Już za kilka miesięcy będzie można trafić do więzienia za rysunki lub komiksy przedstawiające “pornografię dziecięcą”. Ministerstwo Sprawiedliwości opracowało właśnie projekt stosownych zmian w prawie. Można o tym poczytać w “Polska – The Times” oraz “Dzienniku”.
Wszystko oczywiście pod hasłem ochrony dzieci przed pedofilami. Tylko jakoś nikt nie zauważa, że w procesie tworzenia takich rysunków – w przeciwieństwie do zdjęć lub filmów – nie uczestniczą żadne realnie istniejące dzieci. Żadne dziecko nie jest i nie może być krzywdzone w wyniku tego, że ktoś sobie coś narysuje na papierze lub komputerze. Kogo więc tak naprawdę mają chronić nowe przepisy?
Być może komuś wydaje się, że możliwość oglądania “wirtualnej pornografii dziecięcej” prowadzi do tego, że osoby ją oglądające zaczynają bardziej akceptować pedofilskie zachowania i być może w pewnych sytuacjach skłania je to do rzeczywistego molestowania dzieci? Jeśli tak, to czy jest to poparte jakimiś obiektywnymi danymi naukowymi?
Bo w 2002 roku podobne prawo wprowadzone w USA zostało uchylone przez Sąd Najwyższy, który uznał, że zabrania ono wypowiedzi, która “nie utrwala żadnego przestępstwa i nie powoduje żadnych ofiar przy jej produkcji”. Przedstawiciele rządu bronili wówczas przed sądem tezy, że oglądanie takiej treści “może skutkować tym, że oglądający może uznać seksualne wykorzystywanie dzieci za akceptowalne, a nawet preferowane”. Badania przeprowadzone później przez B. Paula z Uniwersytetu Indiany i D. G. Linza z Uniwersytetu Kalifornii tej tezy jednak nie udowodniły, w szczególności nie potwierdziły żadnych związków pomiędzy oglądaniem pornograficznych zdjęć symulujących zdjęcia małoletnich, a akceptacją dla realnej pornografii dziecięcej.
A czy ktoś wziął pod uwagę, że możliwa jest sytuacja odwrotna – że niektóre osoby, tak czy inaczej posiadające skłonności pedofilskie i nie mogące zaspokoić ich przez oglądanie “wirtualnej” pornografii, poszukają rozładowania swoich popędów w “realu”?
(źródło: blog p. Jacka Sierpińskiego)