Myśli oszalałego liberała

REKLAMA

W czasach kiedy nie było jeszcze internetu a półki księgarskie nie uginały się od wszelakiej maści przewodników, encyklopedii i albumów ludzie powiadali, że podróże kształcą. Dzisiaj oczywiście szybciej i więcej można dowiedzieć się pewnych rzeczy klikając komputerową myszą, ale przeczytać i zobaczyć na zdjęciu plaże Curacao to nie to samo co wylegiwać się na tej plaży osobiście, a gdyby mieć jeszcze parę milionów w tamtejszym banku to nawet słowa piosenki, że „oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba” straciłyby na aktualności.

Poznawanie świata z drugiej ręki ma też dodatkową wadę, gdyż musimy zdawać się na relacje jakiegoś zagranicznego korespondenta albo innego obieżyświata a wiadomo, że nawet patrząc na ten sam obiekt dwóch ludzi zawsze zobaczy coś innego. Dla przykładu jeden naoczny świadek ekshumacji zwłok generała Sikorskiego widział ciało ubrane w koszulę i spodnie a drugi w krótką koszulkę i spodenki. Być może wynikało to z małej precyzji wypowiedzi lub pewnej delikatności wypowiedzi pierwszego świadka, co nie zmienia faktu, że gdyby świadectwo tego drugiego, który jest byłym ambasadorem w Wielkiej Brytanii było prawdziwe, to już sam fakt, że wodza naczelnego i premiera polskiego rządu pochowano w negliżu zawiniętego w koc wydaje się co najmniej osobliwy. Tak samo jak tłumaczenie, że brak godnego ubioru wynikał z faktu, że w akcji poszukiwawczej nie znaleziono munduru generała, jakby nie było pod ręką czegoś bardziej stosowanego niż żołnierski koc.

REKLAMA

Ale wracając do pouczających podróży, to twórcom powiedzenia o ich edukacyjnym znaczeniu zapewne nie chodziło o stan krajowej infrastruktury drogowej. W tym kontekście dużo się ostatnio pisało i mówiło o kolejnym pomyśle naszych rządzących liberałów a mianowicie o koncepcji, której robocza nazwa mogłaby brzmieć „fotoradar w każdej gminie”, co oczywiście będzie można z czasem twórczo rozwijać w kierunku „dwa fotoradary w każdej gminie” lub „fotoradar w każdym sołectwie” aż do „fotoradaru na każdym podwórku”. O ile program „boisko w każdej gminie” ma ptasiego patrona „orlika” to koncepcję fotoradarów mógłby ilustrować np. sęp. Oczywiście głównym argumentem inicjatorów tego pomysłu jest zapewnienie większego bezpieczeństwa podróżowania, ale natychmiast pojawili się tacy, którzy szczerze wyłożyli, że system może doskonale na siebie zarabiać, gdyż np. we Francji zwrot z inwestycji w fotoradary wynosi już w ciągu roku 500 proc. Ale najprawdziwszą prawdę wyłożył sam minister sprawiedliwości, który przyznał, że do takiej „inwestycji” zmusza nas Unia Europejska, która na ten cel ma również wyłożyć pieniądze.

W tym momencie należałoby wytłumaczyć nieco manieryczny tytuł tego tekstu, zwłaszcza, że nie każdy Czytelnik ma czas i możliwości studiowania gazet codziennych. A w jednym z niedawnych wydań „Dziennika” redaktor tej gazety o bardzo ładnym nazwisku, które byłoby jeszcze ładniejsze gdyby brzmiało nieco „dorośle” a mianowicie Robert Mazurek, wziął redaktorów „Najwyższego Czasu” w obronę przed pomówieniami o ksenofobię, rasizm i antysemityzm, które to zarzuty zostały zawarte w omawianym już raporcie przygotowanym na rządowe zamówienie.

Redaktor „Dziennika” broni autorów „NCz!” gdyż z czasów kiedy jeszcze „przeglądał” pismo zapamiętał je jako gazetę „nieco oszalałych, monotematycznych liberałów i oryginałów, ale dalibóg, nie rasistów”. Cóż zawsze lepiej być szalonym liberałem niż na ten przykład szaloną krową, ale wcale nie jest powiedziane, że w czasach kiedy wszystko zostanie już wypełnione i spełni się także sen naczelnego „Dziennika” pana Krasowskiego o jednej mocarstwowej Europie, że wtedy szalona krowa nie będzie miała lepiej niż na ten przykład nieco oszalały liberał wymieniony w raporcie jakiegoś ucznia profesora Wieruszewskiego. Dzisiaj mamy jeszcze status hrabiego Ponimirskiego, nieszkodliwego wariata, który demaskuje Dyzmę i nawet sam Dyzma dziwi się, że ludzie wierzą jemu a nie swojemu demaskatorowi.

