W obronie Kamila D.

REKLAMA

W sprawie znanego dziennikarza Kamila D. najbardziej bulwersuje to, iż Państwowa Inspekcja Pracy dopiero teraz wybrała się do TVN, choć dziennikarz już sześć lat temu krzyczał na całą Polskę, że pracuje przy upier*****ym stole.

Nie dość, że w firmie, której wartość rynkowa wynosi obecnie ok. 7 miliardów złotych brakuje na etat dla sprzątaczki, to jeszcze, przy okazji całego zamieszania, okazało się, iż gwiazdom ekranu nie płaci się należycie za wykonywane usługi. Znany wszystkim z kolorowego i błyszczącego studia prawdopodobnie najlepszej i najbardziej obiektywnej w historii stacji informacyjnej dziennikarz przebywał bowiem w apartamencie kobiety, której nie stać było na zapłacenie czynszu. Gdyby tylko Kamilowi D. przelewano co miesiąc wystarczająco dużą kwotę pieniędzy, na pewno wspomógłby swoją znajomą, a tak na miejsce w towarzystwie policji musiał się wybrać właściciel apartamentu.

REKLAMA

Prawdziwym skandalem jest także sugerowanie, jakoby Kamil D. miał w feralnym apartamencie zażywać narkotyki. Trzeba mieć doprawdy złą wolę, aby nie skojarzyć faktów: znaleziony na miejscu przez dziennikarzy „Wprost” biały proszek był środkiem chemicznym, który Kamil D chciał wykorzystać do czyszczenia upier*****ego studia TVN-u. Lada dzień ITI ma przecież sprzedać całą stację niemieckiemu Bauerowi, a wiadomo, że Niemcy to straszni pedanci i mają świra na punkcie porządku (Ordnung muss sein, no wiecie). Na dodatek huczy na mieście, że w TVN-ie niezły burdel odchodzi, więc chciał to zmienić. Czy tak ciężko to zrozumieć?

Doprawdy, otwierają się w kieszeniach noże, gdy chorzy z nienawiści Polacy z góry przesądzają, iż materiał opublikowany w tygodniku „Wprost” na pewno dotyczył K. Durczoka. Przepraszam bardzo! – Kamila D. (lat 47). On sam przecież powiedział, że to, co robił w słynnym dziś mieszkaniu, to już jego prywatna sprawa i że popełnił w życiu wiele błędów (tak jak każdy). Przecież niewinny człowiek nie mówiłby o swoich błędach. A może odwrotnie? Nieważne.

Największy przestrach budzi jednak sugerowanie, jakoby Kamil D. oglądał zoofilskie materiały. Tajemnicą poliszynela jest przecież, że TVN zamierza wkrótce otworzyć nowy kanał TVN Nature, który miałby za zadanie przejęcie części widzów od Animal Planet czy też National Geographic. Kamil D. mógł chcieć po prostu jak najlepiej poznać świat zwierząt i dlatego oglądał wszystkie filmy ze zwierzętami, jakie się nawinęły. A może myślał po prostu, że zoofilia to coś takiego jak bibliofilia – że się bardzo lubi zwierzęta i tyle. W końcu chłopak wychował się na robotniczym Śląsku, a nie w jakimś inteligenckim Krakowie.

Zostawmy jednak wreszcie apartament, z którego Kamil D. uciekał w kapturze na głowie, i powróćmy do upier*****ego studia TVN. Gazeta „Wprost” sugeruje, iż szef „Faktów” miał zwrócić uwagę swej podwładnej, że nie ma majtek pod dżinsami, a potem zaprosić ją do domu. Osobiście uważam, że było to z jego strony bardzo miłe. W stacji, w której oszczędza się na sprzątaczkach i ogólnie się nie przelewa, musi też być bardzo zimno. Nie nosząc bielizny, dziennikarka narażała swoje zdrowie. Jako zwierzchnik wyrażał troskę o jej zdrowie. Kamilowi D. zależało zresztą, aby wszystko odbyło się bez żadnego skandalu. Paparazzi mieliby wszak pożywkę, gdyby ujrzeli szefa „Faktów” wchodzącego do jego domu w towarzystwie znanej dziennikarki. Dlatego zasugerował, żeby jego podopieczna „oparła się o ścianę”, a on w tym czasie chciał „wejść od tyłu” – oczywiście do swojego domu. To tylko świadczy, jak wielki z niego dżentelmen.

