JKM: Krach legendy „Solidarności”

REKLAMA

Podczas konferencji prasowej, politycy partii KORWiN odnieśli się do sprawy dokumentów przekazanych przez wdowę po gen. Kiszczaku do IPN. Europoseł Janusz Korwin-Mikke, twórca uchwały lustracyjnej, już wiele lat temu wskazywał, jak ważne jest odtajnienie informacji o tajnych współpracownikach wśród osób sprawujących ważne funkcje w państwie.

– Całe wychowanie polityczne i obywatelskie mojego pokolenia próbowano zbudować na fałszywym fundamencie, legendzie powtarzanej w szkołach i w telewizji. Jak powiedział Józef Goebbels „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” – mówił Konrad Berkowicz, lider partii KORWiN w Krakowie. – I rzeczywiście, dla wielu ludzi prawdą stała się legenda o bohaterze „Solidarności”, który obalił komunę i ustanowił wolną Polskę, z której możemy się już tylko cieszyć. Ale moje pokolenie to też pokolenie Internetu (…) każdy, kto był ciekawy prawdy, mógł zobaczyć dokumenty, wypowiedzi, relacje, nagrania, które rozwiewały wszelkie wątpliwości – Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Bolek” – dodał. – Moje pokolenie podzieliło się wiele lat temu na dwie grupy: grupę ludzi, która wie, że III RP jest zbudowana na kłamstwie i grupę ludzi, którzy w tę legendę uwierzyli, tzw. „lemingów”. Ale mam nadzieję, że nowe dokumenty okażą się pomocne w otwieraniu ludziom oczu – wyjaśnił Berkowicz.

REKLAMA

– Dla mnie to nie są żadne rewelacje, to co było w szafie gen. Kiszczaka. Wiedziałem o tym, widziałem raporty pisane przez „Bolka”. Po zgłoszeniu uchwały lustracyjnej pan Lech Wałęsa wydał oświadczenie, że kilka rzeczy podpisał, a po dwóch godzinach wycofał to oświadczenie pod naciskiem pana Mirosława Wachowskiego, najprawdopodobniej jego oficera prowadzącego po prostu, który służył jako jego szofer przy tej okazji – powiedział Korwin-Mikke. – Nieszczęście nie polega na tym, że był agentem, bo bycie tajnym współpracownikiem legalnego państwa nie jest czymś strasznym (…). Nieszczęście polega na tym, że Lech Wałęsa zaprzeczał, że ukradł swoje papiery z teczki, którą jako prezydent wyjął i oddał pustą, dokonywał różnych dziwnych rzeczy – być może szantażowany, że to ujawnią, nie wiemy – zaznaczył. – Moja uchwała lustracyjna nie miała na celu, tak jak chce PiS, żeby tych ludzi ukarać. Celem uchwały lustracyjnej zgłoszonej przeze mnie było to, żeby ci ludzie mogli wreszcie się nie bać szantażu (….). To, co zrobił Wałęsa, spowodowało, że ludzie zaczęli się bać przyznawać. Nie tylko on, ale i inni byli pod nieustanną presją – podkreślił Korwin-Mikke.

Prezes partii KORWiN powiedział, że „ubocznym skutkiem uchwały lustracyjnej, niewykonanej zresztą przez ministra Macierewicza, bo on nie ujawnił wszystkich agentów, tylko tych już niepracujących dla UOP-u wtedy, że kiedy się wzajemnie poznali – bo przecież jeden agent nie wie o drugim agencie – i od tej pory zaczęli tworzyć wspólne środowisko, które starannie zwalczało lustrację. Niestety, takie operacje trzeba przeprowadzać do końca. Wrzód trzeba wycisnąć do końca albo nie dotykać. Niestety, to co zrobił Macierewicz, było nacięciem tego wrzodu i pozostawieniem go, i on ropieje do dzisiaj”.

– Praktycznie wszyscy przy Okrągłym Stole to była agentura generała Kiszczaka. Proszę zrozumieć, cały Okrągły Stół to nie była żadna tam rewolucja, tylko po prostu postanowili przekazać władzę, żeby ludzie uwierzyli w reformę. I żeby uwierzyli w reformę, władze przekazano swoim agentom. To była perfekcyjna operacja gen. Kiszczaka – powiedział Janusz Korwin-Mikke. – I nie dziwmy się, że wszystko pozostało tak jak było, bo było to z góry zaplanowane – dodał.

Źródło: Biuro ds. Komunikacji partii KORWiN

REKLAMA