Azjatycki „kapitalizm”. Wolny rynek najlepiej rozwija się w republice?

REKLAMA

Z Azją, a ściślej z Japonią i azjatyckimi „tygrysami”, wytworzyła się sytuacja dość paranoiczna. Z jednej strony, ich sukces przywoływany jest przez zwolenników wolnego rynku jako dowód dobroczynnych skutków gospodarczej wolności i bardzo niskich podatków. Z drugiej strony tym samym przykładem z lubością posługuje się część wielbicieli etatyzmu (nie ci brukselscy, ale ci narodowi), dowodzących potrzeby odrzucenia zasad liberalizmu i objęcia gospodarki państwową kontrolą.

[nice_info]W istocie państwa azjatyckie stworzyły pewien szczególny model kapitalistycznego kolektywizmu – tyle, że akurat pozapaństwowego. Państwa azjatyckie wzięły na siebie rolę nie redystrybutora bogactwa, jak w białych socjalizmach (i w tym sensie rację mają przywołujący ten przykład liberałowie), ale strażnika bezpieczeństwa i interesów gospodarczych molochów (i o tyle słuszna jest interpretacja narodowców). W azjatyckim kapitalizmie bez indywidualizmu, gospodarkę zorganizowano jak armię do wojny ekonomicznej przeciw reszcie świata.[/nice_info]

REKLAMA

Mówiąc nawiasem, uczciwość wymaga, aby powołujący się na ten wzór pamiętali, iż taki model rozwoju wiązał się z „zaciskaniem pasa” wielokrotnie przekraczającym bóle balcerowiczowskiej transformacji. Potulni i cierpliwi Azjaci umieli to znosić, ale już widzę, co by się działo w Polsce, gdyby dla dobra Ojczyzny klasa robotnicza miała nieco popuścić ze swych socjalnych przywilejów. (Bądźcie łaskawi to przemyśleć, centroprawicowi łaskawcy, szafujący azjatyckim przykładem!)

Ale też to właśnie ten kolektywizm przyniósł pod koniec lat dziewięćdziesiątych azjatyckim (vide Japonia) molochom głęboki i bolesny krach. Nie ma co zwalać na międzynarodowych spekulantów. Spekulanci giełdowi są jak wilki, nie atakują zdrowych sztuk – gdyby waluty azjatyckie trzymały się mocno, nikt na ich masowy wykup by się nie ważył, a jeśli, straciłby na tym.

Krach miał miejsce ponieważ gospodarki zachodnio-azjatyckie, pod pozorami stabilności, od dawna już chorowały.

[nice_alert]W największym skrócie polegała owa choroba na złym – jak to się mądrze mówi – alokowaniu kapitałów. Był to jakby pomnożony wielokrotnie mechanizm „złych kredytów”, znanych nam z początków dekady. Koncerny brnęły w nieopłacalne inwestycje i długi, na spłacanie odsetek, od których zaciągały kolejne długi. Piramida długów rosła bardzo długo nie zauważana, bo wszystko to działo się pod opiekuńczym płaszczem gwarantującego kolejne pożyczki państwa. I podobnie jak to było z naszymi „złymi kredytami”, podstawą tego wszystkiego była władza nad gospodarką „układu” – nomenklatury, choć w Azji nikt tak jej nie nazywa.[/nice_alert]

Przez nią to właśnie kolejne inwestycje okazywały się finansowymi klapami, przez nią też rządy dopłacały do tego, co dla dobra kraju powinno od razu zbankrutować. Inwestowano bowiem nie podług zasad ekonomicznego rozsądku, nie tam, gdzie były zyski, ale podług zasad parafeudalnego „układu” rodzinnych i para-mafijnych powiązań biznesu i władzy, który to układ niepostrzeżenie zdominował azjatyckie gospodarki.

Co to oznacza? Ano, między innymi pryska mit, jakoby autorytarna władza sprzyjała wolnemu rynkowi bardziej niż demokracja. Sądząc po USA, to jednak ta ostatnią mimo wszystkich swych wad, daje większą niż jakikolwiek inny ustrój szansę na długotrwałe prowadzenie uczciwych interesów. Tam, gdzie rządzi układ, tam po prostu nie ma nikogo, kto nawet teoretycznie mógłby przeciwstawić się pokusie, by ten lub tamten miliard, zamiast go oddawać rynkowej grze, podarować wraz z lukratywnym kontraktem szwagrowi.