Na całe szczęście dla Kamila D. oraz wszystkich dziennikarek pracujących dla TVN-u rząd wprowadził właśnie konwencję antyprzemocową. Wszystkie kobiety, które były nękane przez tajemniczego, wysoko postawionego dziennikarza, pracującego w jednej z najważniejszych stacji telewizyjnych w Polsce (na pewno nie Kamila D.), będą miały odtąd możliwość skutecznego oparcia się mu. Wielką nieprawdą jest także twierdzenie, jakoby „Wyborcza”, TVN, TVP, „Polityka” i „Newsweek” nie podejmowały tematu stawianych Kamilowi D. zarzutów. To znaczy: chciały się tym zająć, ale akurat wszyscy zatrudnieni w nich dziennikarze śledczy zajęci są wciąż dziesiątkami, jeśli nie setkami przypadków skandali seksualnych w Kościele i dlatego zwyczajnie nie było komu przygotować newsów dotyczących ich dobrego kolegi po fachu. To chyba zrozumiałe, prawda?

W całej sprawie dziwi także niepodjęcie przez śledczych pewnego ważnego wątku, który niejako przypadkiem podsunął nie kto inny jak sam Jacek Żakowski. Ów mędrzec z „Polityki” zasugerował niedawno, iż policjanci już w przedszkolu powinni ubierać się w sukienki w ramach uczenia się empatii. Ta cenna i błyskotliwa uwaga powinna dać do zastanowienia, czy w TVN24 – słynącej z empatii wobec rządzącej partii – postulaty Jacka Żakowskiego nie zostały wprowadzone w życie już dawno temu. Być może ci, którzy przed kamerą prezentują się nam jako mężczyźni, poza kadrem intensywnie „ćwiczą empatię”? A zatem – nie bójmy się postawić tego pytania – czy nie jest możliwe, że Kamil D. tak naprawdę zaczepiał w pracy jednego ze swoich kolegów, dajmy na to: Jarosława Kuźniara albo Grzegorza Miecugowa? „Ćwiczeniem empatii” zajmował się zresztą kilka lat temu senator Krzysztof Piesiewicz, którego nagrano, gdy zażywając białe proszki, hasał z pewnymi niewiastami w damskich ciuszkach. Wtedy jednak, w swoim uprzedzeniu typowym dla społeczeństw katolickich, nie rozumieliśmy jeszcze, jak bardzo odważnie transcendował nasze własne kulturowe ograniczenia. Ale zostawmy Piesiewicza.

Doprawdy, wyszła z Polaków ich najgorsza natura! Oto oskarżono dziennikarza o nieskazitelnej etyce o najgorsze i najbardziej brudne czyny. Na zdjęciach opublikowanych przez tygodnik „Wprost” widać ciemnoskóre sekslalki, ale dlaczego polska swołocz tak uparcie odmawia zrozumienia prawdziwego ich przeznaczenia? Media ustaliły przecież, że Kamil D. spotykał się w apartamencie wynajmowanym przez specjalistkę od odchudzania – fantomy miały przecież ukazać nieco zaokrąglonemu na buzi prezenterowi jak mógłby wyglądać, gdyby tylko nie objadał się – jak to Ślązak – kiełbasą popijaną piwem.

Proponuję więc, aby uciąć na zawsze wszystkie spekulacje. Wszak TVN powołał już komisję, która zajmie się wyjaśnieniem wszystkich szczegółów afery. Może i nie znam się na show-biznesie i na prowadzeniu tak ważnej dla demokracji stacji telewizyjnej, lecz w celu zachowania transparentności całego procesu zdecydowanie zalecałbym, aby obrady komisji TVN-u były transmitowane na całą Polskę. W skład jury – pardon: komisji mogłyby wejść takie autorytety jak Kuba Wojewódzki, Małgorzata Foremniak czy Magda Gessler. Jakiś dobry konferansjer i zamiast stypy w TVN-ie znów byłoby wesoło. A nawet gdyby Kamil D. był seksoholikiem, zoofilem, narkomanem, samcem alfa molestującym podwładne oraz kłamcą – to czego ci wszyscy Polacy chcą? Ludzie, trochę luzu. Czemu jesteście tacy drętwi?

REKLAMA