Podatek audiowizualny również na media prywatne! Danina pobierana od każdego adresu pocztowego!

REKLAMA

Bogdan Zdrojewski, który zamierza obłożyć powszechnym podatkiem audiowizualnym możliwość odbioru programu telewizyjnego i radiowego, zdradził kolejne szczegóły planu kupienia, tzn. wsparcia artystów, ludzi kultury itp. W rozmowie z PAP zasugerował optymalny sposób ściągania daniny.

– Z mojego punktu widzenia najbezpieczniejszym sposobem jest pobieranie opłaty od każdego adresu pocztowego. To także sposób najprostszy, bo niezawodny w odniesieniu do osób fizycznych i podmiotów prawnych – zadeklarował szef resortu kultury. Oznacza to, że niektórzy (np. posiadający więcej niż jedną nieruchomość, prowadzący działalność gospodarczą itp.) zapłacą podwójnie za usługę, z której mogą nigdy nie skorzystać.

REKLAMA

Polityk puścił także oko w kierunku mediów prywatnych. – Uważam, że w pierwszym roku obowiązywania opłaty audiowizualnej minimum 10 procent dochodów z niej powinno być przeznaczone na dofinansowanie programów misyjnych realizowanych przez podmioty prywatne – np. TVN, Polsat, prywatne radia etc. Ta kwota w przyszłości powinna być zwiększana. Górny pułap powinien zostać określony w odrębnej decyzji KRRiT – zapowiedział minister.

O pomyśle wyłożenia forsy przez podatników na media prywatne informowaliśmy na nczas.com już we wrześniu minionego roku. Kilka miesięcy temu ustaliliśmy, że jeden z projektów ministerialnych zakłada przekazywanie części pieniędzy z podatku do nadawców komercyjnych, którzy wykażą się dostateczną spolegliwoś… – tzn. misyjnością.

Jak widać, pomysłu nie porzucono. W centrum tego wspaniałego mechanizmu korumpowania dziennikarzy ma się znaleźć Fundusz Misji Publicznej. To jego władze rozpatrywałyby prośby o dofinansowanie poszczególnych przedsięwzięć medialnych w TVN, Polsacie itp. Dodatkowa forsa z całą pewnością przyda się prywatnym nadawcom. Zwłaszcza że Donald Tusk zapowiedział rozpostarcie „parasola emerytalnego” nad osobami zatrudnionymi na umowę o dzieło.

W rzeczywistości plan obłożenia składką emerytalną nawet 400 tys. osób ma pomóc podreperować dramatyczną kondycję ZUS. Skoro miliony Polaków udało się ograbić z oszczędności w OFE, to tym bardziej nie powinno być problemu z wyrwaniem skromnego 1,9 mld zł rocznie od ludzi pracujących w tzw. wolnych zawodach (według „Rzeczpospolitej”, Ministerstwo Finansów planuje ściągać 19,52 proc. dochodu od każdej umowy o dzieło!).

Co ciekawe, pomysł – w przewrotny sposób – poparł Janusz Korwin-Mikke. „Wszyscy powinni płacić tyle samo. Do tej pory kolejne rządy stosowały taktykę »dziel i rządź« – i tymi obniżkami kupowały sobie poparcie różnych grup zawodowych: a to górników, a to dziennikarzy, a to żołnierzy. Niech teraz dziennikarze, którzy naiwnie popierali rozmaite partie z Bandy Czworga, zaczną płacić tyle samo. Może zamiast myśleć o podlizywaniu się reżymowi, dojdą wreszcie do wniosku, że trzeba ten ustrój obalić. I że potrzeba radykalnej obniżki podatków dla wszystkich, a nie tylko dla swoich” – napisał na Facebooku nasz publicysta. Pomysł Bogdana Zdrojewskiego otwarcia „misyjnego” koryta dla wpływowych twórców, ludzi kultury itp. może im nieco osłodzić podatkowy drenaż kieszeni (oczywiście w rzeczywistości ozusowanie umów o dzieło uderzy przede wszystkim w najbiedniejszych: mało znanych dziennikarzy, początkujących pracowników sektora IT, studentów, pracowników sezonowych itp.)

Przy okazji warto zdementować doniesienia niektórych mediów (np. portalu wyborcza.biz), jakoby PiS było konsekwentnie przeciwne wprowadzeniu opłaty audiowizualnej. Z dystansem trzeba też spojrzeć na oburzenie daniną sympatyzujących z Kaczyńskim dziennikarzy (np. na portalu wpolityce.pl). Pod koniec sierpnia 2013 roku Jarosław Sellin (PiS) gorąco i publicznie forsował „rewolucyjne zmiany w mediach publicznych”. – Będziemy proponowali inny sposób finansowania (…). Być może opłatę powszechną na wzór niemiecki. Będzie dużo mniejsza niż abonament. Można ściągać poprzez Pocztę Polską, ale możliwe jest też inne rozwiązanie, np. przy opłatach za prąd. To jest trudne, ale prawo takie możliwości dopuszcza. Chodzi o to, żeby media publiczne miały takie finansowanie, żeby można było ograniczyć prawo do emisji reklam. Żeby Polacy zauważyli, że te media są inne – mówił poseł PiS.

Jak czytamy na stronie tokfm.pl, były wiceminister kultury z PiS uznał, że „10-złotowa miesięczna opłata medialna, powszechnie płacona, może sprawić, że media publiczne będą miały solidne wsparcie finansowe i nie będą musiały się tak ścigać z mediami komercyjnymi”.

W razie gdyby społeczeństwo okazało niezadowolenie z powodu kolejnego podatku (to bardzo wątpliwe, ale…), można opór zwalczać programowo i np. tak jak Ministerstwo Edukacji Narodowej, wydać fortunę na „akcje informacyjne”. Jak czytamy w „Rzeczpospolitej”, od 2008 roku do końca ubiegłego ministerstwo to wydało na propagandę ponad 31 mln zł – najwięcej w latach 2010 i 2011, kiedy rząd zachęcał rodziców, by posyłali sześciolatki do szkół. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobną kampanię uwrażliwiającą na konieczność wsparcia „misji” publicznej i niepublicznej zorganizować tuż przed przegłosowaniem opłaty audiowizualnej. Spoty telewizyjne, radiowe, a nawet reklamy w internecie pojawiłyby się oczywiście w płatnych pasmach reklamowych mediów, na które ma iść danina. W razie gdyby – jakimś cudem – podatek audiowizualny zaklinował się na etapie procesu legislacyjnego, rząd już posiada doskonałe narzędzie wspierania ulubionych mediów! Z danych zebranych przez Parlamentarny Zespół ds. Obrony Wolności Słowa wynika, że w latach 2008-2012 zarządzane przez PO ministerstwa wydały ok. 125 mln zł na „ogłoszenia i akcje informacyjne w mediach”. Jeśli doliczyć do tego reklamy zamawiane przez spółki skarbu państwa, to może się okazać, że kasa z podatku audiowizualnego to tylko napiwek…

REKLAMA