Brykiety, pelety, siano, słoma i chyba jeszcze tylko starych drewniaków brakuje do pełni zielonego szczęścia. Od ostatniego szczytu energetycznego w Brukseli karmieni jesteśmy rewelacjami na temat nowych planów co do spalania wszelkiej maści zieleniny i jej przetworów. Niedługo do palenia i uzyskiwania energii nada nam się wszystko… tylko nie węgiel. A już „atom” to na pewno. Tymczasem ekologia kosztuje nas więcej niż sami ekolodzy mogliby przypuszczać.
Droga, zielona energia
O tym, że „ekologiczna” energia nie jest tania, wie każde dziecko. Być może u Duńczyków farmy energetyczne na morzu się sprawdzają, ale jakoś w Polsce uzyskiwana w ten sposób energia chyba się nikomu nie opłaca, bo bez specjalnych zachęt ze strony państwa jakoś nikt się nie pali (nomen omen) do stawiania wiatraków na morzu. Są też źródła geotermalne, ale Polska nie Islandia, zbyt wielu domów w ten sposób nie ogrzejemy. Są też baterie słoneczne, ale każdy z Czytelników wie, jak to z tym słońcem u nas bywa. Są i różne inne odnawialne źródła energii, z których można produkować prąd i ciepło. I chociaż tych źródeł są setki, to i tak wciąż nie dadzą nam tyle ciepła, ile potrzebujemy. A wszystko dlatego, że są za drogie.
„Na szczęście są trociny, wióry i inne odpadki produkcji drzewnej” – wymyślił jakiś Bystry Zielony, a jego pomysł szybko podchwyciły inne Bystrzaki z Unii Europejskiej.
I tak to rozkręciła się w Polsce produkcja „paliwa” typu pelety czy brykiety.
Są one wykorzystywane jako alternatywa dla „trującego węgla”. Niedawno znany producent z branży drzewnej – Barlinek SA – zapowiedział, że lada chwila postawi nową linię produkcyjną peletów, zwiększając ich produkcję z 50 do 100 tys. ton. Aż 85% produkcji barlineckiej fabryki trafia na eksport.
I chociaż drewno też „się spala”, a do atmosfery przedostają się „brudne gazy”, to z racji możliwości odbudowania drzewostanu, który oddając nam tlen, bilansuje „wydalony” do atmosfery dwutlenek węgla, palenie biomasy uważane jest za działalność ekologiczną.
Niestety, i tym razem okazało się, że zielona, ekologiczna odyseja ma swoje drugie dno. Jak niemal każda „zdrowa” inicjatywa oferowana społeczeństwu.
A to dlatego, że trociny i poprodukcyjne pozostałości używane do wytwarzania wspomnianych peletów i brykietów… zwykle trafiały do fabryk produkujących np. płytę wiórową. Dzięki coraz szerszemu stosowaniu coraz bardziej fikuśnych materiałów opałowych, nie dosyć, że zapłacimy drożej za energię to jeszcze… zapłacimy więcej za meble! Hossa budowlana, kryzys u meblarzy
Od kilku lat na rynku nieruchomości obserwujemy imponującą hossę. Zarabiają budowlańcy, zarabiają i tartaki, a przede wszystkim, meblarze. Bo skoro się buduje tyle mieszkań, skoro otwierają się nowe firmy, to mebli potrzeba bez liku.
Tymczasem od 2004 roku w Polsce występują stałe niedobory podaży drewna. Trzy lata temu branża drzewna zgłaszała zapotrzebowanie o 4 mln m3 wieksze niż podaż, w tym roku jest to już 9 mln m3! Sektorem, który najbardziej dostaje w kość, jest ten… który najlepiej się rozwija, czyli meblarski. Firmy się rozbudowały, poczyniły inwestycje, a teraz odczuwają brak surowca do produkcji mebli. Rocznie w Polsce produkuje się ok. 9 mln m3 płyt drewnopochodnych, a na ich wytworzenie potrzeba mniej więcej dwa razy więcej drewna. Niedawno branżowe pisma – „Gazeta Drzewna” i „Gazeta Przemysłu Drzewnego” – donosiły, że czołowy polski producent płyt drewnopochodnych Kronospan ma zastoje produkcyjne, bo nie ma odpowiedniej ilości trocin. Co szkodzi meblarzom?
Państwo! Nie dosyć, że mamy monopol Lasów Państwowych, które zaopatrują branżę drzewną w 90% surowca, to jeszcze dzięki coraz dziwaczniejszym przepisom o produkcji energii z odnawialnych źródeł energii, zakłady energetyczne stały się klientami producentów trocin i innych odpadów przerobu drewna.
Tym samym odbierają surowiec zakładom produkującym meble z płyty drewnopochodnej. Efekt?
Przewiduje się, że rodzimi producenci będą zmuszeni do kupowania drogiej płyty na Zachodzie Europy. A jeśli wysokie ceny oferowane przez producentów z Niemiec czy Francji nas odstraszą (co jest wielce prawdopodobne)? To już niedługo w naszych mieszkaniach zagoszczą pseudodrewniane produkty z tzw. płyty komórkowowej, o której branżowcy mówią „jednorazówka”. Bo to przecież nic innego jak trzymilimetrowe sklejki przedzielone kartonem!
Jak przyznaje spec z branży producentów płyt drewnopochodnych Maria Antonina Hikiert z Ośrodka Badań Płyt Drewnopochodnych: „Już niedługo może się okazać, że meble z płyty wiórowej mogą być takim samym snobizmem jak dziś z litego drewna”.
Zapomnij o imporcie
Uważny Czytelnik zapyta: „A import ze Wschodu?”. I tu też pudło. Bo największy na świecie dostawca drewna – Rosja – raczej płyty u nas kupował, a nie dostarczał. Nie od dziś bowiem wiadomo, że na Wschodzie towary przetworzone to się sprzedaje, a nie kupuje…
Co więcej, Rosja, która ma 23% światowych zasobów drewna, właśnie rozpoczyna wprowadzanie drakońskich ceł eksportowych, które w praktyce uczynią import do Polski nieopłacalny. Otóż jeszcze w tym roku kubik drewna ma być oclony kwotą 10 euro, a w kwietniu 2008 r. już kwotą 15 euro. Czyli o 50% więcej niż obecnie! Mało tego, docelowo kubik ma być oclony zawrotną kwotą 50 euro, co spowoduje, że nikt legalnie drewna z Rosji nie wywiezie.
Tak to właśnie ekolodzy w trosce o nasze płuca fundują nam kolejny zawrót głowy, a zawał serca co bardziej wrażliwym. Bo ceny mebli jak nic pójdą w górę. Bo skoro wióry i trociny pójdą na brykiety i pelety, z których zdecydowaną większość eksportujemy, to na płyty wiórowe materiału po prostu nie stanie. A skoro na zakup drogiej płyty z zachodu rodzimych producentów mebli nie stać… no to czeka nas płyta komórkową. której produkcję już testują zakłady w Grajewie. Ech, jeszcze zatęsknimy za meblościankami i segmentami z płyty wiórowej!