Z frontu sekspostępu

REKLAMA

Od czasu do czasu wycinam sobie z prasy i ściągam z internetu kawałki dotyczące spraw, które od lat 60. zeszłego stulecia stały się najważniejsze w kulturze Zachodu. Chodzi naturalnie o sekspostęp i siły reakcji. Ostatnio na przykład wyczytałem na stronie Associated Press, że dobrzy ludzie z wyspy Lesbos podali do sądu jedną z organizacji wesołkowskich za używanie słowa „lesbijska” w nazwie: Grecka Wspólnota Homoseksualistów i Lesbijek. Skarżą się, że nie mogą się nawet publicznie nazywać Lesbijczykami bez narażania się na śmiech oraz że na ich wyspę zjeżdżają seksturystki w poszukiwaniu natchnienia do miłości między kobietami. Tubylcy twierdzą przy tym, że Safona nie była lesbijką. Zapowiada się ciekawy proces, szczególnie że występujący w nim przeciwnicy hominternu są jednocześnie krytycznie nastawieni wobec chrześcijaństwa. Są zwolennikami „klasycznej,” pogańskiej kultury Grecji antycznej.

Tymczasem, jak podało ostatnio hominternowskie pismo „The Advocate”, lesbijki nie zawsze czują się dobrze w swojej wesołkowatej roli. Otóż kilka lat temu jedna partnerka w parze lesbijskiej zdecydowała się na operację zmiany płci. Udało się. Od tej pory ekslesbijska para żyła szczęśliwie razem jako mąż i żona – Thomas i Nancy Beatie ze stanu Oregon. Chcieli mieć dzieci, ale Nancy nie mogła. Ponieważ chirurg nie usunął „Thomasowi” plemników, ten/ta zaszedł/zaszła w ciążę. Dawcą spermy miał być inny wesołek. Ciekawe, czy się zdziwił, że w lipcu zostanie tatą?

REKLAMA

Nie zostanie rodzicem natomiast pewna studentka uniwersytetu Yale. Jak podała gazeta uczelniana „Yale Daily News” (17 kwietnia 2008 r.), adeptka sztuki Alisa Shvarts zdecydowała się na przeprowadzenie wybitnie szokującego projektu na potrzebę jednego ze swoich seminariów. Otóż panna Shvarts wielokrotnie zachodziła w ciążę, po czym brała tabletki antyciążowe, wpełzała do wanny i fotografowała czy filmowała rezultaty samoaborcji, której szczytowym punktem był krwotok. Tu mi się przypomniało, jak w Hamilton College w stanie Nowy Jork jakieś 15 lat temu feminazistki maszerowały po kampusie, wznosząc bojowe okrzyki o dumie bycia „kobietami”, a ich czoła zdobiła krew menstruacyjna. Tamte dziewczyny były mniej radykalne. Panna Shvarts przebiła je o niebo – wielokrotne zabijanie dla sztuki jako rzekomy objaw samowyzwolenia! Chodziło o uniwersytecką wystawę, na której obok zdjęć miała zamiar pokazać „arras” składający się z owiniętej celofanem krwi własnej i materii pomieszanej z wazeliną. Co więcej, wyszło na jaw, że na „projekt” ten zgodziła się jej profesorka. Zrobiła się wielka awantura i studentka wnet zaprzeczyła, że naprawdę była w ciąży.

Wtedy, jak podał „The Washington Post”, uniwersytet poparł ją: „jest artystką i ma prawo wyrazić siebie poprzez sztukę czynną (performance art)”. Znając lewaków, trudno uwierzyć, że sobie to wszystko wydumała. Z drugiej strony ludzie robią właściwie wszystko, aby zaszokować i dostać się do mediów. No i do internetu.

No właśnie – jak podał londyński „Times” (25 marca 2008 r.), niektóre angielskie dziewczynki w wieku 9 do 16 lat zafascynowała gra internetowa „Miss Bimbo”, czyli „Panna pustogłowa”. Uczy je o „ekstremalnych dietach” oraz o operacjach kosmetycznych. Gra polega na „zabawie” w wydawanie wirtualnych pieniędzy na seksowną bieliznę, fajne ciuchy oraz sztuczne biusty.

