Naucz się i zapomnij – USA kontra partyzantka

REKLAMA

Właściwie cała historia Stanów Zjednoczonych to dzieje potęgi. USA wygrały właściwie wszystkie wojny, w których walczyły. Potęga sprawiła, że większość konfliktów zagranicznych to wojny regularne. Wojny partyzanckie są znakiem słabości.

Dlatego Amerykanie walczyli jako partyzanci tylko w wyjątkowych sytuacjach: w czasach kolonialnych – w krwawych wojnach z Francuzami i Indianami, w desperackiej wojnie o niepodległość oraz w bratobójczej wojnie między stanami.

W większości przypadków – choćby w czasie II wojny światowej – amerykańskie operacje specjalne (komandoskie, partyzanckie) były podporządkowane niemal całkowicie wymogom
wojny regularnej. Jednak wiele małych konfl iktów wymagało od USA stworzenia i włączenia do akcji środków antypartyzanckich. W przeciwieństwie do wojen regularnych, które
były krótkie i zwycięskie, walki z partyzantami zwykle toczyły się długo i bez jednoznacznego zwycięstwa. Czasami krótkie starcia regularne przemieniały się w przedłużające się kampanie – na przykład powstanie na Filipinach po wojnie hiszpańsko- amerykańskiej. Najgorszą klęską w historii USA jest naturalnie partyzancka wojna w Wietnamie. Z drugiej strony,
najbardziej szczęśliwe zakończenie miała walka przeciw kierowanemu przez komunistów ruchowi Hukbalahap w latach 40. i 50. ubiegłego wieku na Filipinach. Mimo to „Amerykanie nigdy nie czuli się dobrze w sytuacjach walk nieregularnych. Sukces zawsze wynikał z improwizacji, a klęska – z niewiedzy na temat prawdziwej natury wroga oraz z całkowitego przemęczenia wojną. Zwycięstwa, które miały miejsce, bardzo rzadko pamiętano i nie włączano lekcji z nich płynących do ofi cjalnej polityki. Zapominano o nich – albo dla wygody
albo specjalnie”. Jak ma się to wszystko do Iraku? W swej realistycznej syntezie „Ścigając duchy – wojna nieregularna w amerykańskiej historii” („Chasing Ghosts: Unconventional
Warfare in American History”) mój kolega z uczelni, John Tierney, tłumaczy wojnę w Iraku poprzez bezwzględną wiwisekcję przeszłości. Twierdzi, iż mimo że historia się nie powtarza, analogiczne sytuacje zachodzą cyklicznie. A Ameryka się nie uczy. W Iraku Stany Zjednoczone ponownie człapią w bagnie partyzanckim – jak nieraz w swoich dziejach. Według badacza, „wojsko chrzani walkę, opinia publiczna wojnę kwestionuje, opozycja się uaktywnia, tworzy się strategie wycofania się i po pewnym czasie grzebie się to, co kiedyś było honorowymi, ale chybionymi intencjami”. Najpierw – w początkowej, regularnej fazie – Ameryka pozornie triumfuje. Wojsko jest przepełnione euforią, opinia publiczna jest usatysfakcjonowana, oczekując szybkiego powrotu żołnierzy do domu. Tymczasem operacje oczyszczające zaczynają się ślimaczyć, a następnie niespodziewanie wybucha powstanie. USA starają się je stłumić za pomocą konwencjonalnej taktyki piechoty, ale to zwykle nie udaje się. Opinia publiczna w USA zobojętnia się, a następnie wykazuje zmęczenie. Amerykańskie grupy antywojenne podniecają się, często łącząc swój sprzeciw wobec zagranicznej interwencji wojskowej ze sprawami społecznymi w USA.

REKLAMA

Z drugiej strony, na froncie tubylczy powstańcy odwołują się do nacjonalizmu i stosują terror w stosunku do swych rodaków, aby zdobyć i utrzymać ich poparcie. Partyzanci mają na celu przedłużyć wojnę i sprawić, aby była jak najbardziej krwawa, bowiem mają nadzieję, że interwencję zbrojną USA zakończy amerykańska opozycja antywojenna. Gdy w wyniku
działań pacyfi stycznych u siebie w domu Stany Zjednoczone utracą wolę walki, Amerykanie bezwzględnie padną też na polu bitwy – zanim uda im się przekonać okupowaną ludność o konieczności zaniechania powstania. Tierney pokazuje jednak, że USA nie muszą koniecznie ponieść klęski. Kluczem do sukcesu jest zrozumienie kultury wroga. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ludność z jednej strony chce prawa i porządku, a z drugiej – że powstańcy nie cieszą się powszechnym poparciem wśród ludu. Zwykle partyzanci – od Meksyku przez Nikaraguę do Iraku – zabijają więcej własnych rodaków niż Amerykanów. Mądry okupant powinien wiedzieć, jak wyzyskać takie napięcia w szeregach wroga. Tierney twierdzi, że USA mają dwie możliwości: albo okupować kraj w sposób totalny, albo podminować poparcie dla partyzantki za pomocą sprawnego i postępowego rządu. Gdy nie ma woli, aby
zastosować to pierwsze, albo jeśli to drugie jest niemożliwe – szanse na sukces są odległe”. Aby wygrać, należy szybko porzucić taktykę regularną na rzecz nieregularnej. Środki kontrpartyzanckie powinny łączyć metody policyjne i rozwiązania polityczne. Amerykanie powinni znaleźć miejscowych kolaborantów i powoli przekazywać im władzę. USA powinny wyszkolić miejscowe siły pomocnicze. Małe oddziały amerykańskich komandosów powinny wspomagać tubylcze nieregularne formacje kontrpartyzanckie. Agresywne ofensywy antypowstańcze powinny iść ręka w rękę ze szczodrobliwymi ofertami amnestyjnymi skierowanymi do partyzantów. Należy chronić i wspierać kolaborujących miejscowych urzędników. Powinno się wcielić w życie program szerokich reform, aby przekonać ludność do siebie. Reformy te powinny obejmować prace publiczne oraz redystrybucję ziemi. To jest wszystko tak bardzo proste, że po prostu nie mieści się w głowie, iż tyle czasu upłynęło, zanim USA zaczęły działać w Iraku według tego scenariusza. Tierney tłumaczy, że błąd ten wywodzi się z braku pamięci instytucjonalnej wśród amerykańskiego establishmentu – ekspertów od wojska i polityki zagranicznej. Wielu z nich po prostu gardzi historią. Dlatego są na zawsze skazani na ponowne wynajdywanie koła. Problem ma podłoże strukturalne: „większość amerykańskiej kultury politycznej jest strategicznie »ahistoryczna «. W wyniku tego mamy bardzo wąską perspektywę pozwalającą na robienie polityki czy na ocenianie jej w odpowiedni sposób”. Dlatego też w sensie politycznym Stany Zjednoczone są bardzo kiepsko
przygotowane do sprostania realiom okupacji i wojny przeciwpartyzanckiej. Co do wojska, to generalicja gardzi nieregularną wojaczką i operacjami specjalnymi. Według szefostwa sił zbrojnych, wszystkie wojny Ameryki wygrano środkami regularnymi. Dotyczy to też Zimnej Wojny. Operacje specjalne i wojna partyzancka nie mają znaczenia strategicznego.

