O podniesieniu wieku emerytalnego kobiet

REKLAMA

W ostatnim czasie coraz głośniej mówi się o konieczności podniesienia wieku emerytalnego kobiet lub – wzorem państw zachodnioeuropejskich – wszystkich (pod przymusem) ubezpieczonych.

Powyższy pseudoproblem jest jednym z przykładów uzasadniających słowa śp. Stefana Kisielewskiego, że socjalizm polega na bohaterskiej walce z problemami nie znanymi w żadnym innym systemie. Zastanówmy się bowiem – po co właściwie funkcjonuje ów „wiek emerytalny” czy „minimalny staż pracy”?

REKLAMA

W idealnym (tzn. wolnorynkowym) systemie każdy obywatel mógłby zawrzeć dowolną umowę z przedsiębiorstwem oferującym usługę pomnażania kapitału na emeryturę. Jeśli zgodnie z podpisaną przez niego umową zobowiązałby się o­n do oszczędzania kapitału do 50-tego, 60-tego czy 70-tego roku życia czy też przez 30, 40 czy 50 lat, to jest to jego indywidualna sprawa. Chcącemu nie dzieje się krzywda – i tyle.

Nawet w systemie o wiele mniej idealnym – w postaci ZUS – można byłoby przyjąć bardziej sprawiedliwe zasady przyznawania emerytur. Jeśliby chcieć realizować całkiem słuszną zasadę, że wysokość emerytury powinna zależeć od wysokości zgromadzonego kapitału oraz od statystycznej długości życia, gołym okiem widać, że ustanowienie wieku emerytalnego czy minimalnego stażu pracy w ogóle nie jest potrzebne. Wystarczyłoby opracować jasny algorytm dopisywania odsetek do zgromadzonych kwot i zrobić kalkulator wyliczający wysokość emerytury w zależności od wspomnianych dwóch czynników. W ten sposób każdy ubezpieczony mógłby w dowolnej chwili obliczyć sobie wysokość emerytury, którą otrzymywałby gdyby zdecydował się przejść na emeryturę jutro.

W takim systemie bodźcem do dalszej pracy (lub jej zaniechania) byłaby kwota emerytury możliwa do uzyskania z systemu emerytalnego oraz indywidualne priorytety ubezpieczonych. Oczywiście każdy powinien mieć prawo do przejścia na emeryturę w dowolnie wybranym przez siebie momencie. Jeżeli trzydziestolatek, który przepracował 2 lata i zgromadził 10.000 złotych, któremu statystycznie do końca życia zostało czterdzieści wiosenek, byłby zadowolony z emerytury w wysokości w wysokości 5 złotych – jego sprawa. Jeśli siedemdziesięciolatek, który przepracował 50 lat i odłożył 1.000.000 złotych uznałby, że kwota 20.000 złotych miesięcznie to dla niego za mało i chciałby pracować dalej – jego decyzja. Chcącemu nie dzieje się krzywda…

Jak widać mechanizmy ekonomiczne sprawiałyby, że każdy przechodziłby na emeryturę w momencie, w którym zdecydowałby, że wysokość emerytury spełnia jego indywidualne oczekiwania i odzwierciedla jego preferencje. Ponadto rozwiązane byłyby od razu inne problemy, z którymi aktualnie walczy rząd i z tego co widać – walczył będzie jeszcze długo:

Po pierwsze – kwestia uprzywilejowanych grup zawodowych uprawnionych do wcześniejszej emerytury. Po zniesieniu wieku emerytalnego i minimalnego stażu pracy dyskusje na temat „czy górnicy powinni móc wcześniej odchodzić na emerytury” urwałyby się jak nożem uciął. Jak chcą – niech przechodzą. Po prostu zgromadzą mniejsze kwoty i zostanie im większa statystyczna długość trwania życia, czyli dostaną nieco mniejsze emerytury. Ich wola.

Po drugie – zniknąłby problem czy wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn powinien zostać zrównany. Czemu w końcu o tym miałby decydować urzędnik? Niech to rozstrzygną po prostu ludzie – o­ni zawsze podejmą lepsze dla siebie decyzje. A przy okazji tego urzędnika można zwolnić – po co ma obciążać budżet?

Po trzecie – rozwiązałaby się kwestia ludzi nieuleczalnie chorych, których obecny system zmusza do płacenia składek na coś, z czego nie będą mieli szansy skorzystać. Z tym akurat rząd nie walczy, ale UPR niejednokrotnie wspominał o niemoralności obecnych uregulowań prawnych.

Po czwarte – pamiętajmy o problemie, który pojawi się za kilka-kilkanaście lat. Wtedy okaże się, że pewna część osób, które osiągnęły wiek emerytalny, nie przepracowała minimalnego stażu pracy z powodu bezrobocia, które trapiło nasz kraj kilka lat temu. Oczywiście problem ten urośnie do rangi „problemu społecznego” wymagającego podjęcia zdecydowanych działań przez rząd. Jestem absolutnie przekonany, że któraś z partii pragnąc zagospodarować ten elektorat doprowadzi do uprzywilejowania kolejnej grupy osób, które „nie z własnej winy” utraciły pracę. Bo na realizację pomysłu zniesienia minimalnego stażu pracy jakoś szczególnie nie liczę…

Po piąte – miejmy na uwadze, że statystyczna średnia długość trwania życia się systematycznie zwiększa. Przy sztywnie ustalonym wieku emerytalnym rząd ma dwie możliwości:
– podwyższyć wiek emerytalny narażając się na przegraną w kolejnych wyborach, a jednocześnie łamiąc zasadę, że prawo nie działa wstecz (bo oczywiście taka zmiana, jeżeli miałaby respektować zasadę nie działania prawa wstecz, powinna dotyczyć wyłącznie osób, które nie zapłaciły jeszcze ani jednej składki na ubezpieczenie emerytalne, ewentualnie wyraziły dobrowolnie na to zgodę)
– nie zrobić nic doprowadzając do jeszcze większego deficytu budżetowego.
Jakby nie patrzeć – obie opcje są złe. Jeżeli jednak statystyczna średnia długość życia jest jednym z dwóch czynników determinujących wysokość emerytury, to po prostu ZUS proponowałby coraz niższe kwoty emerytur. Tym samym zaś – ludzie byliby bardziej skłonni pracować dłużej, w dodatku całkiem dobrowolnie…

Zobaczmy więc ile zła przynosi odejście od zdrowych rynkowych schematów i zastąpienie ich socjalistycznym systemem „płacisz ile każemy, a na starość państwo ci zapewni emeryturę”. Zwróćmy też uwagę na to, ile problemów rozwiązałoby samo ulepszenie socjalizmu w postaci zniesienia wieku emerytalnego i minimalnego stażu pracy. A teraz pomyślmy ile korzyści przyniosłoby nam wprowadzenie w dziedzinie ubezpieczeń emerytalnych najdoskonalszego wynalazku – wolnego rynku…

Na koniec zaś zagadka: jaki był główny argument Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego użyty podczas zaskarżenia do Trybunału Konstytucyjnego faktu, że kobiety mają niższy o 5 lat wiek emerytalny? Otóż taki, że mając PRAWO do przechodzenia na emeryturę wcześniej, kobiety są DYSKRIMINOWANE, bo ich emerytury będą przez to niższe…
Gdyby to był występ kabaretu, to bym się śmiał do rozpuku. Niestety to szara polska rzeczywistość.

(źródło)

REKLAMA