Uważam Polskę za społeczeństwo pozbawione kapitału z powodu swej antykapitalistycznej polityki… Dekapitalizacja jest gospodarczą istotą bolszewizmu” – taką diagnozę gospodarczej sytuacji II RP stawiał kilkadziesiąt lat temu Adam Krzyżanowski i postawioną przez tego wybitnego ekonomistę tezę można bez żadnej korekty zastosować do oceny obecnej polityki gospodarczej.
Pomimo, że Krzyżanowski bez wahania stwierdzał, „wiadomo, że zamożność państw i społeczeństw jest w odwrotnym stosunku do ilości majątków zawiadywanych przez państwo”, to inny, bardziej sławny i wpływowy ekonomista amerykański Paweł Samuelson jeszcze w 1976 r. głosił, że „nadal właściwie nie wiadomo, dlaczego ubogie kraje są biedne, a zamożne bogate” – chociaż właśnie pół wieku wcześniej „krakowski Stańczyk” zauważył, że „nie wydaje się przypadkowym zbiegiem okoliczności, że rządy w krajach biednych, w krajach o wysokiej stopie procentowej, chwytają się etatyzmu. Ta polityka, o ile jest okupiona przeciążeniem podatkowym, ma tę ujemną stronę, że uwiecznia brak kapitału”.
Jak można zauważyć, związki między własnością a efektywnością gospodarowania były zawsze dostrzegane i traktowane jako warunek pomyślności materialnej społeczeństwa, o czym świadczy choćby następujący tekst z „Encyklopedii staropolskiej” Zygmunta Glogera: „Wspólna własność między braćmi wcześnie była usuwana, bo już w Statucie Wiślickim nazwana matką niezgody”, co świadczy, że starożytni Polacy nie tylko dążyli do ustroju prywatnej własności, ale zauważyli, iż tylko skoncentrowany nadzór właścicielski daje działalności gospodarczej rękojmię powodzenia. Oczywiście jak świat światem – nigdy również nie brakowało kontestatorów danego porządku oraz naprawiaczy świata, którzy za warunek ustanowienia „ziemskiego raju” uważali nie powszechną komunię ducha, ale komunię własności.
Gwałtowny rozwój przemysłu i handlu w XVIII i XIX w. oraz skokowy przyrost liczby ludności spowodowały, że zaczęły się upowszechniać pewne mechanizmy i miejsce arystokracji z zasługi, ducha i urodzenia zaczęła zajmować arystokracja pieniądza. Jak zauważył syn żydowskiego maklera z Holandii, Dawid Ricardo: „we wszystkich bogatych krajach istnieje pewna liczba osób stanowiących tak zwaną klasę pieniężną” i to właśnie ta grupa osób stanowiła wygodny cel krytyki ówczesnych zarówno socjalistów jak i „współczujących konserwatystów”, czego literackim zwieńczeniem była postać Ebenezera Scrooge’a z „Opowieści wigilijnej”. Jednakże w odróżnieniu od Dickensa, który widział możliwość przemiany bezwzględnego krwiopijcy we wrażliwego filantropa, spora część krytyków „klasy pieniężnej”, czyli kapitalistów, remedium na relatywny niedostatek robotników upatrywała w pozbawieniu kapitalistów ich kapitałów, co oczywiście byłoby możliwe przy wykorzystaniu do tego celu instytucji państwa. To właśnie z takich przekonań wzięły się ruchy i poglądy reprezentowane chociażby przez takich „cudotwórców gospodarczych” jak Huey Long postulujący podział bogactw poprzez konfiskatę dochodów powyżej 1 mln dolarów i majątków powyżej 8 mln, Major Douglas teoretyk „kredytu społecznego”, ks. Caughlin tworzący „Ligę Sprawiedliwości Społecznej” (jak widać, „sprawiedliwość społeczna” nie jest wytworem współczesnej nowomowy) czy Major Townsed, postulator płacy minimalnej.
