Chiny walczą z rozwarstwieniem społecznym

REKLAMA

Na początku marca w specjalnym telewizyjnym orędziu premier ChRL Wen Jiabao za główne zadanie swego rządu uznał zmniejszenie dramatycznych różnic w dochodach i poziomie życia ludności miejskiej i wiejskiej. „Problem ten dojrzewał wiele lat, więc nie może być już zignorowany” – powiedział Wen w telewizyjnym przemówieniu.

Zważywszy, iż w Chinach władza uprawia propagandę w dużej części uzasadnionego sukcesu, przyznanie się do problemu w dyspozycyjnych wobec niej mediach musi oznaczać, że problem ten jest naprawdę bardzo poważny.

REKLAMA

cHińsKa walKa z Biedą Po 30 latach rządów „wrażliwego społecznie” Mao Ze Donga, autentycznego i ideowego komunisty troszczącego się o lud, Chiny stały się odizolowanym od świata zewnętrznego pariasem, a według danych Banku Światowego – ponad 450 milionów ludzi żyło w nędzy (przyjmuje się, że żyjący w nędzy to ten, który wg parytetu siły nabywczej wydaje jednego dnia mniej niż 1 $).

Pozytywem tego krachu była całkowita kompromitacja komunizmu i przekonanie chińskich elit partyjnych (z których część została wysłana na parę lat do ciężkiej fizycznej pracy na wsi w ramach tak zwanej reedukacji), że uratować kraj może jedynie wzbudzający w Polsce złowrogie skojarzenia „liberalny eksperyment”, który należy dostosować do chińskiej specyfiki i nazwać dla niepoznaki komunizmem.

W efekcie tego już na początku lat 80. zlikwidowano komuny ludowe, chiński odpowiednik naszych PGR-ów. Pomimo zapisu w konstytucji, iż szkolnictwo i opieka medyczna są bezpłatne, zadbano o to, by te socjalistyczne postulaty stały się czystą fikcją, wprowadzając szereg opłat (pod pretekstem dodatkowych kosztów za prąd, wodę, książki, lekarstwa itd.), pomijając w ten sposób pośrednictwo kosztownej biurokracji pomiędzy zwykłymi ludźmi a placówkami państwowymi. Zezwalając na utworzenie wielu prywatnych szkół i szpitali, dano ludziom możliwość decydowania o tym, jak chcą wydawać własne pieniądze, nie zmuszając ich do „darmowego” szkolnictwa i opieki medycznej.

Należy przy tym pamiętać, że w Chinach podatki są negocjowalne (!) z rządem lokalnym, a kraj ten jest tak „zacofany”, że nie wymyślił jeszcze przymusowego podatku ZUS, podrażającego w Polsce pracę i powodującego, że staje się ona nieopłacalna. Ponieważ biurokracja na całym świecie jest taka sama, także ta chińska oczekuje sutych danin, w Chinach tradycyjnie wręczanych w czerwonych kopertach, dzięki czemu wielu prowincjonalnych partyjnych urzędników stać na światowe życie. Istnym fenomenem tego systemu jest to, że biurokraci Ci potrafią bardziej się miarkować niż polski, bezduszny fiskus, gdyż doskonale wiedzą, że nakładając zbyt wysokie podatki na lud, spowodują nie tylko społeczne niezadowolenie, ale także „zarżną kurę znoszącą złote jajka” i przyhamują rozwój gospodarczy, z którego wszak sami czerpią dochody. Często zatem Ci skorumpowani notable, de facto właściciele ChRL, potrafią bezbłędnie ocenić, ile mogą zabrać ludowi, by nie zahamować dalszego rozwoju. Dlatego skorumpowana chińska administracja okazuje się jednak znacznie wydajniejsza od polskiej budżetówki, jak najbardziej „legalnie” funkcjonującej i marnotrawiącej pieniądze w ramach tak zwanego „państwa prawa”.

W ramach walki z biedą społeczeństwo chińskie pozbawiono wszelkich przywilejów socjalnych (tak zwanej żelaznej miski ryżu, a więc gwarantowanego posiłku) i po prostu zagoniono do roboty. Wszystkich lansujących hasła maoistowskie marginalizowano, a zwolenników demokracji wysyłano albo do łagru, albo do USA, co wzbudzało i wzbudza oburzenie opiniotwórczych elit Zachodu, a w Polsce „Gazety Wyborczej”. Oliwy do ognia dolewa sam chiński rząd, który obecnie już całkowicie otwarcie odważa się mówić, że jego celem niekoniecznie jest demokracja, ale wyciąganie ludzi z nędzy i dobrobyt ekonomiczny obywateli.

