Ekoterror – ocieplenie klimatu i inne bzdury

REKLAMA

Ekologowie wraz z państwowymi urzędnikami straszą nas globalną klęską głodu, potopem wskutek ocieplenia klimatu i innymi katastrofami naturalnymi. Większość z tych kasandrycznych przepowiedni wyssana jest z palca. Celem informacyjnego terroru jest zwiększanie podatków pod pretekstem ochrony środowiska. Naukowcy mają już dość propagandy akademickiego lewactwa.

Na całą tę ideologiczną papkę znaleźli odpowiednie określenie – „junk science“, czyli pseudonauka, dla której odpowiednie miejsce znajduje się w koszu na śmieci. Katastroficzne mity rozwiewa raport „O skutkach globalnej zmiany klimatu“ przygotowany przez ceniony instytut opiniotwórczy International Policy Network z Londynu. Autorami opracowania są naukowcy i futurolodzy związani z takimi ośrodkami, jak American Enterprise Institute, Danish Academy for Future Studies oraz uniwersytetami w Cambridge i Sztokholmie.

REKLAMA

PAŃSTWO IDEOLOGIZUJE NAUKĘ

Autorzy raportu, wśród których dr Madhav L. Khandekar, związany z naukowymi wydawnictwami „Natural Hazards“ i Climate Research oraz prof. William Keatinge, autor ponad 200 prac naukowych z medycyny, dowodzą, że teoria względności obowiązuje również wśród intelektualistów. „Modele zmian klimatycznych różnią się w zależności, czy zostały przygotowane przez inżynierów związanych z przemysłem lotniczym, zatrudnionych przez sektor prywatny, z których projektów korzysta transport publiczny, czy przez naukowców opłacanych przez państwo, którzy są wynagradzani, jeśli ich modele są użyteczne dla polityków i ich otoczenia.

Od czasu, gdy politycy coraz chętniej finansują badania naukowe, ich wyniki stanowią wymówkę dla wprowadzania regulacji rynku i zwiększonego opodatkowania. Nie możemy się więc dziwić, że (zatrudniani przez państwo naukowcy) wyolbrzymiają (negatywny) wpływ człowieka na klimat“ – czytamy we wstępie.

Okazuje się, że przez wiele lat profesorowie na państwowych etatach robili wodę z mózgu opinii publicznej, kreując atmosferę lęku i zagrożenia na podstawie doniesień nie mających odzwierciedlenia w rzeczywistości. Badania naukowe były chętnie finansowane przez rząd, ponieważ politycy mogli posługiwać się wygodnymi dla nich wynikami badań, przy okazji wprowadzania kolejnych regulacji i zwiększania opodatkowania. Retoryka manipulacji pozostała niezmienna. Politycy tłumaczyli, że troszczą się o społeczeństwo i tylko państwo jest w stanie chronić obywatela przez czyhającymi nań niebezpieczeństwami. Tę tezę szybko podchwycili niedouczeni dziennikarze państwowych mediów, ogłaszając rychłe katastrofy na lewo i prawo.
Szkopuł w tym, że większość „zagrożeń“ zostało wymyślonych na zlecenie.

ZIMNY PRYSZNIC Państwo żeruje na lękach swoich obywateli.

Spośród rozmaitych analiz dotyczących ocieplenia klimatu na kuli ziemskiej najbardziej radykalne przewidywały wzrost temperatury na Ziemi o nawet o 5,8 stopni Celsjusza w ciągu najbliższych 100 lat! Tymczasem realistyczne prognozy mówią zaledwie o dwustopniowym wzroście. Kto straszy? Oczywiście organizacje sponsorowane bezpośrednio przez rządy. Marcin Dgerup, prezydent Duńskiej Akademii Studiów nad Przyszłością, zwraca uwagę, że katastroficzne przepowiednie o globalnym ociepleniu wskutek emisji dwutlenku węgla pochodzą z Międzyrządowego Panelu o Zmianach Klimatów (Intergovernmental Panel on Climate Change – IPCC). Natomiast IPCC został powołany przez Światową Organizację Meteorologiczną i UNEP (United Nations Environment Programme).

