Inny punkt widzenia: o. Tadeusz Rydzyk wizjonerem?

REKLAMA

Rydzyk bierze port”, donosi na pierwszej stronie weekendowego wydania „Gazeta Wyborcza”. Ba, w podtytule epatuje porażającymi słowami – w spalonym aucie Julii Pitery były dokumenty, które ukazują, jak o. Rydzyk przejmuje port na Wiśle. Papiery ocalały i trafiły w nasze ręce. Poszliśmy ich śladem. No i rzeczywiście poszli.

Dowiadujemy się, że sporna działka o pow. 1,35 ha zwana Portem Drzewnym leży pięć minut autem od centrum Torunia, w granicach miasta, a jednocześnie w plenerze. Łąki przechodzą tu w zadrzewiony cypel. Świeże powietrze, cisza (…). Kupując taki grunt na wolnym rynku, zakonnik musiałby zapłacić 2-3 mln, bo cena metra w Toruniu waha się od 150 do 250 zł. Przezornie organ Michnika nie dodaje, że nie ma możliwości kupienia gruntów od Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej (RZGW), który w imieniu państwa sprawuje nad nimi nadzór. W grę wchodzi jedynie dzierżawa i to na terenach zalewowych, co czyni je atrakcyjnie wątpliwe. Porównywanie ich zatem do ceny gruntów miejskich jest, delikatnie mówiąc, chybione.

REKLAMA

Dalej, z wypiekami na twarzy, dowiadujemy się, że umowa dzierżawy została zawarta 23 października, trzy dni po wyborach. Czynsz – 41 tys. rocznie (3 złote za metr!) – jest wielokrotnie niższy od cen rynkowych. W Toruniu ceny zaczynają się od 15 zł rocznie (za metr). I znowu trzeba by się żachnąć na sens porównywania cen dzierżawy terenów niezalewowych z zalewowymi, ale cóż poradzić. Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Mariusz Gajda na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poinformował, że redemptoryści byli jedynymi w tym czasie chętnymi do dzierżawy działki w Porcie Drzewnym, oraz że stawka, jaką płacą za dzierżawę jej, jest zgodna z obowiązującymi przepisami i taka, jak dla dzierżawcy komercyjnego. Na konferencji prasowej zbijał punkt po punkcie „argumenty” dziennikarzy “Wyborczej”, wykazując ich dziennikarską niewiedzę w zakresie prawa, procedur i terminów obowiązujących w sprawie, o której w sensacyjnym tonie napisali. Pytań w związku z tym do pana prezesa było nadzwyczaj niewiele.

W podobne tony uderzył również weekendowy „Dziennik”, o którym „Gazeta Wyborcza” pisała uroczo swego czasu „Der Dziennik”, a który w tekście „Czysty biznes ojca Rydzyka” zapowiada: Jeśli fundacja “Lux Veritatis” ojca Tadeusza Rydzyka wybuduje geotermalną elektrociepłownię, na długie lata zapewni sobie wielomilionowe zyski ze sprzedaży energii. Angażując się w uzyskanie ekologicznej energii odnawialnej, dyrektor Radia Maryja po raz kolejny potwierdził, że jest genialnym biznesmenem.

Okazuje się, że to, co w Unii Europejskiej ma zielone światło (odnawialne źródła energii), w Polsce takiego światła już nie ma, o ile stoi za tym osoba duchowna. Ba, prekursorskie działania w zakresie wód geotermalnych, w imię niepojętej złośliwości, mogą zostać utrącone i odwleczone w czasie na wiele lat, tylko dlatego, że realizuje je osoba nie lubiana przez postępowe salony i redakcje. Wskazuje na to expressis verbis Krzysztof Masiak, członek rady nadzorczej Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, będący również członkiem Platformy Obywatelskiej, który w wywiadzie dla „Dziennika” uczciwie mówi: Kontrowersje wzbudza nie wniosek, tylko osoba o. Rydzyka, który wywołuje zainteresowanie opinii publicznej. Gdyby odwierty geotermalne robił jakiś zwykły człowiek, nie byłoby w ogóle tematu. W momencie składania wniosku o dotacje przez “Lux Veritatis” nie było żadnych innych, na początku roku nikt w Polsce nie był zainteresowany prowadzeniem odwiertów geotermalnych, a środki czekały.

Dalej dodaje niezwykle interesującą wypowiedź: Na tym właśnie polega genialność pomysłu o. Rydzyka. Niewątpliwie ma on doskonały zmysł biznesowy. Ta elektrociepłownia zapewni mu olbrzymie dochody na długie lata. Co więcej, ponieważ Unia Europejska stawia na energię odnawialną, o. Rydzyk może liczyć stale na unijne dotacje na ten cel. O. Rydzyk okazał się człowiekiem na czasie, jak były wiceprezydent USA Al Gore, który dostał w tym roku Pokojową Nagrodę Nobla za zaangażowanie ekologiczne.

