Wzrost cen żywności – czego nie mówi się wykształciuchowi

REKLAMA

Ostatnio w różnych mediach, merdiach i innych środkach masowej dezinformacji wiele mówi się o wzroście cen żywności. Standardowemu wykształciuchowi podaje się do połknięcia następujące wytłumaczenie: Za wzrost cen odpowiadają słabe zbiory w Europie Zachodniej spowodowane złą pogodą oraz wzrost popytu w Azji.

Szkoda, że nic jeszcze nie wspominają o spekulantach. Widać jeszcze nie ten etap postępów socjalizmu. Choć ekologiści jako awangarda rewolucji komunistycznej jak zwykle nie zawodzą i w „Zielonych Brygadach” czy ATTAC Polska można spotkać pierwsze jaskółki.

REKLAMA

Owszem jest w tym tłumaczeniu skierowanym do wykształciucha trochę prawdy, w sam raz tyle ile powinien wiedzieć przeciętny Polak, nadrabiający swoje poczucie niższości zwąc się europejczykiem. Zła pogoda to czynnik, który może znacznie ograniczyć podaż żywności, zaś przy rosnącym popycie ceny muszą rosnąć, takie są niezmienne prawa ekonomii i nie da się ich oszukać, tak jak nie da się oszukać prawa grawitacji. Komisja Europejska jednak uwierzyła, że przy odpowiednich manipulacjach przy gospodarce można skoczyć z dachu i machając rękami polecieć jak ptak. No cóż wariaci zawsze byli, są i będą, tak jak ci co wierzą wariatom.

W sytuacji wolego rynku na wzrost notowanego od kilku lat popytu (Chińczycy nie zaczęli od wczoraj nagle jeść więcej mięsa, serów itd.) natychmiast odpowiada wzrost podaży. Istnieje też pewna nadwyżka rynkowa, która zwykle się marnuje, lub też zostaje sprzedana po zaniżonej cenie, lecz zabezpiecza właśnie przed nagłym wzrostem popytu czy różnymi katastrofami.

Niestety w Europie mamy Wspólną Politykę Rolną, czyli jeden wielki kołchoz rozciągający się od wybrzeży Atlantyku do Morza Czarnego, w którym pracuje przymusowo każdy mieszkaniec Wspólnot Europejskich, pośrednio lub bezpośrednio. Zaś dyrektorzy kołchozu w Brukseli snują swoje plany produkcyjne, starając się wyliczyć ile mięsa, mleka, zboża i innych produktów trzeba wytworzyć. Następnie rozdzielają zadania na delegatury kołchozu w republikach, a te na województwa i tak do najniższego szczebla jakim jest rolnik. Tak oto spełnia się leninowskie marzenie o doprowadzeniu planu do każdego stanowiska pracy. Nie udało się to w PRL Hilaremu Mincowi. Może uda się teraz?

Urzędnicy używając skrzyżowania ekonomii z szamaństwem (czyli ekonomii lewicowej) starają się przewidzieć ile ty Czytelniku wypijesz mleka w 2009 roku, ile łyżeczek cukru wsypiesz do herbaty w 2011, ile ziemniaków podasz do sznycla i ile sznyclów zechcesz zjeść oglądając jak marnują się Twoje pieniądze podczas Euro 2012 i tak dalej.

Oczywiście wcześniej czy później urzędnicy zirytowani brakiem dyscypliny w spożywaniu twarogu wprowadzą kartki na produkty żywnościowe, co bardzo ułatwi nie tylko planowanie produkcji, ale i zapewni tak utęsknioną równość.

Plan jest aktualizowany raz na kilka lat, na podstawie danych z lat poprzednich, więc nic dziwnego, że urzędnicy z Brukseli nie przewidzieli fanaberii Chińczyków, którzy się wzbogacili i zmienili sobie dietę z ryżu i warzyw w kierunku mięsa.

Mechanizm jest prosty, jeśli rolnicy w całym WE mogą wyprodukować tylko określoną ilość mleka, a chętnych na ser żółty nagle znajduje się dużo więcej to ten ser musi podrożeć do pułapu, gdy część zrezygnuje odstraszona ceną.

Reasumując: Europejskie rolnictwo nie mogło odpowiedzieć zwiększeniem podaży na sygnały o rosnącym popycie, gdyż centralne planowanie uniemożliwia szybką reakcję.

Czy się stoi czy się leży…

… dopłata się należy. By jeszcze bardziej pogrążyć europejskiego konsumenta i podatnika, wprowadzono kontrybucję, którą klasa robotnicza musi płacić zwycięskiej klasie chłopskiej. WPR przewiduje dopłaty za odłogowanie, czyli Ty mieszczuchu, płacisz rolnikowi za „nic-nie-robienie”. Nazywa się to obowiązek odłogowania gruntu. Duży producent (w języku LID: kułak) zmuszony jest do odłogowania części gruntu – to również zmniejsza podaż produktów rolnych i to tam, gdzie wydajność jest prawdopodobnie największa (duży producent może stosować lepsze technologie), a koszty produkcji są mniejsze. Więc nie dość że jesteś zmuszony w podatkach zapłacić za odłogowanie, to jeszcze musisz drożej kupić produkt. Prawdziwa sprawiedliwość społeczna.

(źródło)

REKLAMA