Złowrogi „liBeralNy eKsPerymeNT” z cHińsKą sPecyFiKą

Na efekty „liberalnego eksperymentu” nie trzeba było długo czekać. Od końca lat 70. Państwo Środka rozwija się w średnim tempie 9 procent rocznie, a co roku miliony ludzi wydobywa się z ubóstwa. Według wspomnianych wcześniej statystyk Banku Światowego, od 1978 roku do 2002 liczba ludzi żyjących w nędzy zmniejszyła się z 450 do 88 milionów. Surowej krytyce zachodnich moralistów spod znaku praw człowieka, towarzyszy coraz powszechniejszy exodus inwestorów, którzy przenoszą produkcję, a wraz z nią miliony miejsc pracy do Fabryki Świata, jaką stały się Chiny.

Jeszcze raz okazało się, że jeśli chodzi o wyciąganie prostego ludu z nędzy od różnej maści „wrażliwych społecznie”, znacznie skuteczniejsi są ci społecznie niewrażliwi, a do takich zaliczają się z pewnością chińscy pseudokomuniści (nie wahający się nawet strzelać do ludzi, tak jak w 1989 roku), którzy uczynili Chiny krajem najskuteczniej zwalczającym biedę
Opłakane skutki zachodzącego w Chinach „liberalnego eksperymentu” podsumowała krótka wypowiedź Andrzeja Leppera, opalonego rolnika z Koszalina, polskiego obrońcy ludzi pokrzywdzonych i biednych, który wypłynął w Polsce na nośnych społecznie i popularnych hasłach rewindykacyjno-roszczeniowych. Zaraz po powrocie z Chin w holu przylotów na Okęciu ku oburzeniu i zdziwieniu dziennikarzy z najbardziej wpływowych polskich mediów z rozbrajającą szczerością stwierdził: „Jestem podbudowany tym, co zobaczyłem”.

Istnieje zatem szansa, że ten szok, jakiego doznał za Wielkim Murem jeden z czołowych polskich polityków i głównych architektów IV RP, przyczyni się do przekonania polskich elit władzy że ludziom biednym – tak jak w Chinach – pomóc może jedynie „bezduszny liberalizm”, a nie „wrażliwy społecznie socjalizm”.

Czy cHiny zaleje morze cHłoPów?

Przeprowadzany z technokratycznym chłodem aż na granicy perwersji chiński eksperyment społeczny jest wielkim wyzwaniem intelektualnym dla chińskich inżynierów z Politbiura. Będące pochwałą pragmatyzmu hasło: „nieważne czy kot czarny, czy biały, byle łowił myszy” – uczyniło z Chin najszybciej rozwijającą się gospodarkę świata, ale stworzyło także wiele patologii społecznych. Wymieńmy tylko kilka z nich: zanieczyszczenie środowiska kosztem wzrostu gospodarczego za wszelką cenę, zasada efektywności dominująca także w stosunkach społecznych, powszechna komercjalizacja, a co za tym idzie – upadek starej kultury. Okazało się, że rozwój gospodarczy ma także swoje ciemne strony. Mądrości antycznej cywilizacji chińskiej, zwalczane w czasach ogłupiającego komunizmu, nie powróciły, gdyż zostały wyparte przez konsumpcjonizm i prymitywną macdonaldyzację z jej naczelnym credo „szybciej, taniej, efektywniej”. Chiny zamieniły się w plastikowy, bezkonkurencyjny supermarket oferujący całemu światu produkty po najniższej cenie.

Najpoważniejszym jednak problemem (tak poważnym, że przyznał się do niego w TV sam premier) jest rozwarstwienie społeczne i nierównomierny rozwój. Według wielu badań i statystyk, ocenia się, że różnice w zamożności mieszkańców ChRL bywają zbliżone do różnic między mieszkańcami Senegalu i Hiszpanii. Maoistowska strategia walki rewolucyjnej „wieś otacza miasto” zaczyna nieoczekiwanie znajdować złowrogie zastosowanie. Do miast, których wygląd przypomina już miasta europejskie, przybywają w poszukiwaniu pracy i lepszego życia dziesiątki milionów biednych Chińczyków ze wsi, które często pozostały na poziomie Afryki. Ludzie ci żyją w miastach w opłakanych warunkach i godzą się na bardzo niskie pensje, dzięki czemu mieszkańcy Zachodu, w tym i bogatsi Polacy, spędzają miłe popołudnia na zakupach supertanich produktów w supermarketach.

