Urzędnicy i urzędaski

REKLAMA

Zgodnie z klasyczną definicją Marksa, klasy społeczne wyróżniamy wedle ich stosunku do środków produkcji. Innymi słowy, ludzie dzielą się na tych, którzy są posiadaczami owych środków produkcji lub też są angażowani do pracy przy środkach produkcji należących do innych osób. Posiadacz zgarnia wartość dodatkową (zysk).

Wedle tego kryterium klasowego wyróżniamy wyzyskujących i wyzyskiwanych. Analiza Marksa ma wiele słabych punktów: gdzie zaliczyć tu np. urzędników, którzy nie wypracowują żadnej wartości dodatkowej, gdyż niczego nie produkują? Marks, w wieku XIX, mógł podobne szczegóły ominąć, gdyż współczesne mu państwo liberalne zatrudniało zaledwie garstkę biurokratów. Dziś jednak, okopanych za biurkami liczymy w setkach tysięcy, a wkrótce będziemy ich liczyli w milionach, gdyż mnożą się jak króliki, stając się plagą porównywalną do szarańczy.

REKLAMA

Zgodnie z definicją marksistowską, urzędniczy są nie zaliczalni do żadnej z klas (w pojęciu jakiemu słowu temu nadał dziadek Marks). Równocześnie zaś konflikt klasa robotnicza – burżuazja przeszedł już definitywnie do historii i nawet paleosocjalistyczna Unia Pracy nie głosi już (otwarcie) haseł klasowych. Konflikt pracodawcy – pracobiorcy został dziś zastąpiony przez konflikt podatnik – urzędnik. Ten ostatni próbuje, niestety skutecznie, kłaść swoją łapę na naszych dochodach. Istotą społeczeństw socjaldemokratycznych i zetatyzowanych – takich jak Polska – jest występowanie nowego rodzaju konfliktu społecznego, którego nie znało społeczeństwo w wieku XIX. Naprzeciwko sobie stanęli: pracujący podatnik i pasożytujący na nim urzędas.

W odróżnieniu od wyzyskującej burżuazji, urzędas jest bytem pasożytniczym. Kapitalista – co przyznawał nawet Marks – jest tym, który napędza produkcję, organizuje ją, przyczynia się do stworzenia postępu technologicznego, który spowoduje, że w przyszłości można go będzie zlikwidować i stworzyć komunizm. Urzędas zaś nie tworzy niczego, niczego nie organizuje, nie wytwarza – poza papierami. W kategoriach marksistowskich, jest to istota wyalienowana, odczłowieczona, żyjąca w nierzeczywistości świata złożonego z ton przepisów, rozporządzeń, dyrektyw.

To świat, którego nie ma, świat wytworzony sztucznie. Parafrazując Marksa, można powiedzieć, że ludzie stworzyli papier, a papier zapanował nad nimi. Tak powstały urzędy, które niczemu nie służą, niczego nie wytwarzają, pasożytując – jak tasiemiec – na żywej tkance społecznej.

Dla nas, dla podatników, urzędnicy stali się wrogiem klasowym, nawet jeśli nie mieszczą się w definicji klasy Marksa. Powstała bowiem grupa ludzi, która ma nijaki stosunek do środków produkcji, ale uważa, że ma prawo zagarniać powstającą w czasie produkcji i usług wartość dodatkową, czyli zysk. Urzędasy traktują państwo – zgodnie z definicją Marksa – jako narzędzie panowania klasowego. Uważając się zaś w etatystycznym państwie za grupę klasowo panującą, używają go do zaspokojenia partykularnych interesów, czyli zapełnienia kieszeni i rozmnożenia się w postaci nowych etatów i urzędów.

Musimy dziś podjąć walkę klasową z urzędniczym wrzodem, wyciąć go i zdezynfekować, zostawiając aparat biurokratyczny w formie możliwie minimalnej. Nasz cel jest prosty: skasować ¾ urzędów, a w pozostałych, zredukować liczbę etatów o ¾.

REKLAMA