do wolnego rynku intelektualistów można by przyjąć z radością. Niestety nie ma to miejsca. Chociaż radykalnie ograniczono zakres tematyczny podlegających pod finansowanie z „Priorytetu 3” tytułów, jego budżet pozostał niezmienny. Decyzja nie wynikała więc z chęci oszczędzania pieniędzy podatników, a z chęci zmiany beneficjantów. Ruch ten jest raczej kolejnym – po np. zorganizowaniu zdominowanego przez skrajnie lewicowych intelektualistów Europejskiego Kongresu Kultury – krokiem w stronę prowadzenia światopoglądowej batalii za zasłoną absurdalnego hasła „Nie róbmy polityki, róbmy w kulturze”. Państwowi decydenci z resortu kultury i – nie zapominajmy – dziedzictwa narodowego chcą wmówić społeczeństwu, że to postępowe idee konstytuują sferę kultury. A tradycyjne wartości, dziedzictwo historyczne czy pogłębiony namysł nad polityką i religią? Oznaczają godny przemilczenia zaścianek lub w najlepszym razie politykierstwo.

Ministerstwo Artyzmu i Postępu

Decyzja MKiDN jest elementem politycznego planu. Pomysł, by refleksję społeczną, dziedzictwo historyczne i religijne czy wreszcie poważniejsze studia naukowe nad literaturą wykluczyć ze sfery kultury wydaje się na tyle niedorzeczny, że trudno o tak daleko idącą ignorancję posądzić nawet ministra Zdrojewskiego. Szczególnie że przecież obficie od lat dotowane środowisko „Krytyki Politycznej” szczyci się tym, że w orbicie swego oddziaływania ma wybitnych przedstawicieli literatury czy sztuk plastycznych. Lewica od dziesięcioleci skutecznie realizuje myśl Antonio Gramsciego, że radykalna, rewolucyjna przebudowa społeczeństwa uda się tylko wówczas, gdy wcześniej w tymże społeczeństwie uda się ewolucyjnie zneutralizować jego tradycyjny system wartości. Łatwo sobie więc wyobrazić, że skutecznie krocząc tą drogą, podwładni Zdrojewskiego za kilka lat będą mogli śmiało pozbyć się zaściankowego „dziedzictwa narodowego” z nazwy swej instytucji i przemianować się na „Ministerstwo Artyzmu i Postępu”. Wówczas obficie dotowane będą jedynie wystawy ostrzegające przed wyssanym z mlekiem matki polskim antysemityzmem czy społecznie zaangażowane performance, w ramach których wyzwolone lesbijki opowiedzą o molestowaniu ze strony księży-pedofilów. Przy okazji zamknąć będzie można wreszcie muzea, choćby te prezentujące malarstwo budzące demony polskiego patriotyzmu.

Pisma równe i równiejsze

Taka taktyka w wykonaniu Ministerstwa Kultury jest kontynuacją planu rozpoczętego blisko dwa lata temu. Na początku 2011 roku pierwszy raz w ramach programu dla czasopism urzędnicy zdecydowali się zignorować poziom merytoryczny wnioskujących o wsparcie tytułów i rozdać kasę zgodnie z kluczem politycznym. Wówczas z listy dotowanych wycięto dosłownie wszystkie pisma kojarzone z prawicą. Okazało się, że tak prostacki zabieg ograniczenia pluralizmu przy wydawaniu środków publicznych nawet w polskich warunkach spotka się z krytyką ze strony opinii publicznej. Po zdecydowanej reakcji części mediów minister Zdrojewski częściowo zmienił decyzję oraz zapowiedział strategiczne przeformułowanie założeń systemu grantowego. Po długich debatach z przedstawicielami wszystkich zainteresowanych środowisk określono nowe zasady dotowania pism. Zarządzanie programem przeniesiono z Instytutu Książki do Departamentu Mecenatu Państwa i zapowiedziano większą przejrzystość w przyznawaniu środków. Po niespełna dwóch latach okazało się, że uczestnictwo strony rządowej w jakichkolwiek negocjacjach ze stroną społeczną jest jedynie cynicznym zabiegiem wizerunkowym. Co gorsza jednak, w ramach nowelizacji programu dotacyjnego już w zeszłym roku wprowadzono kilka kosmetycznych – wydawałoby się – zmian. Jedną z nich było ustanowienie tzw. zadań wieloletnich, czyli przyznawanie dotacji nie tylko na nadchodzący rok, ale również w trybie trzyletnim. Pomysł nie wydawał się w żaden sposób kontrowersyjny. Do momentu, gdy pod koniec października opublikowano nowy regulamin przyznawania dotacji.

Zapytaliśmy ministerstwo o tytuły, którym w tym trybie przyznano już dotację na 2013 i 2014 rok. Otóż okazało się, że wśród pism, którym przyznano wsparcie na czas dłuższy niż jeden rok, są i takie, które tegoroczna nowelizacja wyklucza! Dziwnym trafem o trzyletnią dotację nie wystąpiły przed rokiem „Fronda” i „Christianitas”, lecz pomyślały o tym wszystkie tytuły reprezentujące bliski rządzącym „katolicyzm otwarty”: „Więź”, „Znak” i „Tygodnik Powszechny”. O swój los na trzy lata z góry nie zadbały konserwatywne „Pressje”, ale dotowana przez Janusza Palikota, a dziś bliska Bronisławowi Komorowskiemu „Res Publica Nowa”. Przypadek? Jak zawsze w państwie PO.

Część redakcji „Rzeczy Wspólnych” wywodzi się z kręgów konserwatywno-liberalnych. Dlatego jesteśmy szczególnie dumni, że nam akurat konsekwentnie udaje się rozwijać pismo bez dotacji, a jedynie za sprawą wyboru naszych czytelników i darczyńców (autore tekstu jest dziennikarzem periodyku). Zakres mecenatu państwa wymaga na prawicy szerokiej, poważnej i merytorycznej debaty, która uwzględni też postulaty najbardziej pryncypialnych środowisk wolnościowych. Dziś jednak władza arbitralnie zmienia reguły gry w trakcie jej trwania, a środki odebrane obywatelom przeznacza nie na dbanie o dobro wspólne, lecz na promocję radykalnie lewicowych treści i wspieranie swych własnych kolegów. To zasługuje na zdecydowaną krytykę zarówno ze strony republikanina, jak i konserwatywnego liberała.

REKLAMA