Dgerup podkreśla, że prognozę można wsadzić między bajki, bowiem nie do końca wiadomo, w jaki sposób emisja CO2 rzeczywiście wpływa nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile CO2 zostanie wyemitowane w przyszłości. Następnie autor opracowania wykazuje, że ilość dwutlenku węgla wydalanego do atmosfery spada od lat 80., natomiast modele skonstruowane są na bazie znacznie zawyżonych trendów historycznych. Analogiczne zarzuty dotyczą metanu, którego wydalana ilość zależy od populacji ludzi i zwierząt. Tak więc z pewnością nie możemy być pewni aż tak dużego ocieplenia klimatu, jaki sugerują prorządowi naukowcy. Jedyne, czego możemy być pewni, to wzrastających regulacji rynku pod pretekstem ograniczenia emisji CO2, a także większych sankcji w stosunku do producentów zanieczyszczeń.

PROTOKOŁY MĘDRCÓW Z KIOTO

Protokół z Kioto, przed którego podpisaniem długo wzdragali się przywódcy największych państw świata, jest już litanią strachu. To z pewnością najdłuższy plan w historii centralnego planowania, którego nie mógłby się powstydzić nawet I sekretarz partii ZSRS. Obejmuje on nie jakąś pięciolatkę, ale aż 75 lat! Dokument jest lansowany przez urzędników jako ostatnia szansa dla świata, który nieuchronnie zmierza ku samozagładzie. Globalne ocieplenie klimatu spowoduje, według kolaborujących z państwem ekologów, nie tylko klęskę głodu wskutek zmniejszenia produkcji rolnej głównie w krajach najbiedniejszych, ale także wzrost populacji chorej na malarię! To nie koniec. Grożą nam deficyty wody. Mieszkańcy miast nie będą mieli wody do picia, a w lasach będą usychały drzewa. Natomiast na północy będzie jeszcze gorzej, bo tam wody będzie aż zanadto. Lodowce zaczną topnieć, a poziom wody w morzach podniesie się w 2080 roku aż o 40 cm. Tak, dobrze państwo czytają. Ekolodzy wiedzą, co nas czeka w 2080 r.! Ściślej: co złego może nas spotkać w 2080 r., jeśli nie dostosujemy się do ich regulacji. Wreszcie globalną plagą, której doświadczyć mogą tylko entuzjaści kanału National Geographic, staną się przerażające torna da, cyklony, sztormy. Może dziać się naprawdę niebezpiecznie.

Włos się jeży na głowie, ale na szczęście nie jesteśmy sami, bo mamy przecież rząd. Rząd ochroni nas przed Armagedonem, jeśli będziemy płacić coraz większe podatki i dostosujemy się do narzucanych regulacji. Indur M. Goklany z American Enterprise Institute jest innego zdania. Większe podatki i regulacje prowadzą do biedy. Natomiast wszelkie problemy doskonale rozwiązuje samo społeczeństwo kapitalistyczne. Czy słyszał ktoś, aby w USA obawiano się, że komuś zabraknie wody lub jedzenia? Czy można rozwiązywać problemy, wprowadzając regulacje i ograniczenia? Czy żadnemu urzędnikowi nie przyszło do głowy, że pieniądze zamiast na podatki firmy mogą przeznaczać na badania i rozwój nowych technologii?

MALARIA W EUROPIE?

