Wzorowi robotnicy kontra reszta świata

REKLAMA

Jeżeli ktoś nie wie, gdzie leżą Chiny, niebawem się dowie. Właśnie zaczynają się tam igrzyska olimpijskie. I wprawdzie Zachód namawiał do bojkotu igrzysk ze względu na łamanie praw człowieka w Tybecie (jest to prawdopodobne nawet, bo tam praw człowieka nie ma nigdzie, inaczej by się chyba pozabijali), ale znalazł się ktoś, kto przywrócił rozsądek. Tym kimś był – całkiem nieoczekiwanie zresztą – duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama. On to stwierdził publicznie i do tego w Ameryce, że sportu z polityką mieszać w żadnym wypadku nie wolno (a ja w „NCZ!” uparcie to powtarzałem) i że The Show must go on!.

[nice_info]Przedstawienie musi trwać! No, ale najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że w ten niby-zachodni (czyli tamtejszych lewicowych gazet) bojkot uwierzył jedynie (i poparł najgłośniej, jak potrafi ł) pan Donald Tusk, polski premier. Tymczasem ten protybetański-niby Zachód… pędzi do Pekinu w najlepsze, robiąc z Polaków, jak zwykle zresztą, wała, czyli ludzi otępiałych nieco bądź naiwnych z całą pewnością. A więc świat wybiera się na Daleki Wschód (znaczy się panowie – podaję według ważności – Putin, Bush, Brown, Sarkozy etc…), no a my bojkotujemy! Brawo![/nice_info]

REKLAMA

Chiny to kraj, o którym wiemy niewiele, albo nic. Źe mają w Pekinie (Bejing) aż dziewięć milionów rowerów (a zatem aż 18 milionów pedałów, kto nie zna tego hitu Katie Melua?). Hm, ale może i jeżdżą masowo na rowerach (nie mając ani jednego dobrego kolarza, ciekawostka taka), ale kupują też więcej aut porsche, ferrari i rolls royce’ów niż kraje europejskie wzięte zusammen do kupy. Tak skutkuje nowa ekonomiczna polityka wyglądania poza chiński mur (na marginesie – mają też Chiny tor Formuły 1 w Szanghaju, a nawet pierwszego kosmonautę, Yang Liwei, który niedawno autorytatywnie zaprzeczył, że Mur Chiński jest jedyną ziemską budowlą widoczną z kosmosu – otóż nie widać go wcale!). Ha, wmawiano nam latami, że Chińczycy są mali. Trudno o większą bzdurę, czego zaprzeczeniem są obecni gwiazdorzy NBA Yao Ming (229 cm) i Yi Jianlian (213) – transmisję meczu ich drużyn, Houston Rockets kontra Milwaukee Bucks obejrzało niedawno w Chinach 200 mln widzów! (nota bene Yao Ming dostał właśnie za zasługi dla kraju order „Wzorowego Robotnika”. Ba, ale wszystko tam jest wielkie.

Kolega, trener Andrzej Strejlau prowadził drużynę piłkarską i tak zapamiętał pobyt: -Przychodzi do mnie któregoś dnia taka malutka dziewczynka po wywiad. Pytam, z jakiej jest gazety, a ona, zawstydzona, że z takiej małej… A ile ma nakładu? Ojej, tylko dwadzieścia milionów… Taaa, tam wszystko jest większe, by nie powiedzieć wprost – największe. W Pekinie jest niestety także największy tłok i brud. Ludzie krzyczą, gestykulują i nieustannie się przepychają. Niestety, także nieustannie plują, bo nad miasto wiatr nawiewa piasek z Pustyni Gobi. Telewizja prowadzi wprawdzie kampanię edukacyjną, żeby pluć do chusteczek, ale nie wydaje się ona skuteczna – przyzwyczajenie jest drugą naturą. Co was jeszcze zadziwi? Źe poza ryżem jedzonym pałeczkami albo mięsem psa (na czas igrzysk zabronione, biedne psy, dłużej będą leżeć w lodówkach) czy smażonymi mrówkami, wielkim przysmakiem jest woda.

Ale nie taka, jaką lubimy, chłodna, orzeźwiająca, lecz wrzątek! W dawnych czasach, w których w ogóle istnienia Chin Ludowych nie zauważano (np. USA nie utrzymywały z nimi przez dziesięciolecia żadnych stosunków dyplomatycznych, twierdząc, że chińska jest tylko i wyłącznie wysepka Tajwan), sądzono, że tamtejsi ludzie grać potrafi ą jedynie w ping ponga (nazwa ta jest notabene jednym z bardzo wielu chińskich słów w naszym języku, tak jak silny wiatr: „taj-fun”). Zatem ocieplając stosunki z komunistycznym reżimem Mao Tse Tunga (Ze Donga, tak się pisze imię tego zbrodniarza, który wysłał ponoć na tamten świat więcej ludzi niż Stalin plus Hitler), świat zaczął politykę ocieplania klimatu (zwaną „odprężeniem”, to uczucie tuż po dobrym seksie) od zapraszania ich najlepszych pingpongistów, a politykę tę nazwano „dyplomacją pingpongową”.

I w ten właśnie sposób sport stał się pomostem do obecnej, owocnej zresztą współpracy. I dziś to już Chiny zapraszają innych do siebie. I nieprzesadnie obawiają się nas, Europejczyków. Zgodnie zresztą z tradycją. „Europa? Ten półwysep jest nieważny!” – mawiał pogardliwie towarzysz Mao, i zapewne – znając proporcje – całkiem słusznie.

No wiec jedziemy na te chińskie igrzyska bardzo licznie w sile niemal trzystu luda, ale jednak z żartobliwym hasłem na ustach: polscy sportowcy zbojkotują wraz z Tuskiem olimpiadę! To znaczy pojadą, wystartują, ale na znak protestu nie będą zdobywać medali! Ha, ale to być może wcale nie żart. Są bowiem prognozy, że Chińczycy mogą zdobyć większość złotych krążków, bo ich sport rozwija się w sposób imponujący. Czasem korzystają z tego inni, także i my. Czy wiecie, jak nazywają się dwie reprezentantki Polski, które powalczą w Pekinie o medal w deblu? Xu Jie oraz Li Qian. Nasi dziadowie przewracają się w grobach. Mnie to się też nie podoba. Chinki do zbierania ryżu!

Ale wracając jeszcze do bojkotu i Tybetu: Mój miły kolega i zarazem Czytelnik „NCZ!”, muzyk Kazik Staszewski z Kultu” powiedział, że on na znak protestu nie obejrzy transmisji. – A jak siatkarze zagrają w finale o złoto? – głupio zapytałem… -Hm, no to wtedy chyba się zastanowię!

A zatem The Game must go on! Zresztą, jaki mamy wybór? Festiwal w Sopocie i Dodę?

REKLAMA