Późniejsze sukcesy rewolucji keynesowskiej w ekonomii akademickiej i „sukcesy” interwencjonizmu państwowego w polityce gospodarczej spowodowały, że mianem kapitalizmu nie określano już ustroju wolności gospodarczej opartego na własności prywatnej, ale stosunki pieniężno-kredytowe związane z działalnością wspomnianej wcześniej „klasy pieniężnej”, w których miejsce Ebenezera Scrooge’a zajął dystyngowany milioner z finansowego city, na którego potrzeby pracowali wynajęci bankowi yuppies lub golden boys. W ten sposób kapitalizm stał się wizytówką wąskiego grona finansowej arystokracji, której interesy miały stać w opozycji do interesów większości przedstawicieli klasy średniej, kupców, rzemieślników, średnich i małych przedsiębiorców, nauczycieli, lekarzy, urzędników robotników i farmerów. Wyrazem tego było chociażby upowszechnianie idei tzw. kapitalizmu ludowego, co podobnie jak w przypadku „sprawiedliwości społecznej” mogło sugerować, że obok dotychczasowego „kapitalizmu dla wybranych” istnieje jakaś inna, lepsza, ludowa wersja kapitalistycznego rozdania.
W ten sposób, w gospodarkach zachodnich, coraz bardziej odchodzono od systemu zarządzania własnością przez właściciela, do systemu tzw. corporate governance, co w Polsce jest często określane mianem nadzoru właścicielskiego, a co w praktyce sprowadzało się do rozdzielenia funkcji właścicielskich związanych z posiadaniem tytułu do własności, np. akcji z funkcją zarządzania tym majątkiem. W miejsce kapitalizmu właścicieli pojawił się kapitalizm menedżerów, a tym samym miejsce ryzykownych inwestycji decydujących o innowacyjności gospodarki zajęły inwestycje bezpieczne, ale pozwalające menedżerom na przedłużenie swojej kadencji w organach spółki. Nieuchronnie pojawiły się jednakże symptomy spowolnienia rozwoju i niższej niż zakładano efektywności działania, dlatego też kolejna reforma kapitalizmu instytucjonalnego miała polegać na wynagradzaniu menedżerów akcjami kierowanej przez nich firmy, a później także rozszerzeniu tej oferty na pracowników w ramach idei tzw. ESOP-u, czyli akcjonariatu pracowniczego. Znalazło to swoje przełożenie również w teorii i publikacjach popularyzujących ten sposób zarządzania majątkiem. I tak przykładowo E. Fama czy M. Jensen w swoich pracach próbowali udowadniać, że zjawisko menedżerów jest ostatecznym argumentem przekonującym, że najbardziej efektywną formą własności jest własność prywatna. Skończyło się to wielkimi aferami, wśród których sprawa Enronu nie była największą, a u podłoża których leżały spekulacje zarządu dążące do sztucznego podwyższania kursu giełdowego akcji zarządzanej przez nich firmy, co umożliwiało sprzedaż akcji należących do wąskiego grona „wtajemniczonych” z dużym rynkowym przebiciem – ale kosztem rynkowej pozycji spółki i innych akcjonariuszy.
Podobne mechanizmy z zachowaniem odpowiednich proporcji funkcjonują w tzw. krajach postkomunistycznych, z tą różnicą, że kasta menedżerów została wykreowana przez mechanizmy polityczne w wyniku komercjalizacji i prywatyzacji dotychczasowych przedsiębiorstw państwowych oraz dużego wpływu wydatków publicznych na funkcjonowanie otoczenia biznesowego. Doświadczenia tych krajów pokazały również, że niemożliwe jest stworzenie kapitalizmu bez właścicieli, a system, w którym własność prywatna zamiast stanowić podstawę budowania trwałych stosunków gospodarczych i społecznych, stanowi jedynie pretekst dla uprawianej polityki fiskalnej, jest kolejną odmianą systemu totalitarnego, w którym dyktat przemocy fizycznej zostaje zastąpiony dyktatem wykreowanych przez państwo stosunków pieniężno-kredytowych.
W ten sposób ustrój gospodarczy, a za tym struktura społeczna i doktryna polityczna krajów zachodnich, i dawnych krajów socjalistycznych upodobniły się do siebie, a stało się to w wyniku mechanizmu, którego przyczynę J. M. Buchanan, G. Tullock upatrywali w „pogoni za zyskiem” różnych lobbies poprzez takie kreowanie porządku prawnego, który pozwalałby osiągać korzyści jednym podmiotom kosztem innych. W ten sposób w krajach zachodnich mechanizm ten polegał na szybkiej realizacji zysków z akcji w wyniku spekulacji informacjami, a w krajach dokonujących tzw. transformacji ustrojowej – na zjawisku przechwytywania renty przez grupy podmiotów próbujących jednorazowo zyskiwać na akcie prywatyzacji.
