Niemoralność strajku

REKLAMA

Prawo do strajku jest reliktem socjalizmu. Obecnie powinno zostać zastąpione 1prawem pracodawcy do wyciągania konsekwencji w sytuacji przemocy ze strony związków zawodowych. Kolejne fale protestów – służby zdrowia, górników, nauczycieli – każą się zastanowić, czy instytucja strajku jest usprawiedliwiona w gospodarce rynkowej i czy przypadkiem nie jest nadużywana za sprawą utożsamiających się z socjalizmem central związkowych. Strajk jako forma protestu jest wpisany w funkcjonowanie gospodarki socjalistycznej. Pracownik wyzyskiwany przez państwo niemal nigdy nie jest zadowolony ze swojej sytuacji pracowniczej i materialnej. Dlatego wskutek braku rynkowej konkurencji oraz innych narzędzi wpływu na swojego pracodawcę (państwo) często sięga do radykalnych form protestów, takich jak okupacja zakładów czy przerywanie pracy. Spoglądając na charakter ostatnich strajków w Polsce, można wyciągnąć analogiczne wnioski. Strajkującymi są wyłącznie grupy z sektorów nie sprywatyzowanych. Zauważmy, że sprywatyzowana służba zdrowia nie strajkuje. Nie strajkują także nauczyciele uczelni niepublicznych. Natomiast do strajku dołączyli górnicy – co z tego, że z firmy prywatnej, skoro sowicie korzystającej z państwowych dotacji i gwarancji.

Jest mi trudno pisać te słowa, ponieważ mieszkam kilkanaście kilometrów od kopalni Budryk, a być może pracownicy tej kopalni są moimi sąsiadami. Wiem jednak, że Ornontowice to nie zabita dechami dziura, gdzie na niedzielny obiad podaje się wióry ze szpadla popijane moczem, lecz jedna z najdynamiczniej rozwijających się gmin w Polsce, a kopalnia od lat daje wielu rodzinom stabilne miejsca pracy. Sytuacja z Budryka jest jakby żywcem wyjęta z Ewangelii na Niedzielę Starozapustną, którą mogliśmy usłyszeć przed tygodniem, traktującej o robotnikach mających pretensję do pana o zarobki innych, mimo że sami otrzymali umówioną kwotę. Niestety muszę zgodzić się z jedną z wypowiedzi prezesów spółki, że ten strajk nie jest strajkiem o chleb, lecz o kino domowe. Rozumiem rozgoryczenie pracowników, którzy chcieliby zarabiać co najmniej tyle, ile ich koledzy z innej kopalni, ale jest to walka mających dużo (w porównaniu np. do tych zakątków Śląska, gdzie kopalnie upadły, a bieda jest czymś namacalnym), aby mieć jeszcze więcej. Ludzie, obudźcie się! Nie żyjemy na Białorusi czy w Sudanie, tylko mieszkamy w jednym z bogatszych krajów świata! Naturalnie każdy ma prawo zbierać na kolejny telewizor plazmowy, tym razem do sypialni, zamiast np. dawać na misje, ale niech nie doszukuje się w tym przejawu moralności i nie wymaga od współobywateli poklasku. Jako