Mity o służbie zdrowia

REKLAMA

Państwowy monopol w służbie zdrowia jest utrzymywany dzięki starannemu pielęgnowaniu stereotypów. Najnowsza strategia zachowania socjalizmu w sektorze zdrowotnym w krajach Unii Europejskiej opiera się na hasłach: równości, dostępności i solidarności.

Propagandowe slogany nie wytrzymują jednak konfrontacji z rzeczywistością. Beneficjanci wyłącznego dostarczania podstawowych usług medycznych przez państwo oraz zwolennicy ścisłej regulacji rynku farmaceutycznego to establishment medyczny, urzędnicy, politycy. Monopol w służbie zdrowia to korupcja, defraudacje, afery. Podatnika w zasadzie nie trzeba przekonywać o patologicznym charakterze państwowego monopolu, natomiast zawsze przyda się garść argumentów.

REKLAMA

RYNEK ZDROWIA JEST WYJĄTKOWY

To typowa manipulacja etatystyczna i pospolite oszustwo. W analogiczny sposób politycy przekonują nas o wyjątkowości rynku energetycznego, paliwowego, telekomunikacyjnego, kolejowego, ubezpieczeniowego, a nawet pocztowego. Tymczasem na każdym rynku najbardziej efektywnie usługi dostarczają firmy prywatne. Podobnie na rynku usług zdrowotnych – prywatne kliniki i państwowe szpitale dzieli przepaść. Być może na tym polega specyfika rządowej efektywności – państwowa służba zdrowia jest wyjątkowo zła.

SŁUŻBA ZDROWIA JEST DARMOWA

Nic bardziej błędnego. Jeśli medycyna jest darmowa, niech ZUS zwolni nas z płacenia składek. Państwowa służba zdrowia jest najdroższym możliwym rozwiązaniem. Monopolista nie dba o koszty i swą nieefektywność przerzuca na podatnika. Obywatelskie składki są marnotrawione przez urzędników, lekarzy i zarządców szpitali. Państwowe placówki toną w długach, mimo że mają zapewnione stałe źródło dochodów. Gdyby nie przymus płacenia składek na ubezpieczenie społeczne, państwowa medycyna zbankrutowałaby w ciągu miesiąca.

SŁUŻBA ZDROWIA JEST POWSZECHNA

Bzdura. Służba zdrowia dyskryminuje zwłaszcza najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Według badań prowadzonych przez grupy pacjentów, wielu obywateli w Europie nie stać na wykupienie ubezpieczenia, pracując na czarno unika płacenia składek i pozostaje nie objętych opieką medyczną. W Europie Środkowej emerytów i rencistów, wskutek bankructwa systemu ubezpieczeń, nie stać nawet na wykupienie recept. O wiele bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że państwowa służba zdrowia jest elitarna, bowiem jedyną grupą społeczną, która ma zagwarantowane usługi na przyzwoitym poziomie, są politycy i ich krewni. Właśnie w ten sposób socjaliści rozumieją sprawiedliwość społeczną, na którą jakże często się powołują.

LEKI SZKODZĄ

Mit wylansowany przez tych, których nie stać na korzystanie z państwowych usług medycznych. Obrazuje niski, wręcz prymitywny poziom wiedzy medycznej u obywateli. Zamiast leczyć się u lekarza, chorzy wędrują do rozmaitych oszustów: różdżkarzy, zielarzy, znachorów i wróżek. We Francji już jedna wróżka przypada na 80 mieszkańców! Państwo utrzymuje cenzurę wiedzy medycznej celowo, bowiem gdyby pacjenci zorientowali się, że nowoczesna medycyna jest w stanie pomóc im w wielu schorzeniach, zażądaliby leczenia w ramach obowiązkowego ubezpieczenia.

Na to żadnego państwa świata nie stać! To zaiste absurd, że w ponoć cywilizowanej Europie byle hochsztapler może założyć np. Instytut Leczenia Wodą i pozostaje bezkarny, a zakaz publikowania informacji skierowanych do pacjentów obejmuje prywatne firmy medyczne, rokrocznie wydające miliardy dolarów na badania naukowe i za każdą publikację odpowiadające przed sądem. Prawda jest taka, że szkodzą tylko te leki, których pacjent nie bierze.

REKLAMA LEKÓW POWODUJE, ŻE SĄ ONE DROGIE

Przeciwnicy kapitalizmu uważają, że marketing i reklama podnoszą ceny produktów, natomiast odmawiają odpowiedzi na pytanie: dlaczego w Polsce mamy najdroższe obok Łotwy ceny leków w Europie, mimo że reklama leków wypisywanych na receptę jest nielegalna? W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie: tylko konkurencja jest w stanie wymusić rywalizację cenową między producentami. A jak mają konkurować przedsiębiorstwa farmaceutyczne, skoro zakazuje im się prowadzenia kampanii reklamowych? Gdyby reklama leków była legalna, tak jak w Stanach Zjednoczonych, ceny leków natychmiast by spadły. Refundacja leków powoduje, że leki są horrendalnie drogie. Wskutek systemu redystrybucji może dochodzić do takich paradoksów, że chory na raka nie otrzyma potrzebnego leku, ale całe życie będzie finansował leczenie sąsiada-cukrzyka.