Pomijając winowajców takiego obrotu sprawy oraz tych, których celem jest nadanie systemowi kapitalistycznemu negatywnej konotacji, większość naiwnych i bezrefleksyjnych krytyków kapitalizmu utożsamia ten system właśnie z wystawnymi bankietami w Davos, działaniami Banku Światowego czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego lub planem Sachsa-Balcerowicza, zawężając tym samym ideę wolnego rynku do wybranych aspektów polityki monetarnej, z drugiej zaś strony obwiniając kapitalizm o wszystkie problemy współczesnych, stagnacyjnych gospodarek.
Tymczasem podstawą systemu kapitalistycznego jest kwestia stosunku do własności, która przejawia się w postaci obowiązujących norm prawnych, polityce gospodarczej oraz praktyce dnia codziennego. W tym kontekście reprywatyzacja i prywatyzacja dotyczy przede wszystkim kwestii praw własności; zaś jej celem jest przywrócenie obywatelom praw własności w gospodarce. Pogląd ten jest głęboko osadzony w znanych koncepcjach teoretycznych dotyczących teorii praw własności, teorii cen i kosztów transakcji, teorii konkurencji oraz teorii efektywności. Pod koniec lat 60. minionego wieku H. Leibenstein sformułował teorię efektywności X tłumaczącą konieczność zmniejszania sektora publicznego większą efektywnością podmiotów poddanych presji konkurencji i bezpośredniego nadzoru właścicielskiego. Również Walter Block uważał, że główną przyczyną nieefektywności przedsiębiorstw państwowych i publicznych jest niemożność jasnego określenia właściciela, znane jest słynne prawo Savasa o większej efektywności przedsiębiorstw prywatnych, które to prawo było powtórzeniem niesłusznie zapominanego tzw. Dogmatu Krzyżanowskiego sformułowanego jeszcze w latach 20. XX w.
Kwestia poszanowania własności to również kwestia polityki fiskalnej państwa i jego instytucji, gdyż prawo własności odnosi się nie tylko do własności majątku, ale również do własności dochodów. Wielkość majątku jest pochodną możliwości zarobkowania, dlatego też nadmierne obciążenie obowiązkami podatkowymi jest w rzeczywistości pośrednią nacjonalizacją prywatnego majątku, mającą ten skutek, że szybciej podcina podstawę materialnego i społecznego życia narodu. Egzekucja dochodów pracowników najemnych i przedsiębiorców w celu redystrybucji środków za pomocą biurokratycznej machiny na konta środków polityki społecznej, stosowanie progresywnego systemu podatkowego lub repartycyjnego systemu ubezpieczeniowego nie różni się w istocie od powojennych wywłaszczeń, gdzie głównym kryterium była wielkość przedsiębiorstwa lub liczba zatrudnionych. Dlatego też spostrzeżenie, że „podatek dochodowy pochodzi zarówno jak wiele innych podobnych, a niezbyt pożądanych ludziom zabytków europejskiej cywilizacji, dopiero z epoki najnowszej, nacechowanej strumieniami krwi bratniej”, spisane przez Leona Bilińskiego w okresie, kiedy podatki były niewspółmiernie niskie w stosunku do obecnego stanu rzeczy – powinno szczególnie dzisiaj po wszystkich doświadczeniach minionego wieku stanowić dla wszystkich wymowną przestrogę.
Kapitał to w końcu nie tylko nagromadzone dobra czy strumień dochodów, przykłady dynamicznie rozwijających się nowych gospodarek azjatyckich i negatywne zjawiska w gospodarkach rozwiniętych, na nowo odkrywają takie kategorie, jak kapitał pracy, kapitał wiedzy, kapitał czy potencjał demograficzny itp. Nawet dla największych dotychczasowych krytyków tzw. teorii laborystycznych staje się powoli oczywiste, że praca jest podstawowym kapitałem danym każdemu człowiekowi i że połączenie pracy, i wolności pozwala skutecznie kapitalizować inne dobra. Dlatego też właśnie stosunek do kwestii własnościowej jest odzwierciedleniem sposobu podejścia do największego daru człowieka, czyli wolności i zrozumienia, że w wymiarze materialnym wolność i własność nie mogą zaistnieć każde z osobna, a współistniejąc – stanowią konieczny warunek wyzwolenia społecznej energii nazywanej przedsiębiorczością. A właśnie przedsiębiorczość zakorzeniona w prywatnej własności powinna być głównym wyznacznikiem kapitalistycznego systemu gospodarowania.