Często demokracja wskutek etatyzmu i socjalizmu staje się bezbronna wobec korupcji; wtedy rynek, a z nim rozwój gospodarczy, zamiera. Ale rządy autorytarne czy monarchiczne, wymagając oparcia się władcy na określonych grupach, wręcz z natury sprzyjają ich gospodarczemu uprzywilejowywaniu. Chyba, oczywiście, że mamy autokratę niezwykle prawego i mądrego, na dodatek otoczonego tysiącami równie prawych, światłych i zupełnie bezinteresownych urzędników.

[nice_info]A kapitalizm państwowy nie jest kapitalizmem, nawet jeśli przez jakiś czas skutkuje rozwojem. Kapitalizm wymaga pełnej swobody inwestowania, przerzucania kapitału tam, gdzie przynosi on największy zysk. To zaś wymaga, by władzę mieli możliwość kontrolować ludzie równi sobie i niezależni materialnie.[/nice_info]
Czyli: naturalnym środowiskiem dla wolnego rynku jest środowisko republikańskie. Natomiast rządy autorytarne, jak pokazał przykład Azji (zwłaszcza Japonii!), która podnosi się z kryzysu mogą się sprawdzać na krótko, ale na dłuższą metę są dla rynku zagrożeniem takim samym, jak etatyzm zachodnioeuropejski – gdzie pod pozorem demokracji mamy już w istocie do czynienia z władzą oligarchiczną…

[nice_info]Dział ekonomia w księgarnii NCZ!:[/nice_info]

„Czy mozna usprawiedliwic podatki?” (Tomasz Sommer): Pierwsza w Polsce ksiazka prezentujaca funkcjonujace w naszej rzeczywistosci usprawiedliwienia wymuszania podatkow. Oczywiscie wszystkie sa falszywe! Sam sprawdz dlaczego! Osadz czy Naczelny NCZ! ma racje!

„Ludzkie dzialanie – traktat o ekonomii” (Ludwig von Mises): Opus magnum papieza wolnosciowej ekonomii. Jesli chcesz dowiedziec sie jak naprawde dziala gospodarka i jak moglaby dzialac, gdyby nie socjalistyczne absurdy, musisz sie przeczytac te ksiazke!

„Ekonomia dla normalnych ludzi (Gene Callahan)”: Czy istnieje cos takiego jak naukowa ekonomia? Jesli przyznamy, ze takie naukowe ekonomie jak marksizm czy keynsizm okazaly sie nic nie warte to pozostala tylko szkola austriacka.

„Ekonomia Wolnego Rynku. Tom 1, 2, 3” (Murray Rothbard): Wreszcie w Polsce! Trzy tomy najwazniejszego dziela amerykanskiego profesora Murraya N. Rothbarda, najwybitniejszego ucznia samego Ludwiga von Misesa! Ksiazka lamie monopol przestarzalych, nieaktualnych i falszywych podreczników ekonomii obowiazujacych na polskich uczelniach. Moze dzieki tej pozycji, w 100 lat od obalenia paradygmatu Marksa o wyzysku kapitalistycznym i podejrzanym pochodzeniu kapitalu, a w 80 lat od obalenia paradygmatu Keynesa o korzysciach plynacych z interwencjonizmu panstwa w gospodarce, polscy nauczyciele akademiccy zaczna wreszcie uczyc rzesze mlodych polskich ekonomistow prawdy!?

„Kosciol a wolny rynek” (Thomas Woods): Katolicka obrona wolnego rynku. Czy bieda jest blogoslawiona, a bogactwo przeklete? Ksiazka o tym, ze liberalizm, jak niewiele innych pradow umyslowych, jest bliski nauczaniu Chrystusa, ktory w swoich naukach uwalnial czlowieka z wiezow opresyjnej wladzy i zakazow odbierajacych mu godnosc i wolna wole…

„Dobry „zly” liberalizm” (Stanislaw Michalkiewicz): Klasyczna ksiazka znanego publicysty. Bardzo przystepny wyklad podstaw liberalizmu – zarowno dla nieprzekonanych jak i zagorzalych zwolennikow. Lektura obowiazkowa!

„O szkodliwosci podatku dochodowego” (Frank Chodorov): Jedna z najlepszych ksiazek (nareszcie po polsku!) krytykujaca podatek dochodowy. Bardzo przystepnie i blyskotliwie napisana pozycja!

„Ekonomia stosowana” (Thomas Sowell): „Ekonomia stosowana” czyli co robic, zeby nie psuc gospodarki. Swietny podrecznik ekonomii dla nie-ekonomistow. Prozno tu szukac skomplikowanych wykresow, rownan matematycznych itd. Doskonala pozycja dla tych, ktorzy szukaja argumentow „za” wolnym rynkiem!

Zachęcamy do złożenia zamówienia!

[nice_info]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub części), jest możliwy jedynie: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie, itp.[/nice_info]

REKLAMA