mieszkaniec Śląska nie dam się także przekonać o wiecznej niedoli górników. Mam inne wspomnienia. Z czasów komuny pamiętam, że górnicy byli klasą uprzywilejowaną. Pamiętam osobne wejścia „tylko dla górników” na wyciągach narciarskich, pamiętam jak wjeżdżali tam bez kolejki górnicy na nieosiągalnych dla przeciętnego człowieka zachodnich nartach, kupionych – a jakże – w specjalnych sklepach „tylko dla górników”. I dziś, gdy rozglądam się wokoło, widzę także 40-50-letnich emerytów i rencistów, zdrowych jak konie, zajmujących się koszeniem trawy albo dokładających do kilkutysięcznych świadczeń kolejne kilka tysięcy z pracy na czarno. Strajk w Budryku to przejaw pijarowskich zagrywek central związkowych (cynicznie wzywających św. Barbarę), działających na zasadach analogicznych do mafii, których jedynym językiem jest przemoc wobec pracodawców. Związki zawodowe konkurują dziś o członków jak supermarkety o klientów, a posada działacza- związkowca jest bardziej pożądana od zwykłego awansu. Bowiem strajk to przemoc wobec pracodawcy i współpracowników – zwłaszcza gdy ma miejsce niedopuszczanie do pracy tych, którzy nie zgadzają się z
postulatami przywódców związkowych i chcą uczciwie pracować. Strajk jest także formą przemocy wobec siebie. Na strajku przedsiębiorstwo traci miliony złotych, co pogarsza sytuację finansową zakładu i można przypuszczać, że pogorszy się też sytuacja tam pracujących. Czy zatem w gospodarce rynkowej potrzebne jest w ogóle coś takiego jak strajk? W gospodarce rynkowej pracodawca zawiera z pracownikiem dobrowolną umowę. Jeśli pracownik jest niezadowolony z warunków pracy, może dobrowolnie rozwiązać tę umowę i np. poszukać lepszych warunków u konkurencji. Tym samym pracodawca oferujący złe warunki pracy nie powinien znajdować zbyt wielu chętnych. Jeśli pracownik chciałby zwiększyć swoje dochody, może podjąć dodatkową pracę, awansować bądź – jeśli to możliwe – nabywać udziały w przedsiębiorstwach. To teoria. W praktyce dzieje się różnie. Trudno jednak usprawiedliwiać sytuację, w której pracownik, który chce zarabiać więcej, odmawia pracy i terroryzuje zakład, uniemożliwiając pracę innym. Nauka społeczna Kościoła usprawiedliwia strajk, jeśli potencjalne korzyści ze strajku są proporcjonalne do tej formy protestu. Katechizm Kościoła katolickiego mówi nam, że „strajk jest moralnie usprawiedliwiony, jeżeli jest środkiem nieuniknionym, a nawet koniecznym ze względu na proporcjonalną korzyść. Staje się on moralnie nie do przyjęcia, gdy towarzyszy mu przemoc lub też gdy wyznacza mu się cele bezpośrednio nie związane z warunkami pracy lub sprzeczne z dobrem wspólnym”.

