Ziemkiewicz: homodialektyka

REKLAMA

Tradycyjnie negatywny stosunek Kościoła do męskiego homoseksualizmu miał swe źródło w pokutującym przez wiele wieków przekonaniu, iż homoseksualizm bierze się z rozpusty. Przodkowie nasi, od czasów greckich i rzymskich, wyobrażali to sobie tak, że każdy mężczyzna potencjalnie może zagustować w chłopcach, jeśli tak sobie będzie dogadzać, że kobiety mu się znudzą. Ergo – kto sobie folguje, skończy jak opisywani w wiktoriańskich powieściach z najwyższym obrzydzeniem rzymscy cesarze. Natomiast człowiek porządny, który swe potrzeby seksualne poddaje silnemu rygorowi i ogranicza, popadnięciem w „męską rozpustę” zagrożony nie jest.

Dzisiejsza medycyna zaprzecza takiemu widzeniu sprawy w całej rozciągłości. Nie ma zgody, czy zwichrowanie popędu płciowego w kierunku własnej płci ma przyczyny genetyczne, czy bierze się z zaburzonych relacji z rodzicami bądź homoseksualnego uwiedzenia w okresie dojrzewania. Jest natomiast zgoda, że sam fakt zaspokojenia bądź niezaspokojenia popędu nie ma na jego ukierunkowanie wpływu. Praktyki homoseksualne zdarzają się, owszem, wśród więźniów lub innych osób pozbawionych możliwości normalnego zaspakajania potrzeb fizjologicznych, ale jako rzecz wymuszona i przejściowa; nie notuje się przypadków, by pod ich wpływem został zadeklarowanym pederastą ktoś, kto nigdy skłonności w tym kierunku nie miał. Te rozpoznania medyczne są bardzo głośno podnoszone przez środowiska tzw. gejów oraz ich licznych kibiców. Jesteśmy, jacy jesteśmy, bo tacy się urodziliśmy, więc odwalcie się i nie uczcie nas, co jest normalne, a co nie.

REKLAMA

Jednocześnie jednak praktycznie te same środowiska, które zajadle atakują każdego, kto chciałby skłonności „gejów” wiązać z ich stylem życia, z maniackim uporem lansują tezę, iż celibat katolickich księży jest przyczyną ich podatności na różne patologie, z pedofilią, zwłaszcza homoseksualną, na czele. Wprawdzie w świetle wiedzy, jaką dysponuje współczesna seksuologia, wiązanie pedofilii z seksualną abstynencją jest bzdurą dokładnie taką samą, jak wiązanie homoseksualizmu z rozwiązłością, ale heroldowie postępu mają dialektykę w małym palcu. Wiedza medyczna jest niepodważalnym i ostatecznym argumentem, jeśli to, co z niej wynika, nam pasuje. Ale jeśli nie pasuje, to nie jest.

Nigdy też nie słyszałem, żeby którykolwiek z mędrków krytykujących „watykańską gerontokrację” za utrzymywanie celibatu podejrzewał o jakiekolwiek niezdrowe skłonności mnichów buddyjskich. Ale buddyzm jest modny, bo w przeżutej przez mass-kulturę i skretyniałej formie dodaje się go masowo do papki „niuejdżu”, więc tamtejszego celibatu czepiać się nie wypada.

REKLAMA