Korwin Mikke: ein Reich, ein Volk, ein Euro

REKLAMA

Przed i podczas II wojny światowej narodowo-socjalistyczni „ekonomiści”…

(piszę ten wyraz w cudzysłowie, gdyż socjalista oczywiście nie może być ekonomistą! Ludzie ci – narodowi socjaliści znaczy się – o gospodarce mieli pojęcie całkowicie wypaczone… ale w dzisiejszym świecie „ekonomista” to nie jest facet znający się na ekonomii, lecz jegomość mający dyplom jakiegoś Wydziału Ekonomii na jakimś uniwersytecie czy choćby w Wyższej Szkole Gotowania na Gazie. Nazwanie socjalisty ekonomistą to tak, jak nazwanie kogoś z PGR-u „zoologiem”. Socjaliści umieją zapędzić firmę do rozmaitych prac, wydawać jej nakazy – ale nie mają pojęcia, jak gospodarka naprawdę działa. Innymi słowy: mylą naukę o tym, jak las rośnie – z umiejętnością wyrębu drzew).

REKLAMA

… domagali się stworzenia w Europie (ma się rozumieć: w Europie całkowicie opanowanej przez III Rzeszę i jej satelitów) – jednej wspólnej waluty. Socjaliści bowiem nienawidzą różnorodności – wszystko musi być ujednolicone, podporządkowane urzędnikom – a urzędnikowi, jak wiadomo, o wiele łatwiej rządzić czymś ujednoliconym. Śp. Charles de Gaulle wzdychał, na pół tylko żartobliwie: „Jak można rządzić krajem, w którym jest 1200 gatunków sera?”

Co prawda urzędnicy Wspólnoty Europejskiej dostrzegli w tym pewne plusy – 1200 gatunków sera to możność zatrudnienia 3600 nowych urzędników do kontroli jakości – dlatego właśnie Komisja Jewropejska mogła się zajmować problemem jakości góralskich oscypków (problem procentu tłuszczu w jogurcie był przez dwa tygodnie omawiany w tym zabawnym ciele, jakim jest Parlament Europejski – mający zresztą tylko „głos doradczy”…) – jednak co do pieniądza, to już nie popuścili. Musi być jeden, wspólny – i już!

Problem polega na tym, że kilka państw – np. Królestwo Szwecji i Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – wcale nie mają zamiaru rezygnować z własnej waluty. W Szwecji sprzeciwia się temu 65%, a na Wyspach Brytyjskich 78% poddanych tamtejszych władców. Pal licho mieszkańców, którzy o gospodarce mają dość zielone pojęcie i kierują się raczej sentymentem i hasłami obrony suwerenności swoich państw – ale ekonomiści (nawet „ekonomiści socjalistyczni”) robią raptownie w tył zwrot – a to z powodu Irlandii.

Otóż Irlandia miała ogromne tempo wzrostu do 1 I 2002, kiedy to nieopatrznie wprowadziła euro. W ciągu pół roku tempo rozwoju spadło o 3%. Co prawda: jednocześnie podniosła CIT z 10% na 12,5% – ale… fakty są faktami. Mimo że Irlandia na tle reszty Europy nadal wypada bardzo dobrze, to liczby nie kłamią!!!

Niestety: dzisiejsi naśladowcy narodowych socjalistów, rządzący w Berlinie, Brukseli i (tak, tak…) w Paryżu, małpują niemal co do joty rozwiązania wypracowane przez pracowników naukowych nazistów. Ein Reich, ein Volk, ein Euro. Gdyby udało im się utworzyć ein Reich, czyli Unię Europejską, to oczywiście ujednoliciliby wszystko, z pieniądzem na czele. Ein Volk? Oczywiście: czyż inny socjalista, Józef W. Dżugaszwili (czyli tow. „Stalin”) nie mówił o „narodzie sowieckim”? Różnica między Hiszpanem a Polakiem czy Szwedem jest znacznie mniejsza niż między Czukczą, Azerem, Estończykiem i Rosjaninem lub między Murzynem z Harlemu, Chińczykiem z Chinatown, Indianinem z rezerwatu w Dakocie i protestantem z Ohio – a przecież mówi się o „narodzie amerykańskim”. To czemu nie o „narodzie europejskim”? Gdyby udało IM się – tfu, tfu: odpukać – tę Unię Europejską utworzyć, to zaczęliby tak mówić na drugi dzień po ratyfikacji unio-konstytutki! A dlaczego wspólny pieniądz jest zły? Bo likwiduje wolną konkurencję walut! Jasne – czy mam truć dalej?

W bieżącym numerze NCZ! (na stronie i w sprzedaży jeszcze dziś w nocy) pojawi się szereg świetnych artykułów o czekającej nas 13 grudnia utracie niepodległości… Podobno będzie też można kupić pojedynczy numer e-wydania (a nie całą e-prenumeratę).

REKLAMA