Sejm bez Ligi Polskich Rodzin

REKLAMA

Na inauguracji Sejmu VI kadencji zabrakło posłów Ligi Polskich Rodzin, tym samym 21 października br. stanowi końcową datę działalności i istnienia LPR. W tym dniu w wyborach partia ta dostała niewiele ponad 1% głosów – co oznacza, że teoretycznie głosowali na nią kandydaci, ich rodziny i znajomi.

Biorąc pod uwagę fakt, że razem z LPR startowała zdyscyplinowana UPR, która dwa lata wcześniej otrzymała 1,7% głosów możemy powiedzieć że na LPR nie zagłosował prawie nikt. Jest to oczywiście katastrofa i w tym miejscu należy się zastanowić dlaczego tak się stało, że partia która walczyła o władzę, przez rok współrządziła krajem, a wcześniej była znaczącym elementem polskiej sceny politycznej straciła cały elektorat?

REKLAMA

Otóż na taką sytuację przywództwo LPR przez lata namiętnie pracowało.

Liga Polskich Rodzin powstała na trzy miesiące przed wyborami do parlamentu w 2001 r. z porozumienia Stronnictwa Narodowego, Porozumienia Polskiego Jana Łopuszańskiego (kandydata w wyborach prezydenckich rok wcześniej) i Ruchu Katolicko-Narodowego Antoniego Macierewicza. W ciągu następnych tygodni przyłączyli się do niej Gabriel Janowski, Jan Olszewski i obrońca Radia Maryja poseł Anna Sobecka z Torunia oraz wiele innych znamienitych osób reprezentujących obronę cywilizacji łacińskiej w Polsce.

LPR jawiła się wtedy jako następca skompromitowanej uległością wobec Unii Wolności AWS i przeciwwaga chadekizującego wówczas PiS-u. W wyborach LPR zdobyła prawie 8 % głosów i parlamentarną reprezentację 38 posłów i 2 senatorów. W Sejmie zasiadło wiele znakomitych osobistości znanych z obrony polskości i wiary katolickiej oraz pierwszy raz od 1939 r. kilkoosobowa reprezentacja endeckiego SN z Romanem Giertychem i jego ojcem Maciejem.

Swój sukces LPR potwierdziła rok później w wyborach samorządowych, a jej radni zajmowali ważne instytucje w samorządach w tym wicemarszałków wojewódzkich. Szczyt potęgi LPR przypadł na czerwiec roku 2004 i 15% poparcia czyli 10 mandatów w Parlamencie Europejskim. Grupa posłów LPR wespół z brytyjską Independence Party tworzy trzon grupy Niepodległość i Demokracja w Strasburgu domagającej się Europy Państw.

Później było już tylko gorzej. W 2005r. zaledwie 7% poparcia w wyborach parlamentarnych i 34 mandaty do Sejmu i 7 do Senatu, niskie notowania kandydata na Prezydenta RP europosła Macieja Giertycha w końcu wycofanie się z wyścigu wyborczego i nie poparcie żadnego z pozostałych kandydatów. Katastrofę zapowiadały już wybory samorządowe w 2006 r. gdy LPR zdobyła w skali kraju poniżej 5% głosów do Sejmików wojewódzkich i skromne reprezentacje w czterech województwach.

Cóż to się stało, że stało się to co się stało? Można by powiedzieć, że przez te lata istniały dwie partie prawicowe walczące o ten sam elektorat i silniejsza zjadła słabszą, ale mogło też być i na odwrót. Przecież w wyborach do Parlamentu Europejskiego i samorządowych w 2002 r. LPR biła o kilka punktów procentowych PiS. W 2005 r. było już na odwrót.

Czyżby obecność neoendeków na polskiej scenie politycznej nie spodobała się wyborcom na dłuższą metę? Czy może były jeszcze inne przyczyny? Owszem były! Kiedy LPR powstawała wydawało się, że powstaje wielki ruch polityczno-społeczny i osoby kreujące wówczas Ligę potwierdzały to swoim świadectwem, ale z czasem do głosu zaczęła dochodzić do głosu grupa Romana Giertycha i on sam w roli przywódcy.

Politycy znacznie bardziej zasłużeni w obronie wartości narodowych i katolickich byli marginalizowani, spychani na dalsze pozycje, a nawet opuszczali szeregi LPR. Ludzie związani z Romanem Giertychem, szczególnie wywodzący się z Młodzieży Wszechpolskiej zaczęli zajmować pierwsze miejsca na listach wyborczych, stanowiska w partii, samorządach, Sejmie i rządzie. Efekt był taki że w roku 2005 r. do Sejmu weszła spora grupa działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, którzy nie ukończyli jeszcze trzydziestu lat i nie miała żadnego doświadczenia w działalności publicznej, ani też doświadczenia życiowego.

