Od hossy do bessy. Czemu akcje spadają?

REKLAMA

Od pięciu lat na warszawskim parkiecie szalała hossa. Inwestorzy już praktycznie zapomnieli jak wyglądają spadki. Dlatego dla części z nich przecena giełdowych akcji może być zaskoczeniem.

O odwróceniu trendu na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych mówi się już od dobrych kilku miesięcy. Jednak dopiero teraz, gdy indeksy straciły już blisko 30 proc. od rekordu ustanowionego w lipcu 2007, nieśmiało mówi się o bessie, czyli długoterminowym spadku cen większości walorów. Ku pokrzepieniu serc należy jednak przytoczyć opinie wielu ekspertów, że być może to tylko korekta wyśrubowanych już cen, a podstawowy, długoterminowy trend na rynku jest wciąż trendem wzrostowym.

REKLAMA

Rynek czy kasyno?

Mimo kilkunastoletniej historii warszawskiego parkietu, wiedza na temat rynków kapitałowych, jest w Polsce wciąż niewielka. Mimo tego, na rodzimej giełdzie inwestuje procentowo więcej graczy indywidualnych niż w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie swoje środki wolą powierzać wyspecjalizowanym funduszom. Wciąż w Polsce można spotkać opinie, że inwestowanie na giełdzie jest niemal równoznaczne z grą w kasynie, a atmosferę panującą na parkiecie opisuje się jako balans między lękiem a chciwością.

Ci, którzy patrzą na giełdę niczym na jaskinię hazardu, nie dostrzegli, że dziś na giełdzie notowanych jest kilkaset, a nie kilka firm, jak to było w latach 90. Warszawski parkiet urósł międzyczasie do poziomu jednego z najsilniejszych rynków w regionie i dojrzałego rynku spośród krajów rozwijających się.

Ponadto, czy tego chcemy czy nie, na giełdzie jesteśmy obecni niemal wszyscy, bowiem właśnie tam lokują nasze oszczędności Otwarte Fundusze Emerytalne.

Przez te lata zmienił się także charakter inwestorów. Od owczego pędu w początkowym stadium, kolejkach społecznych przed biurami maklerskimi, koczowaniu w maluchach i kupowaniu wszystkiego za wszelką cenę, dla wielu inwestorów przyszedł czas porzucenia podejścia spekulacyjnego: zarobić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Porzucenia „gry” na rzecz „inwestowania”. Inwestowania w wartość swojego portfela inwestycyjnego i znajdujących się w nim spółek.

Giełda jest przecież miejscem pozyskiwania kapitału przez przedsiębiorstwa dla zwiększania ich wartości rynkowej. Dlatego w ciągu ostatnich kilku lat co bardziej zapobiegliwi inwestorzy koncentrowali się na firmach perspektywicznych, stale zwiększających swoją wartość dzięki efektywnemu zarządzaniu.

Historia uznanych dziś marek giełdowych pokazuje, że właśnie dzięki takim przedsiębiorstwom, których akcje rosną konsekwentnie od początku ich zaistnienia na giełdzie, a każda zainwestowana weń złotówka zwróciła się wielokrotnie, warszawski rynek zmienił się nie do poznania.

Inwestorzy kontra spekulanci

Inwestujący w wartościowe przedsiębiorstwa mają tę przewagę nad innymi, że dobrze potrafią przewidzieć szacunkową wartość posiadanych przez siebie akcji. Inwestorzy, którzy czytają sprawozdania finansowe, dokonują analiz i są na bieżąco z tym, co dzieje się w posiadanych przez nich spółkach, śpią spokojnie.

Mało tego: najpewniej cieszą się, gdy ceny akcji idą w dół. Przecena jest bowiem wykorzystywana przez nich do odkupienia spadających akcji i zwiększenia wartości ich portfeli. Inwestor inwestujący w wartość jest bowiem inwestorem długoterminowym, a akcje danej spółki trzyma w długim, kilkuletnim horyzoncie czasowym, do czasu, kiedy wybrana firma konsekwentnie zwiększa zyski.

W dużo gorszej sytuacji są spekulanci, zwabieni owczym pędem, decydujący się na inwestycje pod wpływem informacji, które mają potencjalnie rzutować na wycenę danej spółki w przyszłości. Akcje spółek spekulacyjnych są najbardziej wyczulone na rynkowe trendy. Liczący na duży zysk w krótkim horyzoncie czasowym, w czasie bessy spekulanci notują dotkliwe straty, zwłaszcza jeśli nie trzymają nerwów na wodzy, a jeszcze gorzej, gdy inwestują pożyczonym z banku kapitałem.

