Wideo: Korwin Mikke o terrorze zielonych

REKLAMA

Jak widzę jakiegoś „zielonego” (co, na szczęście, zdarza mi się rzadko) to wiem, że jest to albo świr – albo całkiem rozsądny facet, który wraz z gronem świrów przywiązuje się do drzewa, a jak budowniczowie szosy dadzą mu od $100 000 do $500 000 (takie są w Polsce stawki), to odwiązuje się – i idzie na piwo, bo ma za co.

REKLAMA

Generalnie „zielonych” uważam za coś podobnego do wegetarian, feministek, demokratów, zoofilów, homosiów i innych takich – często sympatycznych, ale mocno świrniętych – ludzi.

Od razu wyjaśniam: ja się naprawdę z nikogo nie wyśmiewam! Ja dobrotliwie i z życzliwością. Jeśli bowiem dobry Pan Bóg zrobił wegetariankę i zoofila – to widocznie jakiś powód miał. Co do wegetarianki – to wiem z doświadczenia, że może być bardzo miła i przydatna mężczyźnie. Zoofil zaś – to człowiek ciężko pracujący dla dobra nauki. Jak bowiem wiadomo, hipotezy naukowe trzeba sprawdzać doświadczalnie.
czytaj dalej

Jest w nauce taka hipoteza, że rozmaite gatunki się ze sobą nie krzyżują. Taki zoofil więc pracowicie sprawdza, czy z jego związku z kozą nie urodzi się jakiś Mie-e-e-e-tek – i, oczywiście, nie jest wykluczone, że któregoś dnia jakiś zoofil obali tę teorię, posuwając zoologię mocno do przodu. Jeśli jeszcze przy tej pracy naukowej ma jakąś przyjemność…

Wracając do ekologów: gdy ekologowie protestują, zazwyczaj wzruszam ramionami albo się wściekam. Gdy coś popiera Komisja Europejska – to mam ochotę dać tym bonzom parę solidnych kopniaków. Gdy w sprawę włącza się osławiony Greenpeace, to mam ochotę wziąć rewolwer – i strzelać. I w czterech wypadkach na pięć sąd by mnie uniewinnił.

Ja, jak widzę pustynię – to chcę ją zmienić w kwitnący ogród – podczas gdy ekologowie koniecznie chcą uratować jakiś rzadki gatunek skorpiona albo żmii błotnej. Zwykłe wariactwo.

Ześwirowanie doszło do tego, że „Forum Miłośników Papug” zażądało ode mnie, bym poparł walkę o zachowanie bagien Rospudy!!! Rozeźlony odpisałem, że kto jak kto, ale miłośnicy papug powinni domagać się, by na miejscu bagien powstało z 10 000 domków jednorodzinnych – a w każdym co najmniej parka papug… Przecież na bagnach suwalskich papugi nie przeżyją!

Zupełne wariactwo!

Uporczywość walki o bagna Rospudy zastanowiła mnie jednak – więc najpierw włączyłem mapę Polski, potem program Google-Earth – i obejrzałem tę dolinę z satelity. Wreszcie pofatygowałem się na półkę po dobry atlas. I, szczerze pisząc, nie rozumiem: po kiego grzyba prowadzi się tę szosę przez bagna, gdy wystarczyłoby poszerzyć i ulepszyć istniejącą drogę przez Raczki – nie dochodząc do samych Raczek, oczywiście…

No tak – ale gdy to się zrobi, przyjdą nowi ekologowie domagający się oszczędzenia rzadkiego gatunku ślimaków gnieżdżących się przy drodze na Raczki. To właśnie powoduje, że ludzie nie traktują ekologów poważnie…

Problem w tym, że szosę wybudować trzeba. W XIX wieku sprawa byłaby prosta: właściciel patentu na budowę szosy dałby się przekonać (budowa na piasku jest tańsza, niż przez bagna!!), w dwa tygodnie sporządziłby nowe plany, a za sześć miesięcy mielibyśmy szosę przez Raczki. Tak, tak! Kolej Wiedeń-Konstantynopol budowano raptem 2 lata!

Dziś jednak postęp jest taki, że samo uzgadnianie z mieszkańcami, Brukselą, Warszawą, powiatem, gminami, województwem i piętnastoma organizacjami ekologów – trwałoby ze siedem lat. Dlatego wcale się nie zdziwię, jeśli jednak tę autostradę przez Rospudę przerzucą. Ptakom ze zwalonych 20 000 drzew nic się nie stanie – przeniosą się na 700 000 nieściętych.

Ale warto by przebadać: (1) kto tę szosę zaplanował akurat przez rezerwat natury – i dlaczego? (2) czemu „ekolodzy” nie protestują przeciwko – też tam biegnącej – kolei? (3) co za idiota urządza w tej sprawie „referendum”? (4) kto ma głosować: bobry, ekolodzy czy ludzie?

REKLAMA