Encyklika Spe salvi Benedykta XVI (komentarz)

REKLAMA

Encyklika Benedykta XVI Spe salvi z 30 XI 2007 roku zapewne bardzo długo będzie cytowana i omawiana przez wszystkich tradycyjnych katolików, filozofów („zwykłych” jak i tych zajmujących się polityką). Jest to bowiem tekst, którego nikt chyba się nie spodziewał; zapewne nikt nie wierzył, że po Soborze Watykańskim II z murów Watykanu może wyjść encyklika papieska o tak jednoznacznie kontrrewolucyjnym przesłaniu.

Spe salvi to zapewne najbardziej konserwatywna encyklika jaką zobaczył Kościół katolicki po śmierci Piusa XII (1958), którą porównać można do – zapomnianej zdawało się – tradycji wielkich Piusów i ich encyklik potępiających nowożytność, takich jak Quanta cura wraz z Syllabusem (1864), Vehementer Nos (1906), Pascendi Dominici Gregis (1907), Quas Primas (1925), Humani Generis (1950).

REKLAMA

Nic tedy dziwnego, że środowiska liberalno-lewicowe, ale nie szukające otwartej wojny z Kościołem, a także wewnątrzkościelni religijni moderniści stanęli przed nie lada problemem „jak zjeść tę żabę”. W szczególnie trudnym położeniu znaleźli się moderniści, gdyż Spe salvi oznacza totalną katastrofę ich linii polegającej nie na otwartej negacji tradycyjnego Magisterium, lecz przedstawianiu go jako przestarzałego i nie odpowiadającego dzisiejszemu światu i przeciwstawianiu mu nowszych, a więc rzekomo bardziej aktualnych encyklik posoborowych. Teraz nie da się tego zabiegu kontynuować, gdyż Spe salvi jest najnowsza, a więc – w świetle dziwacznego ujęcia Tradycji przez modernistów – najbardziej ważna i aktualna, mająca moc znoszenia nauczania encyklik wcześniejszych (posoborowych).

Moderniści musieli się więc posunąć do zafałszowania treści Spe salvi. W nieocenionej „Gazecie Wyborczej”, gdzie zresztą fragmenty encykliki zostały przedrukowane, czytamy komentarz Jana Turnaua, który twierdzi, że Spe salvi to po prostu kontynuacja papieskiego nauczania o miłości i nadziei.

Dlatego – kontynuuje publicysta „GW” – „są to myśli – można by rzec – banalne”; co więcej, Turnau pisze tak o papieskim opisie filozofii nowożytnej:

I tu miłe zaskoczenie: papież jest oczywiście wobec tej myśli krytyczny, ale nie dostrzegam częstej u niego skrajnej oceny świeckich poszukiwań nadziej, nie wybrzydza na relatywizm współczesny itd. O ateizmie pisze z wyjątkowym jak na papieża zrozumieniem. (…) Encyklika nie jest głosem zrzędzącego staruszka (J. Turnau: Nie ma nadziei bez Boga, „Gazeta Wyborcza”, 1-2.12.2007).

Czytając te słowa można mieć wrażenie, że ja i cytowana osoba mieliśmy w ręku zupełnie inne wersje Spe salvi: przecież filozofia nowożytna, relatywizm i ateizm zostały tu intelektualnie zmiażdżone i jako systemy intelektualne i jako praktyczna realizacja w postaci socjalizmu najrozmaitszego rodzaju. Nie dostrzec tego, to tak jakby przeczytać Kapitał Marksa i stwierdzić, że jest to ciekawa książka o niektórych aspektach industrializacji…

O czym jest więc Spe salvi? Stanowi radykalne potępienie całej filozofii nowożytnej. Nie jest przypadkiem, że źródła nowożytności wskazane są w filozofii Franciszka Bacona, czyli nawiedzonego filozofa, który wierzył, że za pomocą nauki człowiek odmieni świat stworzony przez Boga i uczyni go lepszym. Tymczasem Jezus rzekł: „Moje królestwo nie jest z tego świata” (regnum meum non est de mundo hoc /J 18, 36/).

I tu tkwi właśnie – zdaniem Ojca Świętego – błąd całej nowożytnej filozofii. Refleksja nowożytna mniej lub bardziej powątpiewa w życie po śmierci, w nieśmiertelność duszy i istnienie Boga. W związku z tym pojawia się w niej idea, że Królestwo Boże może zaistnieć albo na tym świecie, albo człowiek nie doświadczy go nigdy. Dlatego należy odmienić świat społeczny stworzony przez Boga i stworzyć raj ziemski.

Prasowe notatki o encyklice wspominają o polemice Benedykta XVI z marksizmem. Tak, gdyż marksizm jest najskrajniejszą formą tejże wiary w możliwość stworzenia Królestwa Bożego na ziemi, prowadząc w praktyce do totalitaryzmu. I tę mesjanistyczną wiarę Marksa papież odrzuca. Ale odrzuca nie tylko tę próbę kreacji Królestwa Bożego; odrzuca i potępia bowiem wszystkie nowożytne próby stworzenia „lepszych światów” za pomocą nauki, techniki, ekonomii, polityki. Przede wszystkim zaś potępia wszelkie idee inżynierii społecznej, które mają stworzyć Niebiosa na ziemskim padole.

Nie dziwmy się więc, że lewica i religijni moderniści są w szoku. Muszą być. Bowiem ze Spe salvi wynika jednoznacznie, że rolą Kościoła nie jest walka o demokrację, prawa człowieka, sprawiedliwość społeczną, socjalizm. Rolą Kościoła jest nauczanie, że nie są to kwestie specjalnie ważne z perspektywy zbawienia. Katolik bowiem musi wiedzieć, że w życiu doczesnym nie ma doskonałości, nie ma miejsca na wcielenie egalitarnych i socjalnych utopii. Świat jest taki, jaki jest i sprawiedliwość będzie dana ludziom dopiero na Sądzie Ostatecznym.

REKLAMA