Służba zdrowia w Słowacji

REKLAMA

Jeszcze kilka lat temu słowacka służba zdrowia wyglądała podobnie jak w Polsce. Dziś, dzięki radykalnym rynkowym reformom, należy do najnowocześniejszych systemów ochrony zdrowia w Europie.

Za naszą południową granicą bywam często u obu sąsiadów. Na pierwszy rzut oka przygraniczne miasta Słowacji wyglądają pod względem gospodarczym na nieco zacofane względem Czech lub Polski. Dlatego z niedowierzaniem słuchałem optymistycznych wieści ze Słowacji. Okazało się, że pozory mogą mylić. Słowacka reforma służby zdrowia jest przykładem efektywnego przechodzenia od socjalizmu do kapitalizmu. Mimo wielu problemów nasi południowi sąsiedzi poradzili sobie z najważniejszymi defektami opieki zdrowotnej. Jeszcze w 2002 r. dług systemu ochrony zdrowia wynosił ok. 20 proc. wszystkich dochodów, a zadłużenie rosło w tempie 9,2 proc. rocznie. W tym roku po raz pierwszy w historii, co jest ewenementem w skali europejskiej, a pewnie i w skali światowej, dług nie wzrośnie ani korony!

REKLAMA

Zmieniła się także struktura finansowania systemu. Jego podstawą jest brak monopolu płatnika, czyli konkurencja na rynku funduszy zdrowotnych. Podczas gdy jeszcze trzy lata temu towarzystwa ubezpieczeniowe finansowały 57 proc. służby zdrowia, dziś jest to już 71,6 proc. Budżet dopłaca do zdrowia tylko 3,5 proc., wobec 4,7-4,8% w latach ubiegłych. Resztę finansują sami pacjenci. Fundamentem słowackiego systemu jest równowaga budżetowa. Każdy wie, za co płaci. Obywatele mają zagwarantowany podstawowy koszyk świadczeń zdrowotnych. Za pozostałe usługi płacą symboliczne kwoty. Są to kwoty naprawdę niewielkie – wizyta kosztuje 20 koron (ok. 2 zł), tyle samo co wypisanie recepty, a dzień pobytu w szpitalu ok. 5 złotych. Wizyta u specjalisty to także ok. 2 zł, a nie 50 zł, jak u nas „prywatnie”, ale w państwowej placówce. Opłata za kilometr transportu karetką kosztuje tylko 2 korony i można przypuszczać, że nie jest to ostatnia podróż do kostnicy „skóry” nafaszerowanej pavoulonem.

Sukcesem zakończyło się oddłużanie słowackich szpitali. W ostatnich pięciu latach zatrudnienie w szpitalach spadło z poziomu 120 rys. osób do 100 tys. pracowników. Jednocześnie zmniejszyła się liczba łóżek szpitalnych z 6,5 do 5,5 na 1000 mieszkańców. Minister zdrowia dr Rudolf Zając jest z wykształcenia urologiem, ale przez wiele lat szefował austriacko-słowackiemu koncernowi farmaceutycznemu TatraAlpine. Widać doświadczenie w biznesie zaprocentowało.

Mimo że od trzech lat szefuje resortowi, nie jest jeszcze w pełni zadowolony ze wszystkich efektów. – Mówiąc wprost: mamy na Słowacji socjalistyczną służbę zdrowia w środowisku gospodarki kapitalistycznej – powiedział dziennikarzowi gazety „Rynek zdrowia”, skąd zaczerpnąłem większość informacji na temat reformy zdrowia w tym kraju. Według Zająca, w społeczeństwie wciąż istnieje iluzja bezpłatnej opieki zdrowotnej, a szpitale chcące udowodnić, że są potrzebne, sztucznie zawyżają zapotrzebowanie na swoje usługi. Rynkowi nie pomogło podniesienie VAT-u z 10 na 19 proc. na rynku leków, ubocznego efektu wprowadzenia podatku liniowego. Minister przewiduje także, że wzrośnie indywidualne finansowanie służby zdrowia, nawet do 20-25 proc. System jest oparty na rozliczeniach rynkowych.

Dlatego najważniejszym elementem ochrony zdrowia na Słowacji jest pacjent, a nie interes ministerstwa czy korporacji medycznych. Kolejnymi krokami będzie pozyskiwanie inwestorów do prywatyzacji szpitali. Największe zostaną przekształcone w spółki akcyjne. Już dziś wiele placówek jest rentownych. Wprowadzenie opłat za hospitalizację doprowadziło do ograniczenia niepotrzebnego korzystania z usług.

W wielu szpitalach wydzielono części „hotelowe” prowadzące usługi sanatoryjne czy oddziały chirurgii kosmetycznej, korekcyjnej bądź dermatologii. Na pewno wiele pozostaje do zrobienia. Także w kwestii dostępu do informacji medycznej. Ceny leków są cały czas zbyt wysokie, bo szwankuje konkurencja w tym sektorze. Dlatego w pierwszej kolejności konieczna jest zmiana przepisów europejskich. Zniesienia cenzury informacyjnej domagają się od lat grupy pacjentów cierpiących na choroby przewlekłe. W 2001 r. Komisja Europejska zaproponowała poprawkę do dyrektywy UE 2001/83/ EC umożliwiającą kierowanie bezpośredniej informacji do chorych na HTV/ AJDS, astmatyków i diabetyków.

Jednak w 2002 r. propozycja została zablokowana zarówno przez biurokratów z Parlamentu Europejskiego, jak i Radę UE. Pacjenci jednak nie zrezygnowali z walki o swoje prawa. Oficjalne protesty zapowiadane są także w Polsce. Ze wspólną petycją do Komisji Europejskiej domagającą się uwolnienia rynku wystąpiły wspólnie Fundacja Niepodległości, Instytut Globalizacji oraz Stowarzyszenie Obrony Praw Pacjentów Pńmum non nocere.

REKLAMA