Różnice w dochodach mają nie tylko charakter społeczny, ale również regionalny. Gospodarka chińskiego wybrzeża rozwija się w tempie kilkunastu procent rocznie, podczas gdy Zachód, który stał się dostarczycielem taniej siły roboczej dla Wschodu, rozwija się niewiele szybciej od Polski (zaledwie 5 procent wzrostu rocznie). Tym samym różnice w zamożności generują różnice w stylu życia i wyznawanych wartościach, a to w perspektywie kilkudziesięciu lat naruszyć może poczucie wspólnoty i integralność państwową, gdyż już dziś bogaci Chińczycy ze Wschodu patrzą z poczuciem wyższości na tych z Zachodu

Największym paradoksem jest jednak to, że i wieś się rozwija i to całkiem szybko, jednak za wolno w stosunku do miast. Stąd też rząd marzy o tym, by chiński „cud gospodarczy” nieco przyhamować, by zarówno dystans między regionami, jak i istniejąca między wsią a miastem przepaść nie powiększały się. Służyć temu ma ogłoszona w zeszłym roku polityka harmonizacji, a więc zrównoważonego rozwoju. Problem jednak w tym, że wbrew pozorom, autorytarny chiński rząd niewiele może – gdyż w imię efektywności poszerzył swobody gospodarcze i odesłał ręczne sterowanie do lamusa historii. Doprowadziło to do fantastycznego rozwoju, gorzej z tym, że jest to już rozwój w coraz mniejszym stopniu kontrolowany, a rząd ma coraz mniejszy wpływ na dystrybucję jego owoców.

Nie ulega również wątpliwości, że kosztów tej blisko 30-letniej chińskiej terapii szokowej nie wytrzymałoby żadne społeczeństwo demokratyczne, które mając możliwość „wypowiedzenia się w wyborach”, natychmiast wybrałoby sobie obiecującego gruszki na wierzbie populistę. W Chinach, jak wiemy, ten wariant jest niemożliwy i władzę usuwa się tylko w drodze jej fizycznej likwidacji. Paradoksalnie pomimo tak wielu sukcesów, które obrazują całkowicie autentyczne, a nie tak jak w PRL, sfałszowane, liczby, słupki i wykresy, włodarze ChRL nie mogą się czuć do końca pewni, a masowa rewolta nie jest całkowicie wykluczona. Oczywiście bzdurą są pobożne życzenia, a być może świadoma propaganda zachodnich mediów, że będzie to rewolta ustanawiająca demokrację, której chińscy chłopi po prostu nie znają, więc nie mogą pragnąć Decydujące może być tu przekonanie, że na chińskim turbokapitalizmie korzystają głównie miasta, a podział dóbr jest nieproporcjonalny do ponoszonych ofiar. W obecnej sytuacji chłopi mają szansę na emigrację do miast, gdzie zawsze czeka na nich praca w fabrykach masowo przenoszonych z całego świata do Chin. Jeśli jednak wraz z upływem czasu, a co za tym idzie, ich nieuchronną zmianą świadomości, ich oczekiwania wzrosną do poziomu, w którym i jak często bywa, będą one niemożliwe do zrealizowania, władza może utracić mandat Nieba, a wtedy na pewno polecą głowy, czym tradycyjnie oburzać się będą wrażliwe estetycznie zachodnie media, a w Polsce „Gazeta Wyborcza”. Spełnią się wtedy słowa Mao zapisane w „Czerwonej książeczce” i „rozleje się po całym kraju morze chłopów”, a kara za zdradę rewolucyjnych ideałów będzie krwawa.

Gdyby tak się stało, byłby to dowód na to, że działanie na społeczeństwie nie jest jednak tym samym, co działanie matematyczne, a człowiek to niedająca się przewidzieć zagadka i istota nie do końca racjonalna – mogąca zareagować gniewem i rozczarowaniem nawet wtedy, kiedy naprawdę jej się poprawia i to według wszelkich jak najbardziej naukowych przesłanek udowodnionych bezbłędnymi metodologicznie badaniami i niezawodnymi statystykami. Jeśli rząd nie poradzi sobie z nierównościami społecznymi, cudowny chiński sen o potędze może zamienić się w koszmar, a z Fabryki Świata, która obecnie pewnym krokiem zmierza do statusu supermocarstwa, pozostać mogą jedynie ruiny i zgliszcza,

Właśnie z tego powodu technokratyczny eksperyment chińskich inżynierów przeprowadzany na miliardzie ludzi w kraju o kilkutysiącletniej historii jest jednym z najbardziej fascynujących zjawisk naszych czasów.

REKLAMA