Czy państwu potrzebni są ekonomiści?

REKLAMA

Jak wiadomo wojna to zbyt poważna sprawa, by jej wypowiedzenie powierzać generałom. Podobnie z tworzeniem prawa: to zbyt poważna sprawa, by powierzać to prawnikom – są oni w stanie skomplikować najprostszą sprawę. Z oczywistych powodów – starają się, by tylko prawnik mógł taki przepis zrozumieć, co jest dla prawników źródłem niezłych dochodów. A jak jest z ekonomistami? Ludzie często pytają mnie, jak dobierałbym sobie doradców ekonomicznych, gdybym był Tyranem albo innym Dyktatorem w Polsce. Pytanie to wydaje się im ważne. W rzeczywistości doradca ekonomiczny – w sensie takim, w jakim się tego określenia dziś używa, czyli „człowiek doradzający, jak sterować gospodarką” – byłby mi w ogóle niepotrzebny!

Jestem – jak wiadomo – zwolennikiem Wolnego Rynku, czyli tezy, że gospodarka najlepiej reguluje się sama. Gdy otrzymuję zegarek z gwarancją – pod warunkiem, że nie będę zaglądał do środka i majstrował przy mechanizmie – to nie zastanawiam się, skąd znaleźć zegarmistrza, nieprawdaż? W rzeczywistości gospodarce interwencja jest potrzebna równie często jak operacja chirurgiczna człowiekowi – czyli dwa razy na sto lat. Wtedy oczywiście konsylianci są potrzebni.

REKLAMA

Trzeba jednak pamiętać, że doradcy mają swój interes zawodowy – i pierwszą rzeczą jaką zaproponują, będzie ustanowienie urzędu do stałej ingerencji w gospodarkę, dającego posady, władzę i wpływy ekonomistom! I należy stanowczo taką sugestię odrzucić!

Można ewentualnie trzymać takiego jednego ekonomistę na posadzie – ale na takiej zasadzie, na jakiej cesarze Chin zatrudniali lekarzy: płacić wysoką pensję, ale tylko za lata, kiedy w gospodarkę nie będzie próbował ingerować! Niech sobie sporządzą analizy, a na ich podstawie układają prognozy. Czy one są państwu potrzebne – to inna para kaloszy.

Jestem zwolennikiem tezy św. Augustyna: Pereat mundus – fiat iustitia („niech zginie świat, byleby sprawiedliwości stało się zadość”). Jeśli Tyran ma postępować sprawiedliwie, to po co mu jakakolwiek prognoza? Przecież tylko jedna decyzja jest sprawiedliwa – czy należy ją zmieniać z powodu prognozy? A jeśli nie będę decyzji zmieniał, to po co prognoza?

Dzisiejsze państwo spełnia dwie zasadnicze funkcje: jedną klasyczną – a drugą jest dbałość o „interes społeczny”. Ta ostatnia funkcja jest sprzeczna z klasyczną: interes aparatu państwowego bywa sprzeczny z interesem obywateli – podobnie jak interes jeźdźca bywa sprzeczny z interesem konia (acz – jako to już parę razy w „Najwyższym CZASIE!” przypominałem – dobry jeździec konia dobrze karmi, poi, czesze, tresuje i nie forsuje zanadto!).

Otóż w interesie społecznym leży, by aparat państwa nie mógł w gospodarkę ingerować, gdyż:
(a) nawet działanie ze szczerą chęcią „dla społeczeństwa” jest dla gospodarki szkodliwe;
(b) aparat zaczyna działać w interesie administracji, a nie społeczeństwa (biurokracja);
(c) aparat zaczyna działać w interesie nie społeczeństwa i nie administracji, lecz ludzi pracujących w aparacie (korupcja…)

Jednak Tyran musi dbać również o aparat państwa – król dbał nie tylko o wygodę płatnerzy i o brzuchy pospólstwa, ale i o to, by miecze w zbrojowni były ostre, a woje wyszkoleni. To państwo musi np. podejmować decyzję, ile pieniędzy przeznacza na wojsko i w jakim okresie. Do podjęcia takiej decyzji potrzebni są ekonomiści potrafiący przewidzieć, czy np. stal będzie tańsza za pół roku, czy za rok? Jak ich wyselekcjonować? W drodze konkursu.

Co pół roku lub co rok rozpisywałbym Konkurs na Nadwornego Ekonomistę na następny rok – być może w kilku branżach. Tacy ludzie stanowiliby grono ekspertów. Konkurs byłby prosty. Uczestnik wpłaca do puli – załóżmy – 300 zł (jak ktoś nie ma 300 zł, to znaczy, że marnie zna się na gospodarce…) – i musi przewidzieć, ile będzie kosztowała np. tona stali za pół roku na giełdzie w Londynie (można wziąć średnią 10 ostatnich notowań, by uniknąć wpływu fluktuacji).

Tyran dopłacałby do puli nagród drugie tyle plus nagrody pocieszenia za drugie i trzecie miejsce. Człowiek, który nie brałby udziału w takiej loterii, od razu byłby skreślony, bo osoba odmawiająca udziału w grze: „zapłać 100 zł – jeśli wyjdzie orzeł dostajesz 450, jeśli reszka – nic” po prostu nie umie liczyć szans. W taką grę warto grać, wpisując wynik losowy – a przecież każdy uczestnik Konkursu powinien siebie cenić wyżej niż na średnią! Jest nad wyraz prawdopodobne, że pierwsze miejsca zajmowaliby nie dyplomowani ekonomiści, lecz np. wytrawni gracze giełdowi. Co tylko by dowiodło, że wykształcenie ekonomiczne jest do praktycznych decyzyj równie potrzebne jak znajomość genetyki myśliwemu…

Ale może wygrywaliby profesorowie? Kto wie? W każdym razie na pewno nie byliby to ludzie dobrani po znajomości lub wg kryteriów partyjnych. A to już jest coś!

Jeśli mówię o „graczach giełdowych”, nie mam na myśli ludzi, którzy „inwestują” w jakieś spółki akcyjne. Tacy ludzie kierują się trzema kryteriami:
(1) inwestować wszystko jedno w co – w dystansie giełda rośnie.
(2) Badają rozmaite „trendy”, czyli operują informacjami z giełdy, a nie ze świata rzeczywistego. Oczywiście ich doświadczenie nie jest do niczego przydatne w świecie rzeczywistym. Podejrzewam, że nie przydaje się również do gry na giełdzie – ale ten problem mnie nie interesuje.
(3) Kierują się informacjami (rzeczywistymi) o spółkach, w które inwestują. Np. o tym, że w spółce ABC prezes pokłócił się z księgową. Ta wiedza jest przy spekulacjach na giełdzie bardzo przydatna, ale oczywiście nie jest to wiedza o gospodarce.

Na doradców brałbym ludzi, którzy spekulują na rynkach bawełny, złota, wolframu, drewna… Ci spekulanci wiele wiedzą o gospodarce – a nawet i o polityce. Jeśli, powtarzam, Tyranowi w ogóle potrzebni są doradcy gospodarczy…

REKLAMA