Ziemkiewicz: głodzeni socjalizmem

REKLAMA

Stanisław Cat-Mackiewicz w swojej „Europie in flagranti” podejmuje nader frapującą kwestię. Imperium Brytyjskie u schyłku wieku XIX było potęgą nie mającą sobie równej, rozciągniętą prawie na trzecią część globu, dysponującą gigantycznym potencjałem ludności, surowców i do pewnego momentu najlepiej w świecie rozwiniętym przemysłem. Wystarczyło kilkadziesiąt zaledwie lat, aby wszystko to rozsypało się jak domek z kart.

Dokładnie odwrotnie stało się ze Stanami Zjednoczonymi, jeszcze przed pierwszą wojną uważanymi za prowincję świata i kojarzonymi tylko z egzotyką Dzikiego Zachodu. Otóż polityka brytyjska wobec kolonii od zawsze zakładała dławienie ich rozwoju. Z uporem godnym barana Anglicy nie dopuszczali, by w koloniach zbudowano jakikolwiek przemysł, by rozwijały się tam miasta, nawet infrastrukturę sprowadzano do niezbędnego minimum. Zdaniem Anglików, Hindusi, Afrykanie i Azjaci mieli tylko kupować wyroby metropolii. Kolonie były Anglii potrzebne jako rynki zbytu, a żeby dobrze pełniły tę funkcję, nie mogły niczego produkować same.

REKLAMA

Dziś nawet mało zdolny student ekonomii pokaże krzyczący idiotyzm zawarty w tych założeniach. Kolonie, w których nic nie produkowano, nie dysponowały znaczącą siłą nabywczą, a zmuszone do kupowania po paskarsko wyśrubowanych cenach angielskich wyrobów przemysłowych stopniowo ubożały. Korzyści z oczywistego rabunku trwały krótko; na dłuższą metę dławiąc prowincje, Anglia zdławiła siebie samą i już na początku pierwszej wojny światowej jej rozległe imperium było kolosem na glinianych nogach.

Ameryka postępowała inaczej. Każdy przyłączony stan, każde uzależnione terytorium zapełniało się przyjezdnymi przedsiębiorcami z metropolii, którzy z punktu rozkręcali tam rozmaite biznesy. Z czasem Ameryka odkryła, że opłaca się takiemu krajowi udzielić kredytu i handlowych przywilejów, bo gdy stanie on na nogi, nie tylko zwróci dług, ale i stanie się świetnym partnerem w interesach, przyczyniając się do rozwoju Ameryki. Nie opłaca się natomiast utrzymywać tam kolonialnej administracji. Lepiej niech krajowcy się rządzą sami, byle handlowali z Ameryką. Ta polityka okazała się dużo mądrzejsza; ostatnim jej akordem był plan Marshalla ratujący po wygranej wojnie między innymi podupadłą Wielką Brytanię.

Gdyby konferencja w Johannesburgu miała być czymś więcej niż marnowaniem czasu, jej uczestnicy winni zanalizować te dwa przykłady i porównać je z obecnym postępowaniem Zachodu wobec krajów biednych. Niestety, dawna głupota Brytyjczyków zdaje się dzisiaj mieć świetnie, nie tylko w Europie, ale nawet w odwracającej się powoli od wolnego handlu Ameryce.

REKLAMA