Zatem nie prekursorskość ojca Dyrektora w dziedzinie wdrażania nowoczesnych technologii budzi największe emocje, ale fakt, że może on (choć nie musi) odsprzedawać pozyskiwaną energię i czerpać z tego środki na utrzymanie swojej inwestycji. I to bardzo boli określony zestaw mediów, które karmiąc się sensacją i ratując spadające nakłady, konfabulują i „produkują” tematy, byle zatrzymać czytelnika i widza, w przeciwieństwie do o. Dyrektora. Ten, nie dość że media również posiada (prasa, radio, tv), to na dodatek potrafi wizjonersko patrzeć w przyszłość, przemieniając to patrzenie w konkret i czyn. Stało się to dla wielu żurnalistów dojmującą obsesją, i to niestety, z dnia na dzień pogłębiającą się.

Rację ma Ryszard Legutko, charakteryzując świat dziennikarski, kiedy mówi: W ostatnich latach liczba dziennikarzy gwałtownie się zmniejszyła, choć przybyło nazwisk. (…) Oprócz dziennikarzy leniuchów jest niemała liczba dziennikarzy ideologów. Najbardziej nabzdyczeni ideologicznie są dziennikarze „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, „Newsweeka” i kilku innych pism oraz niektórych stacji telewizyjnych. Oni nie przekazują informacji. Oni walczą o Polskę światłą. Przy nich dziennikarze telewizji Trwam są wzorem bezstronności. (…) Mój stosunek do dziennikarzy był zawsze ambiwalentny. Za komuny nienawidziłem ich serdecznie, bo – jak trafnie pisał Kisiel – mieliśmy wówczas jednego dziennikarza posługującego się wieloma nazwiskami. Za wolnej Polski ten radykalny stosunek uległ zmianie, ale nie na tyle, by uznać tę grupę za szczególnie zasługującą na lubienie. Liczba dziennikarzy istotnie się zwiększyła – jest ich zdecydowanie więcej niż jeden – lecz nadal znacznie ustępuje liczbie dziennikarskich nazwisk. Nic dodać, nic ująć.

Legutko nie kończy na tym swojej charakterystyki dziennikarskiego świata i celnie dopowiada: Polscy dziennikarze mają poglądy i to jest podstawowa rzecz, która rzuca się w oczy. Te poglądy są dla nich bardzo ważne, ponieważ ukrywają lenistwo i pozwalają mniemać, że wykonują jakąś szczególną misję dla dobra Polski. Sporządzanie materiału medialnego staje się przede wszystkim okazją do udowodnienia, że nie są byle kim, lecz istotą mającą poglądy. Stąd owe materiały muszą być krytyczne, prześmiewcze, ironiczne lub lizusowskie. Prawie nigdy nie są analityczne. A ponieważ dzisiaj każdy ma poglądy, więc u większości dziennikarzy działa mechanizm mimikry.

Nie mam do dziennikarzy pretensji o to, że mają poglądy. Ma je każdy. Mam jednak do nich żal, że glajszlachtują swój zawód w imię tzw. „newsa”; że łżą w żywe oczy i konfabulują; że myślą o sobie jako kaście wybranej; że nazbyt uwierzyli, iż są czwartą władzą. Owszem, w jakimś sensie tą władzą są, tyle że niewybieralną i nieweryfikowalną w żaden demokratyczny sposób. Łżą tak samo jak politycy, adwokaci, lekarze i bankierzy. Jako osoby zaufania publicznego, są ani lepsi, ani gorsi od wyżej wymienionych. Mają jedynie znacznie większą siłę rażenia niż pozostali uczestnicy życia publicznego. Czynią z tego użytek różny – z roku na rok coraz bardziej wątpliwy moralnie. Sprowadzili zawód dziennikarza do poziomu magla, dlatego od dawna nie przejmuję się mediami, ani tym co napiszą, ani tym, co puszczą w eter. Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie można bowiem przejmować się czymś lub traktować poważnie czegoś, co poważne nie jest.

(źródło)

Od Redakcji:

1. dział „inny punkt widzenia” powstał, aby pobudzać do dyskusji w oparciu o teksty, które nie zawsze wpisują się w nurt konserwatywnego – liberalizmu. Jeśli nie zgadzasz się z przedstawionymi w felietonie tezami – wypowiedź się i porządnie uzasadnij!  

2. wpisy nie odnoszące się do tematu oraz wulgarne będą usuwane; konta osób, które piszą posty posługując się kilkoma pseudonimami zostaną zablokowane; jeśli ktoś nie zgadza się z Twoim zdaniem: a) zignoruj to b) podyskutuj; uprasza się jednak o niewysyłanie na adres redakcji próśb o zablokowanie czyjegoś konto „bo XXXX bredzi” (każdy pisze na poziomie, na jaki pozwala mu jego własny intelekt – nikt nie zmusza Cię do wdawania się w dyskusję)         

REKLAMA