Najtrudniejszym pytaniem, z którym borykają się inwestorzy jest zapewne dylemat, czy mamy do czynienia z kilkutygodniową korektą cen akcji, czy z kilkuletnią bessą. Gwałtowny krach zaczyna się bowiem, gdy spekulanci wywindowali kursy do niebotycznych rozmiarów. Giełdowi weterani pamiętają zapewne szalone wzrosty lat 90., gdy rosły dosłownie wszystkie spółki lub ?bańkę internetową?, gdy ceny szybowały na wieść, że spółka zaczyna działać w e-biznesie.

Podczas obecnej hossy również nie brakowało słów-wytrychów do portfeli inwestorów. Raz były to surowce: głównie stal czy paliwa, a innym razem tzw. deweloperka. Wiele firm podejmując się nowych wyzwań zwiększało realnie swoje zyski i nieuczciwe byłoby nazwanie ich „przeszacowanymi balonami”. Z innej strony firmy nie stroniły od sztucznego zwiększania wartości notowań swoich udziałów np. poprzez podział akcji lub tzw. „groszowe emisje” nowych akcji dla dotychczasowych akcjonariuszy. W ten sposób w ciągu ostatnich lat tworzyły się nowe fortuny, ale i w tym nie upatrywałbym sensacji, bowiem historia rynków kapitałowych to faktycznie historia pomysłów na zwiększanie majątku księgowego nowymi sposobami.

Dlaczego akcje spadają?

Najczęściej spadek wartości cen akcji jest zbieżny z dekoniunktura gospodarczą. W przypadku Polski, należącej do tzw. Tygrysów Europy, rozwijającej się niezwykle dynamicznie na tle krajów UE15, o takim fakcie nie może być mowy. Żyjemy jednak w czasach gospodarki globalnej, a rynki finansowe są połączone ze sobą i związane wieloma zależnościami. Choć trudno w to uwierzyć, sytuacja na giełdzie w Warszawie, uzależniona jest od sytuacji za oceanem. Od kondycji Wall Street, a pośrednio od kondycji amerykańskiej gospodarki zależy sytuacja na wielu rynkach całego świata.

Wieści napływające z USA nie są optymistyczne. Coraz częściej słyszy się o recesji, spowodowanej głównie przez kryzys na rynku nieruchomości. Amerykańskie banki postanowiły napompować swoje wyniki finansowe udzielając kredyty hipoteczne każdemu, kto o to poprosił. Na szczęści w Polsce taka sytuacja nie ma miejsca, lecz wiele globalnych banków znalazło się w kłopotach. Słabnie też amerykańska waluta, rośnie inflacja i wygląda na to, że wzrost gospodarczy ostatnich lat napędzany był w większym stopniu konsumpcją, co inwestycjami.

Ponadto, o czym mówi się mniej i bardzo niechętnie, ekonomiści zaczynają się zastanawiać się nad wydolnością rozbudowanych systemów socjalnych najbardziej rozwiniętych państw świata w perspektywie niżu demograficznego i procesów starzenia się społeczeństw. Najbardziej pesymistyczni naukowcy z Mises Institute przewidują, że Stany Zjednoczone czeka zapaść na miarę kryzysu z lat 20. ubiegłego wieku, a państwa nie będzie stać na wypłacanie emerytur.

Wreszcie, na rynku nie ma już impulsu do dalszych wzrostów, a akcje są najzwyczajniej drogie. Polska także na tym tle nie wygląda najgorzej. Warto porównać współczynnik ceny do zysku akcji na największych giełdach świata. Dla największych polskich spółek wynosi on 14,09. Dla pięciuset amerykańskich 17,87. Dla Niemiec 13,04; Francji 12,80, ale dla Chin 49,49. Tak więc prawdziwym giełdowym balonem, który może pęknąć tuż po Olimpiadzie w Pekinie są tak naprawdę Chiny.

Jeśli nie akcje to co?

Jeden z największych inwestorów giełdowych Warren Buffet mawia, że „twoim celem jako inwestora powinno być po prostu kupno za racjonalną cenę udziału w zrozumiale działającym przedsiębiorstwie, którego dochody niemal na pewno za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat będą wyższe niż dzisiaj”. Notujący stopę zwrotu przekraczającą 30 proc. rocznie, Buffet nie martwił się rynkowymi fluktuacjami, inwestując tylko w najlepsze firmy takie jak: American Express, Coca-Cola, Walt Disney, McDonalds, Washington Post czy Gilette.

Tak więc najlepszą inwestycją dla inwestorów oczekujących wysokiej stopy zwrotu są akcje, akcje i jeszcze raz akcje. Najlepszym zaś posunięciem w czasie bessy lub korekty jest poczekanie aż akcje spadną do oczekiwanego minimum i kupno jak najbliżej dna.

