Michalkiewicz: O wyższości futbolizmu

REKLAMA

Dzisiaj wielki bal w Operze. Sam potężny Archikrator dał najwyższy protektorat. Wszelka dziwka majtki pierze i na kredyt kiecki bierze” – donosił poeta. To zupełnie tak samo, jak u nas po ogłoszeniu, że europejscy futboliści uradzili, żeby w roku 2012 swoje rozgrywki odbyć w Polsce i na Ukrainie. Ponieważ futboliści muszą do tego celu mieć odpowiednie stadiony, autostrady, lotniska, hotele, burdele i knajpy, w kraju aż się zagotowało, bo jużci – wiadomo, że przy tym każdy będzie mógł się nakraść, ile dusza zapragnie – oczywiście pod warunkiem, że znajdzie się dostatecznie blisko władzy. Toteż w mediach wszelkie rewelacje o panującej w branży korupcji ucichły, jakby ręką odjął, a prezes PZPN Michał Listkiewicz znowu został najukochańszą duszeńką wszystkich „miłośników sportu”.

Ale najpierw trzeba było załatwić sprawy ważniejsze. Decyzja o rozgrywkach w Polsce zapadła 18 kwietnia 2007 roku, kiedy marionetkowe rządy sprawowała tutaj faszystowska klika Kaczyńskich. Gdyby to ona miała budować te wszystkie cudeńka, to towarzysze z razwiedki mogliby nie powąchać nawet kurzu z tych pieniędzy. Dlatego też najpierw trzeba było uporządkować sprawy polityczne, a dopiero potem „przejść do konkretów” – jak w swoim czasie nawoływał były agent sławnego „wywiadu gospodarczego”, dr Andrzej Olechowski. Komuż bowiem miałyby przypaść w udziale wszystkie splendory, kogóż w obliczu napierających zewsząd na naszą młodą demokrację zagrożeń nagradzać, jeśli nie szczerych demokratów? A kto jest najszczerszym demokratą – wiadomo. Czyż nie wyjaśnił tego raz na zawsze sam Chorąży Pokoju na przedwyborczej akademii w Pierwszym Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy, stwierdzając, że „nigdy i nigdzie nie było takiej demokracji, jak nasza”? A dlaczego nie było? Bo nigdy i nigdzie przedtem za demokrację nie zabrały się i nie zorganizowały jej „organy”. Ot co! Więc już chyba wszystko jasne?

REKLAMA

To jasne, że jasne, ale niezupełnie, bo wprawdzie 21 października wybory zostały rozegrane jak się należy, ale przecież dopiero od tego momentu można było odpowiedzialnie uzgadniać, kto, ile, za co, z kim do podziału, jak to rozpisać w papierach i gdzie schować, żeby było gites tenteges. To musiało trochę potrwać, czego nie mogły pojąć głupki z UEFA i przysłały „upomnienie” – że niby Polska nie zdąży z tymi stadionami i burdelami. Więc od razu się wyjaśniło, że rząd dofinansuje stadiony w kwocie tysiąca euro na jedno krzesełko, a Stadion Narodowy w Warszawie sfinansuje w całości. To rozwiązanie musiał premieru Tusku podsunąć jakiś potomek autora memoriału do rosyjskiego Ministerstwa Wojny. Autor ów proponował dostarczenie armii carskiej miliona krzeseł, bo – jak dowodził – taka wielka armia nie może stać. Ponieważ w Ministerstwie Wojny też znali się na rzeczy, rozpoczęły się pertraktacje, które niestety przerwał wybuch I wojny światowej i już się nie dowiemy, ile by uzgodniono w przeliczeniu na jedno krzesełko. Uzgodnienia – uzgodnieniami, ale wiadomo, że w dzisiejszych zepsutych czasach ktoś musi jednak tym wszystkim kierować. Toteż minister sportu Mirosław Drzewiecki ogłosił, że utworzona została spółka PL 2012, w której na prezesa zarządu wysunięty został pan Marcin Herra – młody człowiek, o którym na podstawie dotychczasowej kariery można powiedzieć, że zdolny do wszystkiego, a ostatnio – prokurent Grupy Lotos S.A. Ta spółka ma wszystko „koordynować” – naturalnie „w porozumieniu” z ministrem sportu, a za jego pośrednictwem – z premierem, który już wszystko przekaże wyżej.

