Wnioski spod Smoleńska. Przekaz Rosji jest jasny!

REKLAMA

Przekaz komunikowany przez Rosję za pomocą szczątków ofiar Smoleńska jest całkowicie jasny i tylko zaprzańcy oraz głupcy – a także osoby, których taka prawda przeraża za bardzo, więc nie chcą stawić jej czoła – mogą snuć inne wytłumaczenia, zwalając winę na wschodni bałagan czy pośpiech.

Właściwie domyślać się można było tego już w pierwszych dniach po tragedii, gdy ci, którzy wówczas „zdawali egzamin”, wycierając sobie gęby Rzecząpospolitą, poczęli roztkliwiać się nad braterskością Rosjan, a potem na świeżych grobach próbowali urządzać poniżający sabat „historycznego pojednania”. Przyjęcie takiej fagasowskiej postawy natychmiast uruchomiło behawioralny wręcz odruch Rosji – prosty jak u rekina, który poczuł krew.

REKLAMA

Resztki złudzeń rozwiało choćby odkrycie przed pięcioma laty stanu, w jakim do ojczyzny przywieziono zwłoki Anny Walentynowicz. Mimo to odprawiano gusła medialne, aby zmarli żywym nie psuli humoru, choćby za cenę upodlenia. W końcu jednak, po biblijnych siedmiu latach, przyszło zmierzyć się z koszmarem, nie da się już bowiem dłużej przeczyć jego istnieniu. Skala i charakter profanacji przywodzą na myśl opisy wstrząsającego splugawienia, jakie odkrywano po ustąpieniu hord bolszewickich podczas wojny z lat 1919-1921. Zawarł je chociażby Eugeniusz Małaczewski w tytułowym opowiadaniu ze zbioru „Koń na wzgórzu”.

Tylko dzięki takiemu doświadczeniu z przeszłości postępowanie Rosjan było przecież w pełni przewidywalne, bo Moskwa, kiedy ma ku temu sposobność, zawsze pokaże swoją siłę. Ale za tą siłą nie stoi moc Ducha, syci ją jedynie kłąb furii: pogarda, nienawiść, wściekłość. Skąd taka szatańska złośliwość, satysfakcja z pohańbienia martwych, szydzenie z ich bliskich i rodaków? I znowu można odwołać się do Małaczewskiego, który niezwykle przenikliwie sportretował mroki wschodniej duszy.

Rosja ma wobec Polski pretensje, urazy i kompleksy, jednak odgrywanie się za nie w taki właśnie sposób wystawia jej certyfikat cywilizacyjny dowodzący, że otchłań – piekielna? – oddziela ją od zrębów, na jakich zbudowano Europę. Zresztą w ogóle trudno mówić tu o jakichś ludzkich miarach, chyba że warunki człowieczeństwa wypełniają również jakieś ludożercze watahy. Zdaniem niektórych antropologów, człowieka od zwierząt odróżnia wyjątkowy stosunek do zmarłych, czyli grzebanie ich. W tym wypadku sfera sacrum została zbezczeszczona świadomie i z premedytacją. Gdyby istniała psychiatria diagnozująca poszczególne narody, na podstawie takich – i także innych – symptomów Rosję należałoby uznać za poważnie chorego człowieka globu.

Uczynek, którego rozmiary dopiero odkrywamy, dla Moskwy był może nawet reakcją w pewnym sensie odruchową, niemniej powstaje pytanie: czy ważyłaby się ona tak postąpić, gdyby nie przyzwolenie z Warszawy? Niektórzy natychmiast wykpią takie rozważania i sprowadzą do wyświechtanej już kwestii wypowiadania wojny Rosji, co oczywiście z góry stawiałoby nasz kraj na pozycji przegranej. „Kmicic, idąc za popędem krwi gorącej, odkrył mimo woli najlepszy sposób przekonywania ludzi wschodnich, do niewolnictwa przywykłych” – pisał Henryk Sienkiewicz, pokazując, w jaki sposób dzielny Polak nauczył moresu buńczucznego Akbaha-Ułana, tatarskiego wodza. Sprzeciw czy nawet opór – we współczesnym świecie do jego demonstracji mogą służyć przecież bardzo różne środki – budzi na Wschodzie respekt, choć także i rozdrażnienie.

Zawsze jednak oponent Moskwy ma w tym wypadku pewne pole manewru. Ale płaszczenie się i łaszenie w Rosjanach bezwzględnie rodzi wyłącznie pogardę. Na dowód tego można przytoczyć liczne świadectwa. Odpowiedzialni za pohańbienie Polski – może wpadli wtedy w trans lub ekstazę, może ich zahipnotyzował jak mysz wąż swoim lodowatym wzrokiem, to bez znaczenia – tak czy inaczej swoim postępowaniem ośmielili Rosjan do pokazania, ile naprawdę znaczymy dla Moskwy. Zawartość trumien sprowadzonych ze Smoleńska zrywa maski dyplomacji i ukazuje pysk bestii, której trzeba spojrzeć w oczy. Jerzy Muchin, rosyjski polakożerca i kłamca katyński, nakręcił w 2005 roku paszkwil zatytułowany „Katyńska podłość”. Termin „podłość Smoleńska” mieści co najmniej kilka fenomenów.

REKLAMA