To nie koniec ekologiczno-etatystycznych absurdów. Naukowcy spowinowaceni z rządami przekonują, że mieszkańcy wysp i wybrzeży powinni emigrować w głąb lądu bądź już dziś spisywać testamenty. Sztormy i huragany, wraz z podnoszącym się poziomem morza, przywołują na myśl sceny szalejących żywiołów wprost z hollywoodzkich filmów katastroficznych. Tymczasem prof. Nils Absalon Morner, szef katedry paleogeofizyki i geodynamiki Uniwersytetu Sztokholmskiego, wykazuje na przykładzie Malediwów, że wzrost poziomu morza jest symboliczny, a okresowo nawet się zmniejsza.

Naukowcy skupieni wokół IPCC znacznie zawyżyli prognozy niż wynikałoby to z obliczeń i obserwacji. W 1995 r. paneliści IPCC ogłosili, iż wkrótce w Europie Południowej zacznie rozprzestrzeniać się malaria. Europa zaś ma zmienić klimat z umiarkowanego na tropikalny. Dwa lata później amerykańska Agencja Ochrony Środowiska przekonywała, że aż 60 proc. populacji globu będzie zagrożona tą chorobą, a liczba nowych infekcji wzrośnie nawet o 80 mln. Dr Paweł Reiter z Instytutu Pasterura w Paryżu przyznaje, że owszem, malaria atakowała w historii Europy wielokrotnie, jednakże plagom nie można przypisywać związku ze zmianami klimatycznymi. Polacy nie powinni więc rezygnować z wczasów pod namiotem w obawie przed ukąszeniami komarów, bowiem nowoczesne rolnictwo i wzrost standardu życia ogranicza powrót malarii do Europy do minimum. Dr Reiter uważa, że wprowadzanie opinii publicznej w błąd, wbrew badaniom naukowym, jakoby globalne ocieplenie powodowało wzrost zagrożenia malarią oraz wyciąganie publicznych pieniędzy pod pretekstem „zatrzymania globalnego ocieplenia“ – jest „niemoralne“.

POGODA DLA RZĄDU

Gdy jako reporter jeździłem do Rosji i krajów byłego ZSRS, ludzie patrzyli na mnie, jakby mieli mnie widzieć ostatni raz w życiu. Po przyjeździe zwykle okazywało się, że jest bezpieczniej niż w Polsce, czemu i tak nikt nie dawał wiary. Wielka jest siła przesądów bazujących na lęku. Aktywiści, ekologowie, dziennikarze, politycy, biurokraci terroryzujący opinię publiczną lękiem przed tornadami, powodziami, lawinami, trzęsieniami ziemi to w rzeczywistości ekoterroryści wymuszający haracz na podatnikach pod pretekstem fikcyjnych zagrożeń, które sami wykreowali.

Obecnie według badań Amerykanie oglądają trzy razy więcej programów o pogodzie niż jeszcze 30 lat temu. Większość danych dostarczanych jest przez instytucje państwowe. Podobna tendencja utrzymuje się w Kanadzie. Eksperci zauważyli, że na nagłówki pierwszych strony gazet znacznie częściej trafiają informacje o katastrofach niż inne informacje. Wskutek opisywanych zabiegów przeciętny obywatel jest przekonany o ogromnym zagrożeniu ze strony środowiska naturalnego i z nadzieją zwraca się ku władzy. Coraz częściej słyszy się także, że wszelkie anomalie są wynikiem rozwoju cywilizacyjnego i kapitalizmu.

W rzeczywistości niebezpieczeństw naturalnych nie jest ani o wiele więcej, ani mniej niż bywało dawniej. Faktem jest, iż właśnie cywilizacja ratuje człowieka przed zagrożeniami ze strony natury, o czym nasi przodkowie mogli tylko marzyć. Warto podkreślić, że osiągnięcia cywilizacji zawdzięczamy nie urzędnikom, lecz wyłącznie odwadze, pomysłowości i kreatywności wynalazców wspomaganych przez przedsiębiorców, ryzykujących prywatnym kapitałem, aby innowacje pojawiły się na rynku. A teraz za pomocą manipulacji informacją biurokraci starają się wywrócić świat do góry nogami.

REKLAMA