To oczywiście kłóciło się z endecką ideą wszechpolskości która zakładała działalność i współdziałanie szerokich klas i warstw społecznych w walce z ideami socjalistycznymi i internacjonalistycznymi, dzisiaj byłyby to zagrożenia płynące z prądów liberalnych i globalistycznych.

W tym wypadku może nie dziwić fakt skandalicznego wywiadu R. Giertych dla Gazety Wyborczej, gdzie lider LPR wypowiedział zdanie że do LPR nie przyjąłby Romana Dmowskiego. A kogo by przyjął? Może Ozjasza Szechtera? Takie zawężanie spektrum skończyło się skurczeniem szeregów partii oraz elektoratu. Z LPR zaczęli odchodzić nie tylko ludzie nie związani z Romanem Giertychem, ale i też z nim do czasu współpracujący. W Bydgoszczy odszedł pan Maciej Eckardt, a w Poznaniu pan Przemysław Piasta. Zdarzało się tak, że całe oddziały powiatowe albo zastygały w działalności na swoim terenie nie mogąc dogadać się z centralą, albo rozpoczynały współpracę z innymi partiami prawicowymi np. PiSem, czy też wprost przechodziły na ich stronę.

Przywództwo LPR nie robiło nic żeby ich zatrzymać czy też szukać nowych kadr, z wyjątkiem panicznego szukania kandydatów na wyborcze listy, ale to okazało się za mało. Zwiastunem katastrofy był żałosny wynik kandydata na prezydenta Warszawy posła W. Wierzejskiego, który przez wyborców został potraktowany mniej poważnie niż „kabaretowy” kandydat Krasnoludków i Gamoni!

Przywódcy LPR nie zrobili nic, nie można nawet powiedzieć, że podjęli jakiekolwiek nawet nieudolne działania, by dostosować program i działania partii dla Polski znajdującej się w UE. W takiej UE i na takich warunkach przyjęcia Polski, którą odrzucali. Miano na to trzy lata by społeczeństwo przekonać do swoich racji, mało tego wchodząc do rządu z PiS-em, który nawoływał do wstąpienia Polski do UE tym samym przyznawał mu rację, a działacze LPR zaprzeczali sami sobie nie broniąc swojej tożsamości.

I tu znowu wina tych, którzy zaniedbali pracę w terenie bo to była jedyna szansa. PiS i LPR miały ten sam elektorat, a to zlekceważyli przywódcy LPR. I w tym miejscu ktoś by zapytał , a co robili przywódcy LPR?… Krytykowali i zawzięcie atakowali PiS. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że partia Kaczyńskiego i Ziobry była w ogniu większej krytyki niż SLD czy PO. Będąc w koalicji rządowej z PiS-em ataki ustały, ale przed jej zawiązaniem ich fala tak się nasilała że o mało co nie rozwiązano parlamentu, Po wyjściu z koalicji latem tego roku sytuacja znowu się powtórzyła.

Wyborcy, którzy przygotowywali się już do wyborów widzieli i słyszeli to… i wybrali… Ale najbardziej smutną sprawą jest to że przywództwo LPR skompromitowało w oczach opinii publicznej ideę endecką, ideę wszechpolskości, powszechności, a biorąc pod uwagę to, że na kształtowanie opinii w Polsce mają media neomarksistowskie to można liczyć tylko na to, że nie będą one w ogóle mówić o idei endeckiej, a tylko o upadku pewnej prawicowej partii i grupy polityków z nią związanych.

Po klęsce LPR elektorat katolicko-narodowy ma już tylko jedno wyjście, kreować frakcję w PiS, choć będzie to trudne bo racjonalne myślenie polityczne Romana Dmowskiego jest tam zastępowane neoromantyzmem J. Piłsudskiego. Oczywiście nie będą tego robić ludzie do tej pory związani z Romanem Giertychem, np. byli posłowie LPR po będą oni postrzegani w PiSie jako działacze rozłamowi, którzy będą dążyć do zdobycia znaczenia kosztem PiS.

Istnienie LPR na przestrzeni dwóch niepełnych kadencji Sejmu świadczy o nietrwałości, a dymisja pana Romana Giertycha z przywództwa partii świadczy o jej końcu. Człowiek którzy był niczym późnorzymski dominus et deus swym ustąpieniem definitywnie podpisał akt zagłady. Zresztą dla LPR nie ma i tak już innego wyjścia…

(źródło)

REKLAMA