Jak zatrzymać traktat?

REKLAMA

Każdy kto w ostatnich wyborach prezydenckich wrzucał kartę wyborczą – wybierając między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem – musiał mieć świadomość, że wybiera między złem dużym a złem jeszcze większym. Z punktu widzenia konserwatysty, żaden z obydwu panów nie jest wszak z jego bajki.

Ci, którzy zagłosowali ostatecznie na Lecha Kaczyńskiego mogą czuć się zawiedzeni. Liczyli bowiem, że brat prezesa PiS w pewnych kwestiach wykaże się jakimiś śladami prawicowego myślenia. Niestety, postawa Pałacu Prezydenckiego wobec antyaborcyjnej zmiany konstytucji uświadomiła każdemu, że jest gorzej niż źle i – mówiąc słowami klasyka – „szambo nigdy nie będzie perfumerią”. Czary goryczy przelało podpisanie przez Lecha Kaczyńskiego zgody na ustanowienie 13 XII 2007 roku (symboliczna rocznica…) Traktatu Reformującego Unię Europejską, czyli, w praktyce, zakamuflowanej wersji Konstytucji dla Europy.

REKLAMA

Czasu jest tedy mało i trzeba zastanowić się jakie są szanse na zablokowanie tego pomysłu?

Po pierwsze, istnieje możliwość, że na szczycie unijnym Lech Kaczyński nie podpisze traktatu. Nie, absolutnie nie dlatego, że zmieni zdanie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że czołówka PiS nie rozumie zagrożenia ze strony powstającego europejskiego państwa (wykrztuśmy z siebie wreszcie to słowo: państwo). Szczególnie jest to dziwne dlatego, że popierając całkowicie Stany Zjednoczone buduje sobie punkt oparcia przeciwko Unii. Wysyłanie naszych wojsk do pacyfikujących akcji neokolonialnych w Iraku i Afganistanie ma sens o ile towarzyszyć temu będzie wyraźna antybrukselska polityka. Tymczasem z sojuszu tego nie wyciągnęliśmy żadnych korzyści materialnych (casus słynnego miliarda dolarów żądanego od USA przez Radka Sikorskiego), a nie wyciągamy także politycznych (antyunijnych). Świadczy to o tym, że PiS kompletnie nie rozumie zagrożenia płynącego z politycznego aspektu integracji europejskiej i nie widzi, że komisarz unijny ds. polityki zagranicznej – które to stanowisko powołuje Traktat Reformujący – stanowić będzie problem dla prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej.

Ale w tunelu jest szansa. Jest nią zbliżający się jak tornado wyniszczający konflikt między Lechem Kaczyńskim a typowanym na ministra spraw zagranicznych Radkiem Sikorskim. Znając zawziętość i mściwość braci Kaczyńskich, są oni w stanie zrobić na złość swoim wrogom tak dalece, aby narobić „obciachu” na brukselskich salonach. Skłóciwszy się o osobę ministra spraw zagranicznych z Donaldem Tuskiem, są – dla prywatnej zemsty – gotowi zawetować cały Traktat Reformujący lub choćby jego część w postaci Karty Praw Podstawowych. I czym bardziej Sikorski będzie popierał Traktat Reformujący i Kartę, tym większa jest szansa na to, że Kaczyńscy będą chcieli mu zagrać na nosie.

Tu kryje się autentyczna szansa na zablokowanie tego projektu.

Możliwość druga. Zdecydowanie gorzej będzie wyglądać sytuacja, jeżeli Polska Traktat Reformujący podpisze. W takiej sytuacji trzeba będzie podchwycić głos red. Stanisława Michalkiewicza i zażądać ogólnokrajowego referendum.

Czy przeciwnicy Traktatu mają szansę je wygrać? Żadnych złudzeń. Polacy popierają integrację europejską, gdyż młodzi chcą wyjechać na zachód, a rolnicy dostać dopłaty – i nic nie pomoże tłumaczenie, że „nadbudowa” polityczna nad rynkiem unijnym nie ma tu nic do rzeczy. Ludzie tego nie zrozumieją, gdyż ogół „suwerennego ludu” na tyle głęboko polityki nie rozumie. Lud kieruje się błyskotkami, a hasło ewentualnego referendum brzmiałoby „tak czy nie za naszą ukochaną Unią Europejską?”. Wynik szacuję na jakieś 80 do 20 dla zwolenników Traktatu.

Ale walka o referendum w Polsce ma inny aspekt: doda skrzydeł wszystkim tym siłom politycznym w Europie, które o takie referenda walczą i które mają szanse referenda takie wywalczyć, a następnie wygrać w nich NIE dla Traktatu Reformującego. Mam tu na myśli przede wszystkim Wielką Brytanię – gdzie nikt nie śmie nawet wątpić jakie byłyby wyniki takiego ludowego głosowania – a także (choć z mniejszymi nadziejami) Francję i Holandię, które raz już powiedziały NIE eurokratom.

Pamiętajmy, że przywódcy unijni umówili się, że Traktat Reformujący nie będzie poddawany referendom, lecz zostanie przegłosowany w parlamentach, zgodnie z zasadą pewnego rumuńskiego klasyka leninizmu, iż „lud pije szampana ustami swoich przedstawicieli”. I ta zmowa ma szansę realizacji, gdyż rządy każdego kraju powtarzają, że „nic nie możemy zrobić, sami jedni nie zrobimy referendum, skoro umówiliśmy się inaczej”. A więc jeżeli gdzieś takie jedno referendum się odbędzie, to istnieje szansa na otwarcie puszki Pandory.

Proponuję otworzyć tę puszkę w Polsce.

(źródło)

REKLAMA