Korzystając z wygodnego statusu oszalałego i monotematycznego liberała mogę pozwolić sobie na stwierdzenie, że także akcja fotoradarowa podobnie jak i szereg innych programów ma faktycznie jeden cel poboczny, który jest celem zasadniczym a mianowicie dążenie do jak największego monitorowania ludzkich poczynań. Tak samo jest ze wspólną walutą i innymi standardami, które codziennie stręczą nam różni Kuniccy, chociaż Żorż Ponimirski w takich sytuacjach denerwował się, że „jaki znowu Kunicki? Jaki Kunicki? Skąd Kunicki?! Kunicki to dobre szlacheckie nazwisko, które ta pijawka przywłaszczyła sobie! Ukradł, rozumiesz pan? Ukradł. Nazywa się po prostu Kunik! Sam sprawdziłem. Syn maglarki Genowefy Kunik i niewiadomego ojca.” Ponimirski mógł dochodzić genealogii Kunika, ale dzisiaj takie zachowanie zostałoby z pewnością sklasyfikowane jako antysemityzm i otwieranie „trumny Dmowskiego” a przecież nawet otwarcie trumny Sikorskiego wywołuje sporo kontrowersji, być może z obawy przed poczynieniem precedensu.

A przecież od samych biznesowych niejasności wokół osoby „Miszy” Borowskiego nie mniej ciekawa jest sprawa jego awansu na wysokie państwowe posady. Okazało się bowiem, że Andrzej Urbański obecny prezes TVP będąc zaufanym Kaczyńskiego w okresie jego prezydentury w stolicy, popijając drinka z Michnikiem postanowił zadzwonić do Borowskiego syna Miriam by zapytać go czy nie zechciałby zostać głównym architektem Warszawy a następnie tenże Borowski tak skutecznie zauroczył panią Jakubiak rysunkami sporządzanymi na hotelowych serwetkach, że ta bez wahania obdarzyła go dyrektorstwem instytucji pod nazwą Narodowe Centrum Sportu. Mając wzgląd na korzenie dyrektora Borowskiego można mieć tylko wątpliwości czy określenie „narodowe” w nazwie NCS nie jest przypadkiem ofiarą jakiegoś przeoczenia lub urzędniczego zaniedbania.

Zwłaszcza, że integracja mocarstwowej Unii postępuje i nie czas na takie drobnomieszczańskie spory. Oto inny dziennikarz „Dziennika” Cezary Michalski komentując przemówienie Sarkozego, w którym ten praktycznie zwymyślał Kaczyńskiego od tchórzy, pisze, że dość już „pasożytowania na Unii” a słowa francuskiego prezydenta stanowią „ostatnie ostrzeżenie dla eurosceptyków”. „Ręce do góry, daj całe złoto które wieziesz ze sobą/ Ręce do góry, bez siły lub przemocą” przekonują nas na razie po dobroci europejskie elity a wiadomo, że po ostatnim ostrzeżeniu muszą przyjść jakieś sankcje i tak się złożyło, że jak tylko poszła w świat informacja o wahaniu prezydenta Kaczyńskiego w sprawie ratyfikowania traktatu lizbońskiego natychmiast mogliśmy przeczytać, że budowa polskich autostrad stoi pod znakiem zapytania podobnie jak los polskich stoczni i tylko dofinansowanie fotoradarów wydaje się być niezagrożone. Jak tak dalej pójdzie to zabiorą Ukrainie Euro 2012, które zostanie zorganizowane przez Niemcy wspólnie z Wrocławiem, Poznaniem i Gdańskiem, a kibice będą jeździli do tych miast eksterytorialnymi autostradami.
Oczywiście po odwołaniu Borowskiego z NCS Warszawa nie wybuduje już stadionu tfu… narodowego, gdyż dla przyszłych internowanych eurosceptyków w zupełności wystarczy obecny Stadion Dziesięciolecia, przy czym należy mieć nadzieje, że są to tylko niczym nieuzasadnione myśli oszalałego monotematycznego ksenofoba.

REKLAMA