No i pigułki dietetyczne. Ideał to wielkobiustna dziewczyna o ciele dziewięciolatki. Portal ma już ponad 200 tys. subskrybentów. Krytycy twierdzą, że gra propaguje anoreksję, bulimię i inne patologie. Twórcy gry bronią się, sugerując, że wirtualna dziewczynka powinna jeść od czasu do czasu, „aby nie umrzeć z głodu”. Ponadto dieta i operacje plastyczne mają pomóc dziewczynkom w znalezieniu dobrego „partnera”. Po wejściu na 17. poziom gry czytamy wiadomość: „miliarder na wakacjach… wpadnij mu w oko i niech się zakocha! Powodzenia”.  Pedofile się cieszą, ale niektórzy rodzice – nie.
Nie wszyscy rodzice się buntują jednak wobec sekspostępu. Na przykład tata i mama 10-letniego „Riley” Granta uznali, że jest on naprawdę dziewczynką, przez przypadek występującą w ciele chłopca. Jak powiedziała dziennikarzom jego/jej mama, „ona urodziła się z defektem [birth defect]…

Nie znam żadnego gorszego feleru przy urodzeniu niż penis u kobiety… Ona opowiada o tym dniu, w którym urodzi dziecko… Ona widzi siebie dorastającą jako kobieta”. Riley ma brata-bliźniaka, ale sam od dziecka rzekomo chciał być dziewczynką. W wieku dwu i pół lat usiłował odciąć sobie członka. Rodzice postanowili wyjść na przeciw jego potrzebom. Najpierw robiła to matka w tajemnicy przed ojcem. Potem rodzice działali wspólnie. Zmienili mu imię z Richard na Riley. Ubierają go i wychowują jak dziewczynkę od trzeciego roku życia. Najpierw robili to w domu, potem zaczęli posyłać go tak ubranego do szkoły. Dyrektor był tolerancyjny. W wieku siedmiu lat Riley nie tylko latał w sukienkach, ale również malował się i nosił kolczyki. Naturalnie w szkole było mu ciężko. Dzieci wyśmiewały się z niego/niej, a on/ona musiał/musiała używać osobnej toalety. Teraz jako nastolatek Riley przygotowuje się do brania hormonów i operacji zmiany płci. Sekspostępowcy uznają ją/jego za bohatera/bohaterkę naszych czasów. Jej/jego historia ma być godna tragedii greckiej. Już pokazano dziecko w telewizji ABC – wywiad przeprowadziła sama Barbara Walters, ikona seksliberalizmu.

Niestety seksbohaterem nie zostanie pewien 93-letni mężczyzna z powiatu Manatee na Florydzie. Jak podała „Sarasota Herald-Tribune” (25 marca 2008 r.), aresztowano go za próbę poderwania (solicitation) prostytutki. Otóż staruszek przejeżdżał samochodem, zobaczył latawicę, zatrzymał się i posłał jej przez okno komplement na temat jej dużego biustu. Gadu, gadu, po czym ona zapytała starszego pana, czy stać go na 30 dolarów za figla. On na to, że tak. To ona go w kajdanki. Okazała się policjantką. Wprawdzie prokurator powiatowy przypomniał, że Carlos Underhill był już aresztowany wcześniej za podrywanie prostytutek i zapłacił mandat w wysokości 150 dolarów, ale było to w 1990 roku. Teraz sprawca tłumaczył się, że po prostu chciał pogadać, bo nie jest już w stanie się bawić w te klocki. Wypuszczono go więc bez nakładania kary. Oto jak wydaje się pieniądze podatnika na łapanki chutliwych staruszków.

Wydaje się też całą masę pieniędzy na poszukiwanie lekarstwa na AIDS. Ale według dziennika „Independent” (24 kwietnia 2008 r.), miliardy dolarów i 25 lat badań nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Jak podała agencja Reutera (2 maja 2008 r.), co najwyżej wirus można kontrolować, o ile lekarstwa poda się tuż po zakażeniu. W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia choroba ta była politycznie poprawna. Nacisk socjalliberalnych mediów oraz lobby hominternu spowodował podjęcie decyzji politycznych, w ramach których badania nad AIDS stały się priorytetem. Mówi się w kręgach amerykańskich Państwowych Instytutów Zdrowia, że w związku z tym funduszy nie przyznawano na inne sprawy, choćby na poszukiwanie lekarstwa na raka piersi. Ciekawe, co na to lesbijki? Może cieszą się z tego, że właśnie sąd w Kalifornii uznał, iż śluby homoseksualne są legalne?

REKLAMA