Ponieważ przez te nieszczęsne, ale przecież konieczne wybory i późniejsze uzgodnienia trochę czasu jednak zmitrężono, spółka firmowana przez pana Herrę będzie dysponowała szerokimi, a może nawet nadzwyczajnymi pełnomocnictwami – żeby jednak zdążyć, bo w przeciwnym razie – cóż o premieru Tusku powiedzą w Paryżu? Nieuchronnie przypomina to przypadek innego słynnego liberała, Naftalego Aronowicza Frenkla. Tego tureckiego Żyda jakiś diabeł podkusił do robienia interesów w Sowieckim Sojuzie, w którym Ojciec Narodów przyswoił sobie spostrzeżenie pewnego niemieckiego księcia, co to mawiał, że Żydzi są jak gąbka; jak już odpowiednio nasiąkną, to ich wyciskamy. Więc nasz Naftali Aronowicz też trafił do turmy, ale okazało się, bardziej przyda się na innym odcinku – mianowicie na odcinku łagrów. To właśnie on wprowadził system „kotłów”, który zebrał takie żniwo na budowie Kanału Białomorskiego i w wielu innych, mniej znanych miejscach. Właśnie na budowie Kanału Białomorskiego narodziła się słynna „szturmowszyzna”. W początkach 1933 roku z Moskwy przychodzi rozkaz Nr 1: „aż do końca robót proklamować nieustający szturm!” Dzięki temu 1 maja 1933 roku narkom Jagoda mógł zameldować Ukochanemu Wodzowi, że budowę zakończono w terminie. Tę metodę, chociaż oczywiście już bez ofiar w ludziach, zastosowano przy budowie Huty im. Lenina, a za Edwarda Gierka – również Huty Katowice, co podobno nie pozostało bez wpływu na koszty tej inwestycji, ale co tam jakieś „koszty”, kiedy „sam potężny Archikrator dał najwyższy protektorat”? Czy ktoś potrafi wyliczyć, ile kosztuje prestiż? Naftali Aronowicz Frenkiel z tego też potrafił wyciągnąć ciekawe wnioski.

30 listopada 1939 roku rozpoczęła się wojna Związku Sowieckiego z Finlandią, tzw. wojna zimowa. Nie chciała iść dobrze, więc Chorąży Pokoju wyciąga Frenkla z Łubianki, gdzie wylądował wskutek kolejnej niełaski i proponuje mu, by „natychmiast” przystąpił do budowy na bezdrożach i bezludziach Karelii trzech linii kolejowych. Wszystkie mają być gotowe w ciągu TRZECH MIESIĘCY! Frenkiel się zgodził, ale postawił warunki, m.in. ten, by GUŁ ŻDS (Zarząd Naczelny Obozów Budowy Dróg Żelaznych) w okresie pilnych robót „nie musiał liczyć się z panującym ustrojem socjalistycznym”. Nawiasem mówiąc, oznaczało to m.in. również i to, że Frenkiel nie musiał z niczego wyliczać się przed nikim. I Wielki Nauczyciel się zgodził!

Od tej rewolucyjnej praktyki wróćmy do rewolucyjnej teorii. Jak nazwać ustrój panujący na budowach GUŁ ŻDS „w okresie pilnych robót”? Socjalizmem nazwać tego nie można, to chyba jasne? Ale przecież kapitalizmem też nie, nieprawdaż? Już choćby z tego względu, że wszystkie roboty, a już zwłaszcza te „pilne”, były wykonywane rękoma niewolników. „Szturmowszczyzna” to też nie była – bo Frenkiel odstąpił od własnego systemu „kotłów” i niewolników obficie karmił i ciepło odziewał, a nawet poił wódką. Sprawa nie jest prosta, toteż nawet Sołżenicyn, chociaż przenikliwym okiem naturalisty spenetrował system sowiecki na wylot – nie znalazł dla tego ustroju nazwy. I dopiero teraz, za sprawą pana Herry i jego spółki PL 2012 nastręcza się okazja. To jest FUTBOLIZM! Futbolizm jest niewątpliwie wyższą formą ustrojową od panującego u nas zwyczajnie socjalizmu, bo czyż w przeciwnym razie rząd premiera Tuska uciekałby się do niej w nadziei uratowania prestiżu?

REKLAMA