REKLAMA

Trudno jednak nie zauważyć, że koszty ponoszone przez zakład jako wspólnotę ludzi pracy są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do jednostkowych zysków poszczególnych pracowników. Jeśli pracodawca w wyniku strajku traci 1 mln zł dziennie, a 500 pracowników domaga się 500 zł podwyżki, to w wyniku trwającego miesiąc strajku zakład traci 30 mln zł, natomiast potencjalny miesięczny zysk dla pracownika podejmującego strajk to 500 zł. Tutaj chyba trudno doszukiwać się jakiejkolwiek proporcjonalności i chyba nie o to chodziło moralistom, którzy nota bene uważają, że „porozumienie stron nie wystarczy do moralnego usprawiedliwienia wysokości wynagrodzenia”. Naturalnie należy rozumieć, że pouczający
nas dostrzegają niebezpieczeństwo sytuacji ekstremalnych. Można sobie wyobrazić, że np. regionalny monopolista, pracodawca w regionie o 50- procentowym bezrobociu, stawia ludzi
pod ścianą i obniża pensje o połowę. Nie sądzę jednak, żeby nawet w takiej sytuacji akurat strajk był metodą, która przyniesie poprawę sytuacji strajkujących oraz ich rodzin. Dzisiejsza akceptacja strajków jako normalnego zjawiska towarzyszącego stosunkowi pracy bierze się z kilku powodów. Przede wszystkim strajk postrzegany jest przez etos niepodległościowej
walki z socjalizmem. Strajk był wizytówką „Solidarności” i walki z socjalistycznym wyzyskiwaczem, jakim było państwo. Ów etos jest dziś nadużywany przez ludzi ze związków zawodowych, nie mających zresztą do tego moralnego prawa, nota bene negujących to, co wywalczyli ich poprzednicy. Po drugie – społeczeństwo akceptuje strajki, bowiem konsekwencje strajku bezpośrednio go nie dotyczą. Jego skutki zamykają się w obrębie zakładu lub branży. Większość ludzi solidaryzuje się ze strajkującymi jako słabszą stroną konfliktu. Jednak kiedy strajk zaczyna być uciążliwy, np. gdy ludzie cierpią na nim jako klienci, sympatie odwracają się od strajkujących i natychmiast pojawiają się głosy przeciwne tej formie protestu. Wreszcie poparcie dla strajków, szczęśliwie coraz rzadziej, bierze się z neomarksistowskiego rozumienia gospodarki,antagonizującego pracodawcę i pracownika. Patrząc na przedsiębiorstwo przez pryzmat pracowników wyzyskiwanych przez kapitalistycznych menedżerów, tworzy się fałszywy obraz firmy jako areny gry o sumie zerowej, zapominając, że z dobrowolnego stosunku pracy zyski odnoszą obie strony. Większość obywateli zapewne z nostalgią patrzy na zmagania strajkujących. Oni też czasami chcieliby utrzeć nosa swoim szefom, ale w porę konstatują, że w gospodarce kapitalistycznej nie ma miejsca na przerywanie pracy. To się po prostu nie opłaca. Ja niestety też nie mogę strajkować. Mogę natomiast życzyć sobie i wszystkim Polski bez strajków, Polski w pełni sprywatyzowanej. Lekarstwem na obecne strajki powinna stać się sankcja o pełnym ponoszeniu konsekwencji finansowych dotykających przedsiębiorstwa przez strajkujących. Zapewne nikt nie zdecydowałby się na tę destrukcyjną formę protestu, jeśli koszty ponosiliby nie podatnicy, lecz płaciliby je protestujący z własnej kieszeni. Wielu zresztą płaci. Ale gdy zakład upadnie, na refleksję zwykle jest już za późno.

UWAGA! Masz problem obsługą strony, e-wydania lub księgarni? Napisz do nas: [email protected]

W internetowej księgarnii pojawiły się nowe pozycje. Osoby mieszkające w Warszawie zamówienie mogą odebrać osobiście:

Dekadencja (Janusz Korwin-Mikke): Zmian kulturowych, które zachodza w Unii Europejskiej nie da sie ukryc. Nie da sie tez ukryc, ze zmiany te nie sa spontaniczne, a starannie planowane. Czy winic trzeba, tak jak JKM – dekadencje?

Kosciol a wolny rynek (Thomas Woods): Katolicka obrona wolnego rynku. Czy bieda jest blogoslawiona, a bogactwo przeklete? Ksiazka o tym, ze liberalizm, jak niewiele innych pradow umyslowych, jest bliski nauczaniu Chrystusa, ktory w swoich naukach uwalnial czlowieka z wiezow opresyjnej wladzy i zakazow odbierajacych mu godnosc i wolna wole…

Ekonomia Wolnego Rynku. Tom 1 i Tom 2 (Murray Rothbard): Wreszcie w Polsce! Pierwszy tom najwazniejszego dziela amerykanskiego profesora Murraya N. Rothbarda, najwybitniejszego ucznia samego Ludwiga von Misesa! Ksiazka lamie monopol przestarzalych, nieaktualnych i falszywych podreczników ekonomii obowiazujacych na polskich uczelniach.

________________________________________________________
zachęcam do odwiedzenia internetowej księgarni nczas.com

KSIĄŻKI JANUSZA KORWIN MIKKE W ATRAKCYJNYCH CENACH!

● tylko wyselekcjonowane pozycje książkowe najlepszych Autorów!
● stawiamy na jakość, nie na ilość!
● książki wysyłamy dwa razy dziennie (tylko priorytetem)
● już wkrótce nowe kanały płatności

________________________________________________________
zachęcamy do zamówienia e-prenumeraty Najwyższego Czasu!

● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com – KAŻDA wpłacona złotówka przekłada się na ilość tekstów na stronie
● 10 kolejnych numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)

Kliknij tutaj aby zamówić e-prenumeratę

REKLAMA