Inwestorzy indywidualni muszą rozważyć czy opłaca im się sprzedać akcje w czasie spadków, tak aby uratować zyski już zawarte w cenach akcji, czy przeczekać zniżkę. Dotyczy to przede wszystkim klientów Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych. Warto wiedzieć, że paniczna wyprzedaż akcji przez klientów TFI, nakręca dekoniunkturę. Ponadto fundusze naliczają sobie dodatkowe opłaty umorzeniowe. Kolejną opłatę inwestor poniesie przy następnej chęci powrotu na rynek.

Nie każdy klient ma jednak zdrowie, aby patrzeć jak topnieje stan jego rachunku. Nic więc dziwnego, że tacy klienci opuszczają rynek akcji i poszukują zysków gdzie indziej. Obecnie istnieje wiele możliwości alternatywnej alokacji kapitału. Pośrednicy oferują niezliczoną ilość instrumentów inwestowania na międzynarodowych rynkach, nie tylko w akcje, ale także w nieruchomości, surowce czy metale szlachetne. Wydaje się jednak, że w obecnych czasach inwestowanie na wielu innych rynkach niż akcje jest obarczone równie dużym ryzykiem.

Ceny surowców rosną niezmiennie od wielu lat. Fundusze hedgingowe, inwestujące w różnorakie aktywa, których jednostki są do kupienia w Polsce, lokujące na rynkach surowcowych, akcji czy instrumentów pochodnych w niepewnych, nerwowych dla gospodarki czasach, bez wyraźnego trendu w górę czy w dół, nie radzą sobie najlepiej i zapewniają przeciętne kilku-kilkunastoprocentowe zyski, zależne od okresu wejścia-wyjścia z inwestycji.

Złoto i srebro są najdroższe w historii. Po numizmaty ustawiają się kolejki amatorów zwabionych niewiarygodnymi cenami aukcyjnymi na internetowym portalu Allegro. Ropa i gaz są na rekordowych poziomach. Nieruchomości są już teraz drogie. Dla zachowawczych i sceptyków pozostają obligacje i lokaty bankowe. Najmniej atrakcyjne pod względem stopy zwrotu, ale bezpieczne. Tym niemniej nie należy zapominać, że preferującym bezpieczne inwestycje także coś zagraża. Takim zagrożeniem jest największy wróg gospodarki kapitalistycznej – inflacja.

UWAGA! Masz problem obsługą strony, e-wydania lub księgarni? Napisz do nas: [email protected]

W internetowej księgarnii pojawiły się nowe pozycje. Osoby mieszkające w Warszawie zamówienie mogą odebrać osobiście:

Dekadencja (Janusz Korwin-Mikke): Zmian kulturowych, które zachodza w Unii Europejskiej nie da sie ukryc. Nie da sie tez ukryc, ze zmiany te nie sa spontaniczne, a starannie planowane. Czy winic trzeba, tak jak JKM – dekadencje?

Kosciol a wolny rynek (Thomas Woods): Katolicka obrona wolnego rynku. Czy bieda jest blogoslawiona, a bogactwo przeklete? Ksiazka o tym, ze liberalizm, jak niewiele innych pradow umyslowych, jest bliski nauczaniu Chrystusa, ktory w swoich naukach uwalnial czlowieka z wiezow opresyjnej wladzy i zakazow odbierajacych mu godnosc i wolna wole…

Ekonomia Wolnego Rynku. Tom 1 i Tom 2 (Murray Rothbard): Wreszcie w Polsce! Pierwszy tom najwazniejszego dziela amerykanskiego profesora Murraya N. Rothbarda, najwybitniejszego ucznia samego Ludwiga von Misesa! Ksiazka lamie monopol przestarzalych, nieaktualnych i falszywych podreczników ekonomii obowiazujacych na polskich uczelniach.

________________________________________________________
zachęcam do odwiedzenia internetowej księgarni nczas.com

KSIĄŻKI JANUSZA KORWIN MIKKE W ATRAKCYJNYCH CENACH!

● tylko wyselekcjonowane pozycje książkowe najlepszych Autorów!
● stawiamy na jakość, nie na ilość!
● książki wysyłamy dwa razy dziennie (tylko priorytetem)
● już wkrótce nowe kanały płatności

________________________________________________________
zachęcamy do zamówienia e-prenumeraty Najwyższego Czasu!

● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com – KAŻDA wpłacona złotówka przekłada się na ilość tekstów na stronie
● 10 kolejnych numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)

Kliknij tutaj aby zamówić e-prenumeratę

REKLAMA