Znaczenie ma jedynie to, czy USA potrafi ą wygrać gigantyczne zapasy regularnych armii – takie jak I czy II wojna światowa. Wojskowi przyznają, że niektóre konfl ikty nieregularne irytują i zawstydzają, ale nie przesądzają one strategicznego wyniku, który wpływałby na hegemoniczną pozycję USA na świecie. Z tego punktu widzenia nawet klęska w Wietnamie i gdzie indziej nie miała znaczenia. Wprost przeciwnie – nie zgadza się Tierney. Każda klęska jak najbardziej się liczyła. Przegrana Ameryki w Wietnamie i w wojnach plenipotenckich na całym świecie podbechtała wrogów wolności i przygnębiła jej zwolenników. Można argumentować, że Zimna Wojna skończyłaby się prędzej, gdyby Stany Zjednoczone pokazały determinację w opanowywaniu „wojny pcheł” i gdyby stale zwyciężały nad komunistami. Aspekt psychologiczny amerykańskiego zwycięstwa w „małych wojnach” jest niesamowicie
ważny. Dodaje on animuszu rycerzom wolności i odbiera odwagę terrorystom – czy to komunistycznym, czy islamskim. Właśnie w tym kontekście liczy się wynik konfl iktu w Iraku. John Tierney napisał użyteczną syntezę natemat walk przeciwpartyzanckich w kulturze amerykańskiej. Wątpimy jednak, czy władcy Imperium nauczą się i zapamiętają.

Znalezienie owoców wzrostu do podzielenia staje się coraz pilniejsze. Podpowiem pp. Politykom, że należy ich szukać na wierzbie.

W internetowej księgarnii pojawiły się nowe pozycje. Osoby mieszkające w Warszawie zamówienie mogą odebrać osobiście:

Dekadencja (Janusz Korwin-Mikke): Zmian kulturowych, które zachodza w Unii Europejskiej nie da sie ukryc. Nie da sie tez ukryc, ze zmiany te nie sa spontaniczne, a starannie planowane. Czy winic trzeba, tak jak JKM – dekadencje?

Kosciol a wolny rynek (Thomas Woods): Katolicka obrona wolnego rynku. Czy bieda jest blogoslawiona, a bogactwo przeklete? Ksiazka o tym, ze liberalizm, jak niewiele innych pradow umyslowych, jest bliski nauczaniu Chrystusa, ktory w swoich naukach uwalnial czlowieka z wiezow opresyjnej wladzy i zakazow odbierajacych mu godnosc i wolna wole…

Ekonomia Wolnego Rynku. Tom 1 i Tom 2 (Murray Rothbard): Wreszcie w Polsce! Pierwszy tom najwazniejszego dziela amerykanskiego profesora Murraya N. Rothbarda, najwybitniejszego ucznia samego Ludwiga von Misesa! Ksiazka lamie monopol przestarzalych, nieaktualnych i falszywych podreczników ekonomii obowiazujacych na polskich uczelniach.

________________________________________________________
zachęcam do odwiedzenia internetowej księgarni nczas.com

KSIĄŻKI JANUSZA KORWIN MIKKE W ATRAKCYJNYCH CENACH!

● tylko wyselekcjonowane pozycje książkowe najlepszych Autorów!
● stawiamy na jakość, nie na ilość!
● książki wysyłamy dwa razy dziennie (tylko priorytetem)
● już wkrótce nowe kanały płatności

________________________________________________________
zachęcamy do zamówienia e-prenumeraty Najwyższego Czasu!

● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com – KAŻDA wpłacona złotówka przekłada się na ilość tekstów na stronie
● 10 kolejnych numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)

Kliknij tutaj aby zamówić e-prenumeratę

REKLAMA