REKLAMA LEKÓW POWODUJE NIEPOTRZEBNY WZROST KONSUMPCJI MEDYKAMENTÓW

Kolejne kłamstwo ukute przez przeciwników wolnego rynku. Według badań prowadzonych na całym świecie, wciąż niewielki procent chorych poddaje się terapii. Innymi słowy: pacjenci nie leczą się. Np. w Europie leczy się niewielki procent kobiet chorych na osteoporozę. Podobna sytuacja występuje w przypadku cierpiących na choroby przewlekłe, np. astmę, cukrzycę. Tymczasem w USA po zniesieniu reklamy leków miliony Amerykanów zainteresowało się swoim zdrowiem po uzyskaniu informacji z prasy czy telewizji. Miliony mieszkańców USA udało się do lekarzy i uratowało swoje zdrowie, a nawet życie. Tymczasem Europejczycy wolą zakazać kapitalizmu, marnować swoje zdrowie, czekając latami na operację lub pozbawieni opieki umierać albo żądać eutanazji.

JEŚLI REKLAMA LEKÓW BĘDZIE LEGALNA, LUDZIE BĘDĄ LECZYĆ SIĘ NA WŁASNĄ RĘKĘ

Nie zachodzi takie niebezpieczeństwo. Większość leków terapeutycznych może być przepisanych tylko przez lekarza. Chory nie może nabyć medykamentu bez specjalistycznej konsultacji. Powinien natomiast mieć prawo wyboru między różnymi metodami leczenia. Powinien także jak najszybciej uzyskać niezbędną pomoc medyczną. Komunikacja przez media sprzyja ratowaniu ludzkiego zdrowia. Jak wynika z badań, pacjenci poszukują informacji z różnych źródeł – nie tylko od lekarzy na państwowych etatach. Oczywiście lekarze nie są głównymi winowajcami upadku ich autorytetu u pacjentów. Winny jest korupcjogenny i deprawujący system państwowej opieki zdrowotnej, utrzymywany z pieniędzy konfiskowanych podatnikom pod groźbą więzienia.

PACJENCI POSIADAJĄ ODPOWIEDNIĄ WIEDZĘ MEDYCZNĄ

Pacjenci posiadają bardzo ograniczone informacje o tym, jak dbać o swoje zdrowie i jak się leczyć. Gdyby obywatele posiadali odpowiednią wiedzę medyczną, zapobiegaliby rozwojowi schorzeń we własnym zakresie. Wówczas zachorowań byłoby mniej, a koszty ochrony zdrowia zmniejszyłyby się drastycznie. Niestety, cenzura informacyjna nałożona przez Unię Europejską (dyrektywa o zakazie kierowania informacji medycznej bezpośrednio do pacjenta) sprowadza odwiedzających gabinety do roli biernego konsumenta usług fatalnej jakości. Na szczęście w dobie internetu cenzura informacyjna to fikcja. Każdy pacjent może połączyć się przecież z serwerami w USA i tam zdobyć potrzebne informacje. Oczywiście nie każdy, lecz bardzo mała liczba chorych – tylko ci, którzy znają angielski, potrafią obsługiwać komputer i są podłączeni do internetu. Znów dowód elitarności, a nie powszechności obecnego systemu. Ponieważ jedynymi legalnymi reklamami w TV są promocje leków dostępnych bez recepty, Europejczycy są przekonani, że wszelkie schorzenia najlepiej leczyć środkami przeciwbólowymi i witaminą C.

PAŃSTWO NAJLEPIEJ ZADBA O ZDROWIE OBYWATELI

Tylko w państwowej firmie może się zdarzyć omyłkowe zaszywanie skalpeli w ciałach operowanych pacjentów, przyjmowanie przez pijanego lekarza, odmowa przyjazdu do umierającego, szkodliwe napromieniowanie pacjentek w ramach radioterapii czy wreszcie mordowanie staruszek w karetkach pogotowia po to, aby zakłady pogrzebowe otrzymały od państwa pieniądze na ich pogrzeb. Bestialstwo wśród pracowników państwa przekroczyło już granice wyobraźni. Gdyby którekolwiek zdarzenie miało miejsce w prywatnej firmie, znikłaby ona z rynku, rekompensując utratę zdrowia poszkodowanym.

PACJENT POWINIEN BIERNIE WYKONYWAĆ POLECENIA AUTORYTETÓW

Właśnie tego chce medyczny establishment – podatników płacących potulnie coraz większe składki. Najwyżsi urzędnicy Unii Europejskiej, włącznie z unijnym komisarzem ds. zdrowia Markiem Kyprianou, nie kryją, że biurokratom uwolnienie rynku zdrowia nie jest w smak. Bruksela nie chce reform służby zdrowia, lecz stworzenia gigantycznego systemu redystrybucyjnego, w myśl którego Niemiec przebywający w Polsce musi mieć zabezpieczony taki sam poziom usług zdrowotnych jak w ojczyźnie. Oczywiście Polski nie stać na służbę zdrowia w niemieckim stylu, a więc podniesienie składek na ZUS jest nieuniknione. Pacjenci chcą nie tylko płacić za usługi, z których korzystają, ale chcą być leczeni lekami, które są dobre dla nich, a nie dla lekarza, który dzięki wypisaniu odpowiedniej ilości określonego preparatu wyjedzie na luksusową wycieczkę do egzotycznego kraju.

REKLAMA