Rośnie opór przed opłatami za niemieckie autostrady

REKLAMA

Plany rządu Niemiec, a przede wszystkim współrządzących w Berlinie polityków z bawarskiej CSU, wprowadzenia od stycznia 2016 roku przymusowych i powszechnych opłat obciążających kierowców samochodów osobowych na niemieckich autostradach i drogach należących do landów, w tym głównie kierowców z zagranicy – napotykają coraz większy opór społeczny. Napotykają też na opór niektórych władz – przede wszystkim tych lokalnych z landów wschodnich, które obawiają się, że Polacy czy Czesi przestaną do nich przyjeżdżać na zakupy i w innych sprawach. Obawiają się też utraty innych turystów i klientów w rejonach przygranicznych.

Szef bawarskiej CSU – Horst Seehofer – po wielu dniach sporów przeforsował już w listopadzie ub. roku wprowadzenie zapisu o opłatach za korzystanie z autostrad do rządowej umowy koalicyjnej. Wprawdzie kanclerz Angela Merkel zimą i wiosną br. kilkakrotnie uspokajała rodaków, iż za jej kadencji takich opłat nie będzie, ale federalny minister transportu Alexander Dobrindt (CSU) tuż po wakacjach chce przedłożyć w parlamencie plan ich wprowadzenia. Podobno planuje on wprowadzenie trzech rodzajów obowiązkowych winiet: rocznych po 100 euro za sztukę, dwumiesięcznych za 30 euro i 10-dniowych za 10 euro. Aby to 100 euro zbyt mocno nie irytowało niemieckich kierowców, urzędnicy ministerstwa transportu ponoć obmyślają jednoczesne wprowadzenie sześciostopniowych ulg w podatku drogowym – w zależności od tzw. ekologicznych parametrów danego auta i skali zanieczyszczania przez niego środowiska. A przy tym samochody o napędzie elektrycznym miałyby zostać całkowicie zwolnione z opłat za korzystanie z dróg oraz z podatku drogowego. Eksperci ministerstwa obliczyli, że roczna opłata za korzystanie z dróg i autostrad, uzależniona od pojemności silnika i czystości spalin, miałaby wynieść średnio 88 euro.

REKLAMA

Jednak planowany drenaż finansów kierowców to nie wszystko – niemieccy urzędnicy planują też kolejne ograniczanie osobistych wolności, czyli obowiązkową rejestrację wszelkich pojazdów w internecie – z podaniem numerów rejestracyjnych i parametrów samochodu oraz licznych danych właściciela auta. Chcą także obowiązkowego uiszczania opłat przez kierowców drogą elektroniczno-internetową, co miałoby być podstawowym warunkiem wjechania przez danego kierowcę na jakąkolwiek niemiecką autostradę (!). Nicht gut!

Te plany części rządu są już od maja br. mocno krytykowane nie tylko przez parlamentarną opozycję. Np. współprzewodniczący poselskiego klubu Zielonych w Bundestagu – Anton Hofreiter, jednocześnie przewodniczący parlamentarnej komisji do spraw komunikacji i budownictwa – określił wspomniane plany ministerstwa jako wielką bzdurę. Jego zdaniem, ani od strony ekonomicznej, ani ekologicznej takie rejestracje aut i przymusowe wykupywanie winiet nie mają sensu. A ponadto są niezgodne z przepisami UE, bo „nigdzie w Europie nie ma drogowego myta tylko dla cudzoziemców”. Tę opinię posła potwierdziło 2 sierpnia biuro analiz Bundestagu – eksperci parlamentu Niemiec stwierdzili w obszernym pisemnym uzasadnieniu, że planowane opłaty drogowe stanowiłyby „pośrednią dyskryminację” obywateli UE z innych państw, bo ci zagraniczni kierowcy nie mogliby korzystać z planowanych dla kierowców niemieckich ulg podatkowych i innych. Ponadto opłaty drogowe pogorszyłyby także sytuację zagranicznych firm kurierskich (wg dw.de).

Wg badań zleconych przez telewizję ARD, zwolennikami wprowadzenia tych opłat, które w praktyce miałyby obciążyć głównie kierowców z zagranicy, było w lipcu br. 46 proc. ankietowych Niemców (w listopadzie ub. roku 59 proc.). Ale ważniejsze jest niewątpliwie to, że aż 49 proc. ankietowanych opowiedziało się zdecydowanie przeciwko jakimkolwiek opłatom za korzystanie z dróg. Gut! Być może te ankiety i społeczne nastroje wpłyną więc na wycofanie wspomnianych projektów przez ministerstwo transportu – ku radości milionów kierowców i ich rodzin.

REKLAMA