Sralon robi pod siebie

REKLAMA

Kto dziś jeszcze pamięta PRL? Swoją egzystencję zakończyła ona formalnie 4 czerwca 1989 roku, a więc niecałe 20 lat temu, kiedy to pani Joanna Szczepkowska oznajmiła w telewizji, iż ma dla nas dobrą wiadomość, że właśnie skończył się komunizm.

Oczywiście komunizm wcale się nie skończył, ani 4 czerwca 1989 roku, ani 4 czerwca 1992 roku, ani nawet 21 października 2007 roku. Komunizm się tylko przepoczwarza („bo to jest wielka prawda stara; z poczwarki, zamiast motyla, nędzna wykluje się poczwara”), by dzięki kolejnym metamorfozom dotrwać jakoś do pełnego Anschlußu Polski do Eurosojuza, kiedy to nastąpi upragniony przez Marksa koniec historii.

REKLAMA

Najlepszą ilustracją tego przepoczwarzania są tubylcze merdia, zwane przez swoich krytyków „polskojęzycznymi”, a ściślej – pracujący tam na etatach dziennikarskich oficerowie frontu ideologicznego. Nie dotyczy to wyłącznie środowiska „Gazety Wyborczej”, tworzącego najtwardsze jądro tak zwanego „Sralonu”, ale również innych merdiów, zwłaszcza kontrolowanych przez razwiedkę.

Zawsze zastanawiało mnie, skąd wiedzą, co akurat trzeba pisać, a czego się nie powinno, skoro nie ma cenzury. Odpowiedź, że wiedzą takie rzeczy z wrodzonego poczucia przyzwoitości, jakoś nie chce trafić mi do przekonania, na tej samej zasadzie, dla której pachciarz Dawidek nie chciał zdejmować czapki przed nową figurą Matki Boskiej w majątku Wojciecha Dzieduszyckiego w Jezupolu. Była tam figura Matki Boskiej wielce starożytna, przed którą nie tylko chłopi–chrześcijanie zdejmowali czapki, ale nawet wspomniany pachciarz Dawidek.

Traf chciał, że podczas burzy uderzył w nią piorun i kompletnie roztrzaskał. Dzieduszycki polecił więc wyrzeźbić nową figurę ze starej gruszy, wyciętej w tym celu w sadzie. I po staremu chłopi–chrześcijanie zdejmowali przed nią czapki, ale Dawidek już nie chciał. Przesłuchany na tę okoliczność przez Dzieduszyckiego odpowiedział: jak ja mam się jej kłaniać, kiedy pamiętam, że ona była gruszą?

Właśnie Michał Boni, potencjalny kandydat na ministra w przyszłym rządzie Donalda Tuska, przyznał się, że w połowie lat 80–tych podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, ale naturalnie ani się nie zaciągał, ani, niech Bóg zabroni, „nikomu nie zaszkodził”.

Michał Boni był lokatorem listy Macierewicza jeszcze w roku 1992, ale wtedy Sralon viribus unitis stanął w jego obronie, ze „oszczerstwo” i w ogóle – „chore z nienawiści”. Na tamtym etapie Michał Boni konsekwentnie się nie przyznawał. Przyznał się dopiero teraz.

Najwyraźniej musiał zmienić się etap, bo niby co innego? Michał Boni pozostał przecież taki sam, jak był, bo gdyby się zmienił, to czy mógłby liczyć na posadę ministra w przyszłym rządzie Donalda Tuska?

O tym nie ma mowy, więc wyjaśnienia wymaga tylko, na czym polega aktualna zmiana etapu, ze Michał Boni uznał, iż teraz można to ujawnić. Ja oczywiście takich rzeczy nie wiem, natomiast przypominam, że w przekazanej posłom i senatorom 4 czerwca 1992 informacji o zasobach archiwalnych MSW Antoni Macierewicz podał, iż przed rozpoczęciem niszczenia, akta MSW zostały zmikrofilmowane w trzech kompletach, z których dwa są za granicą, a jeden – w kraju.

Z tego jeden, ani chybi w Moskwie, a drugi – zgadnij, Koteczku? Czy aby nie w Koblencji, gdzie jest centralne archiwum gestapo i w ogóle? Jeśli tak, to znaczyłoby, że o grzeszniku Bonim wiedzą obydwaj strategiczni partnerzy i jak tylko zostanie ministrem, natychmiast zechcą ponownie powołać go do czynnej służby. W tej sytuacji nawet przyszły premier Tusk poradziłby, żeby lepiej się przyznać, bo gestapo, to nie żadne tam polskie safandulstwo.

To oczywiście jest tłumaczenie uprzejme, bo mniej uprzejme, ale za to bardziej prawdopodobne, podał Leopold Tyrmand w „Życiu towarzyskim i uczuciowym”: „Bo (…) wszyscy uważają teraz, że błądzić to ludzkie, to piękne, to świadczy o tęsknotach i wysiłkach. Przecież muszą się jakoś bronić! A jak się bronią, to mają nowy temat, i za to, że błądzili, a teraz przestali i o tym napisali, otrzymują (…) nowy przepis na robienie kogoś z nikogo”.

I rzeczywiście! Oto red. Tomasz Wołek, robiący w Sralonie za tak zwanego „proroka mniejszego” w podskokach wyjaśnia, że w przypadku Michała Boniego „zwyciężyło człowieczeństwo”. Ciekawe kiedy – czy wtedy, gdy „udzielał pomocy organom państwowym”, czy teraz, kiedy o tym opowiedział?

Tak czy owak, po tak długiej walce „człowieczeństwo” musi być bardzo wyczerpane i pewnie goni resztkami. Mimo to jednak poseł Gowin twierdzi, że Michał Boni obdarował nas „dobrem”. Jedynym wytłumaczeniem tej zagadkowej deklaracji może być wdzięczność za przetestowanie reakcji opinii publicznej na agenturę w strukturach państwa, jak i zdolności mobilizacyjnych Sralonu.

To wyjaśniałoby użycie przez posła Gowina zaimka „nas”, obejmującego rzeszę oczekujących na „koniec lustracyjnej czarnej mszy”, w imieniu których przemówił drugi z „proroków mniejszych”, red. Jacek Żakowski.

W tej sytuacji red. Durczokowi pozostało już tylko przekazanie instrukcji, żeby PO nie robiła tego, co PiS. Ano, skoro taki rozkaz, to spokojna głowa – PO go wykona.

REKLAMA